Pacjent (po)ranny

Na wstępie małe przypomnienie. Na dłoni otóż pojawił się bąbel. Po konsultacjach i serii badań zdiagnozowano go jako bąbel nr C65 i wyznaczono termin usunięcia narośli. Termin był odległy, przyszłoroczny, ale jeśli umie się właściwie odczytywać i wykorzystywać informacje, to można go znacznie skrócić. Wystarczy wspomnieć, że na drzwiach gabinetu było napisane, że lekarz przyjmuje od 800 do 1400. O tym, że na pewno nie chodzi o czas świadczy fakt, że nikt nigdy żadnego doktora o ósmej w tym gabinecie nie widział.

No więc powoli, acz nieubłaganie zbliżał się termin ekstrakcji bąbla. Nie był to czas relaksu, ponieważ wypełniony był wielogodzinnym bądź wielodniowym oczekiwaniem a to na EMG i USG (które musiałem zrobić prywatnie, bo najbliższy termin to odpowiednio styczeń i „w przyszłym roku”), a to RTG, mocz, Hbs, aHCV, APTT, AspAT, AIAT, GGTP, FA, EKG itp. Kto musiał przez procedurę walki personelu medycznego z chorobą przechodzić, ten doskonale wie, że tu nie ma pośpiechu, a kolejki są niejako wpisane w system. Czeka się na wszystko. A ponieważ socjalistyczna zasada „czy się stoi czy się leży, to się kasa nam należy” obowiązuje w najlepsze, więc personel jest równie kulturalny i miły jak ekspedientki w czasach gdy handel był uspołeczniony, a towary reglamentowane. Wraz ze mną na zabieg czekał sobie bąbel, rozmnażając się radośnie i rosnąc jak na drożdżach. Nawet nie chcę myśleć jakie rozmiary mógłby osiągnąć, gdyby mi się nie udało skrócić terminu.

Jeśli chodzi o termin zabiegu, to został on bardzo ściśle określony i wyznaczony na godzinę 7:30. Po stawieniu się w placówce okazało się, że to nie jest termin zabiegu, lecz godzina zbiórki. Wszyscy mający tego dnia jakieś zabiegi spotkali się o wpół do ósmej przed okienkiem rejestracji. Po uformowaniu się obowiązkowej kolejki pani rejestratorka przystąpiła do czynności wstępnych, to znaczy wypełniania niezliczonej ilości kwestionariuszy i oświadczeń. Na przykład, że pacjent zgadza się na zabieg. Bo pacjent ma wybór, może poczekać pół roku i nie zgodzić się! Zgody na zabieg nie można wypełnić przy wyznaczaniu terminu, bo co by pacjent robił przed zabiegiem przy okienku? Nudziłby się, a do tego dopuścić nie wolno. Z nudów pewnie poczytał by sobie o przysługujących mu prawach, ale nie poczyta, bo takiej informacji w placówce nie ma.

Po dopełnieniu wszelkich formalności, podpisaniu wszelkich możliwych zgód i oświadczeń pacjent kierowany jest do poczekalni, gdzie cierpliwie czeka na swoją kolej. Czeka w dobrym nastroju, ponieważ zgłosić się musi obowiązkowo na czczo. Moja kolej nadeszła już o godzinie 12:37. Zostałem oddelegowany na piętro, gdzie przeprowadzono ze mną wywiad. Nie chodziło jednak o to, co sądzę o bieżącej sytuacji w kraju, ale jak się czuję i na co chorowałem, jakie mam ciśnienie itp. Ten wywiad miał najwidoczniej na celu wykluczenie Alzheimera, bo wszystkie informacje o które pytano zawarte były w dokumentacji medycznej.

Potem zostałem pozbawiony ubrania wraz z bielizną. Widocznie w trosce o bezpieczeństwo personelu, ponieważ za pazuchą mogłem mieć ukrytą bakterię. I nie wahać się jej użyć. Nagiemu jak święty turecki kazano położyć się na wózku i przykryto plandeką. Potem zwieziono na blok operacyjny, gdzie dłuższą chwilę trwało manewrowanie wózkiem by ustawić go tak, by chirurg miał dostęp do bąbla, anestezjolog do obojczyka, a pielęgniarka do drugiej ręki. Udało się po dłuższej chwili i chirurg mógł przystąpić do zabiegu.

Po kilkunastu minutach zabieg uległ zakończeniu i zostałem wystawiony na korytarz. Tam czekałem cierpliwie pod plandeką, aż wolno mi będzie coś na siebie włożyć. Wreszcie pozwolono mi w drodze wielkiej łaski ubrać przyniesioną z domu koszulę nocną. Inni pacjenci i pacjentki, mniej przewidujący, paradowali w zgrzebnych strojach z przydziału. Jednorazowych. Bo nie tylko producenci jednorazowych strzykawek, rękawiczek i innych gadżetów doskonale żyją dzięki jednorazowości produktów. Szwalnie przygotowujące jednorazowe worki zwane „piżamami” także nie mogą narzekać. W nowoczesnej placówce medycznej w zasadzie tylko personel i budynek są wielorazowego użytku. Mniej więcej godzinę później pozwolono mi włożyć ubranie. Wtedy wraz z komórką odzyskałem także poczucie czasu. Była godzina 18:16. Dłuższą chwilę trwało błaganie, żeby mi pozwolono noc spędzić w domu, a nie „na oddziale”. W końcu udało się i już o godzinie 18:52 mogłem opuścić szpital, udać się do domu i zjeść spóźnione śniadanie.

Ręka powoli się goi. Rana zszyta jest w siedmiu miejscach czymś, co przypomina żyłkę wędkarską i ciągnie się przez całą dłoń — od palców po nadgarstek. Niebawem operacja wyjęcia szwów. Mam nadzieję, że nie będę musiał znowu rozbierać się do naga…

 

PS.
Ktoś, kto na co dzień ma styczność ze zreformowaną przez byłą minister zdrowia, a obecnie premier, i byłego pełnomocnika do spraw wykluczonych, a obecnie ministra zdrowia, służbą zdrowia nie takie rzeczy widział i słyszał. Jednak o tym jak ten system działa blade pojęcie mają ci, którzy optują za utrzymaniem status quo. Pora, żeby i oni przejrzeli na oczy.

Dziś jest tak: Składka zdrowotna składowana jest w czarnej dziurze i poza wszelką kontrolą transferowana do beneficjentów, szpitali i lekarzy. Nikt nie wie ile pieniędzy i gdzie jest wydawane, dlaczego i po co. Z kolei Himalajami kłamstwa jest twierdzenie, że prywatnym nie będzie się opłacało wykonywać drogich operacji, bo wystarczy otworzyć dowolną gazetę, żeby się przekonać, że państwowemu też się nie chce i trzeba zbierać pieniądze dla małego Jasia na zabieg.

Gdyby składki zbierały towarzystwa ubezpieczeniowe i w imieniu pacjenta płaciły lekarzom za faktycznie wykonane usługi każdy dokładnie wiedziałby za co i ile płaci. Tylko co z tego miałyby tabuny urzędników oraz krewni i znajomi polityków? Poza tym jakie profity dawałaby władza, jeśli nie dałoby się omijać kolejki, bo by jej po prostu nie było?

Dodaj komentarz