Nie rozumiem. Wybaczcie szanowni Czytelnicy ale nie rozumiem. Wszystkich znajomych błagałem, żeby mi wyjaśnili, oświecili i… oni też nie rozumieją. Niektórzy zdobyli się tylko na uwagę, że krytyka — w moim mniemaniu ewidentnego działania na własną szkodę — toruje PiS-owi drogę do trzeciej kadencji. I nie chodzi o to, żeby opluwany przez czynniki partyjno-rządowe i znajdujące się w ich gestii media Donald Tusk uniósł się honorem, tupnął nogą i powiedział „dość tego!” Nie! Niech dalej z uśmiechem przekonuje, że to pot perli mu się na obliczu. Nie chodzi nawet o to, że nieskończoną ilość razy został nabity w butelkę, zrobiony w konia, oszukany, wystawiony do wiatru i… nie zraziło go to. Nadal wierzy, że tym razem będzie inaczej, że tym razem uda się, że tym razem na pewno nie zostanie wpuszczony w maliny. Nieustannie jest pełen nadziei, która — można rzec — stała się wręcz jego matką. Mam nadzieję — mówi — że rządowe media nie będą yyy projektowały takiej nowej odsłony politycznej wojny domowej w Polsce, bo to jest ostatnia rzecz jakiej potrzebujemy. Jeśli to jest ostatnia rzecz jaką potrzebują, to czemu nie pójść im na rękę? Podobno Albert Einstein nie wyrażał się z estymą o tych, którzy w nieskończoność powtarzali tę samą czynność mając nadzieję, że wreszcie uzyskają korzystny wynik. Gdyby znał Tuska zapewne nie byłby aż tak kategoryczny. Spróbuję więc ułatwić zrozumienie tego, czego nie rozumiem posługując się analogią, mam nadzieję, że udaną.
Cały wpis