Przez media przetacza się fala dyskusji na temat kondycji naszego szkolnictwa. Przeważają głosy krytyczne. Dyskusja nie byłaby merytoryczna, gdyby dyskutanci nie wskazali winnego i nie zaproponowali środków zaradczych. Winne są oczywiście uczelnie, które kształcą niepotrzebnych fachowców. I państwo, które nie przeciwdziała kształceniu niepotrzebnych fachowców. Bowiem u większości publicystów i całości polityków pokutuje wpojone przez komunistów przekonanie, że jeśli państwo czegoś nie zrobi, to nikt tego nie zrobi. Bo tylko państwo wie co robić, zaś społeczeństwo to zbiór bezrozumnych głąbów kapuścianych, których należy prowadzić za rączkę.
Być może z tej niewiary we własne siły bierze się powszechne przyzwolenie na nieuczciwość i pospolite oszustwo? Bo jak inaczej nazwać powszechny proceder ściągania z jednej strony i przymykanie na to ócz z drugiej? Czy można mieć za złe magistrowi inżynierowi, który już z dyplomem w kieszeni – nie mając od kogo zerżnąć – projektuje wadliwą halę czy wiadukt? Albo urzędnikowi, któremu nie miał kto podpowiedzieć, że śnieg dużo waży i należy go z płaskiego dachu usuwać?
Cały wpis