Nieutuleni w żalu sp. z o.o.

Na początku był bum. Potem stenogram, z którego ani nie wynikało, że na pokładzie wybuchła bomba albo dwie, ani że Ruscy strzelali rakietami, a choćby tylko śrutem. Następnie stopniowo coraz głośniej zaczęto domagać się sprawozdania komisji badającej przyczyny katastrofy. Ryk jaki się podniósł w końcu obudził p. Premiera, który przecierając zaspane oczy oznajmił, że komisja jest niezależna, ale opublikuje raport w czerwcu, a on, Premier, raport przeczyta, ale niczego w nim (raporcie) nie poprawi. Jak boga kocha. Raport opublikowano pod koniec lipca…

Po co to przypominać? Bo warto mieć świadomość, iż wyjaśnienie czegokolwiek nie jest prawdziwym celem „pogrążonych w żałobie”. Tu chodzi o kasę, a nie o prawdę. Dlatego na jednym oddechu politycy PiS-u domagają się przejęcia śledztwa przez Polskę oskarżając jednocześnie polskich prokuratorów o nierzetelność i fałszerstwa. Na przykład zadaniem Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, zwanej komisją Millera było zbadania przyczyn katastrofy prezydenckiego samolotu. A czym powinna się taka komisja zajmować według Kaczyńskiego?

Zacznę od tego, czego w ogóle nie ma w tym raporcie. Nie ma tego wszystkiego, co jest związane z czasem przed startem samolotu, a więc tego wszystkiego co wiąże się z rozdzieleniem wizyt, co wiąże się nie tylko z doraźnym tworzeniem załogi, ale także z faktem, że ta załoga została zmieniona, że prezydent RP miał przedtem przydzieloną inną załogę. (…) Trzeba zapytać, czy ta zmiana załogi z lepszej na gorszą była przypadkiem, wynikiem sytuacji konstytucyjnej, czy też była wynikiem czegoś innego.

W wywiadzie opublikowanym w tygodniku Gala w czerwcu 2010 roku Marta Kaczyńska zwierza się ze swoich planów: – Na razie chciałabym zająć się założeniem fundacji i budowaniem Instytutu Lecha Kaczyńskiego. Kontynuować to, co oni zaczęli. Pół roku później prasa donosiła, że „trwają prace nad Instytutem im. Lecha Kaczyńskiego, który będzie częścią fundacji prowadzonej przez córkę tragicznie zmarłej prezydenckiej pary, Martę Kaczyńską. Być może powstanie fundacji zostanie ogłoszone już na przełomie stycznia i lutego. W ostatnim czasie praca nad fundacją bardzo przyspieszyła.” Bez mała dwa lata później fundacji ani widu, ani słychu.

O co więc w tym wszystkim tak naprawdę chodzi? Oczywiście, jak zawsze o kasę. Mechanizm opisała Bianka Mikołajewska w ostatnim numerze Polityki. Cofnijmy się znowu o dwa lata. W maju 2010 r., po ogłoszeniu decyzji, że Jarosław Kaczyński będzie ubiegał się o urząd prezydenta, zaczęły powstawać społeczne komitety popierające jego kandydaturę. Jednym z najprężniej działających był Trójmiejski Społeczny Komitet Poparcia Jarosława Kaczyńskiego na Urząd Prezydenta RP. Działalność społecznych komitetów zwykle ogranicza się do ogłoszenia poparcia dla popieranego polityka. Ale nie w tym przypadku. Bowiem aktywność TSKP przypominała bardziej prace komitetu wyborczego, który finansuje i prowadzi kampanię. Z tą różnicą, że źródła finansowania komitetu wyborczego muszą być jawne, nie ma prawa przyjmować żadnych pieniędzy od osób prawnych (firm, stowarzyszeń), a suma wpłat dokonywanych przez osobę fizyczną nie może przekroczyć w ciągu roku 15-krotności minimalnego wynagrodzenia za pracę. TSKP jako komitetu te uregulowania oczywiście nie dotyczyły i nie musiał się z niczego rozliczać z PKW.

Po przegranej Kaczyńskiego w wyborach członkowie TSKP wydali oświadczenie, w którym czytamy, że przed nimi następne próby sił: „Jesteśmy Komitetem Poparcia Jarosława Kaczyńskiego w walce o Polskę”. Parę miesięcy później część działaczy powołała Fundację Tożsamość i Solidarność (FTiS), która w ubiegłym roku zorganizowała wyjazd z Trójmiasta do stolicy na obchody pierwszej rocznicy katastrofy smoleńskiej. Na finiszu parlamentarnej kampanii wyborczej 2011 r. fundacja zorganizowała wystawę „Lech Kaczyński w służbie najjaśniejszej Rzeczypospolitej”. Najnowszą inicjatywą jest zbiórka pieniędzy na tablicę upamiętniającą ofiary katastrofy. Datki można wrzucać do puszek w trójmiejskich oddziałach SKOK.

Po 10 kwietnia takich inicjatyw jak Trójmiejski Społeczny Komitet Poparcia Jarosława Kaczyńskiego na Urząd Prezydenta RP czy Instytut Polska Racja Stanu 2010 im. Lecha Kaczyńskiego powstało w całej Polsce wiele. Po przegranych wyborach postanowiono jakoś te ruchy sfederalizować. W ten sposób powstał Ruch Społeczny im. Lecha Kaczyńskiego. Inauguracja nastąpiła w pierwszą rocznicę katastrofy smoleńskiej. Do warszawskiej Sali Kongresowej zjechało prawie 3.000 społeczników i polityków PiS. Ci pierwsi przyjęli przez aklamację deklarację, w której deklarowali: „Obieramy za patrona śp. Lecha Kaczyńskiego, ponieważ sądzimy, że patriotyzm, wolność i godność, którymi kierował się w swoim życiu prywatnym i służbie publicznej, są najważniejszymi wartościami dla Polaków”. I dalej: „Depozytariuszem spuścizny ideowej, myśli politycznej i działań państwowych Prezydenta jest Jego brat – Jarosław Kaczyński”.

Oficjalnie Ruch został zarejestrowany w październiku 2011 r. Nie jest jasne kto pokrywał wszystkie wcześniejsze koszty związane z jego powstaniem. Skarbnik Ruchu mecenas Paweł Mucha nie wie, kto płacił za wynajęcie Sali Kongresowej na inaugurację działalności, za występy artystów i przygotowanie prezentacji multimedialnych. Nie jest też w stanie powiedzieć, kto pokrył koszty wcześniejszej konferencji uzgodnieniowej w centrum konferencyjnym hotelu Windsor w Jachrance pod Warszawą, obiadu, na który zaproszono blisko tysiąc zgromadzonych osób, i autokarów, które wiozły uczestników z i do Warszawy. Według Muchy pewne jest jedno: pieniędzy nie wyłożył Ruch, bo skoro oficjalnie nie istniał, nie mógł też mieć wydatków.

Smoleński przemysł żałobny kręci się bez zgrzytów jak dobrze naoliwiona maszyna do produkcji pieniędzy.  Od 13 grudnia 2010 r. działa fundacja Instytut im. Lecha Kaczyńskiego. Powstała z przekształcenia Fundacji Nowe Państwo, którą w 1997 r. założyli Jarosław Kaczyński, Krzysztof Czabański, ks. abp Tadeusz Gocłowski i trzy podmioty prawne. Przez wiele lat fundacja była uśpiona. A jest w posiadaniu sporego majątku. Należy do niej między innymi firma Srebrna. Ta zaś ma udziały w spółkach wydających tygodnik „Gazeta Polska”, miesięcznik „Nowe Państwo” i portal Niezależna.pl. Przed katastrofą smoleńską sytuacja finansowa tych mediów wyglądała tragicznie. Miesięczna sprzedaż „GP” rzadko sięgała 25.000 egzemplarzy. Tygodnik miał długi i stał na skraju bankructwa. Katastrofa smoleńska, związane z nią śledztwo i uroczystości upamiętniające ofiary tragedii postawiły tytuł na nogi. Sprzedaż systematycznie pięła się w górę osiągając kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy. A jeśli „Gazeta Polska” zacznie przynosić zyski, to wzbogaci się także Instytut im. Lecha Kaczyńskiego. PiS nie może bezpośrednio czerpać zysków z działalności gospodarczej. Ale Instytut jak najbardziej. I nikt nie zarzuci mu łamania prawa jeśli przeznaczy jakieś kwoty np. na krzewienie myśli Lecha Kaczyńskiego. Nawet gdyby stało się to w samym środku kampanii wyborczej.

Zdumienie budzi bierność rządu, a zwłaszcza Premiera. Co jakiś czas Tusk budzi się, przeciera zaspane oczy, rzuca jakąś niemiłą uwagę pod adresem Kaczyńskiego i znowu zapada w sen. Dlaczego nie reaguje na jawne i coraz głośniejsze oskarżenia o zdradę, o zamach, o krew na rękach? Trzeba jednak też oddać sprawiedliwość i nisko pokłonić się „niezależnie myślącym” sympatykom i poplecznikom wodza, dającym się wodzić za nos jak dzieci….


Na podstawie artykułu Bianki Mikołajewskiej „Spadkobiercy„, który ukazał się w Polityce nr 15 (2854) 11 kwietnia 2012 roku.

Dodaj komentarz