Literatura to… Niby wiadomo co to jest, ale nie do końca. Słownik języka polskiego podaje dość problematyczną definicję: «powieści, dramaty, wiersze itp. mające wartość artystyczną». U Doroszewskiego jest nieco sensowniej: «ogół twórczości piśmienniczej danego narodu, kraju lub całej ludzkości albo danej epoki; piśmiennictwo; praca literacka, pisarstwo». Nie o samą literaturę jednak chodzi, lecz — za Doroszewskim — o «ogół utworów prozaicznych lub poetyckich mających wartość artystyczną», czyli o tak zwaną literaturę piękną. To nieznana internetowemu Słownikowi języka polskiego kategoria. Można w nim bowiem znaleźć definicję literatury straganowej, literatury sowizdrzalskiej, literatury produkcyjnej, literatury powszechnej, literatury parenetycznej, literatury ludowej, literatury jarmarcznej, literatury faktu, a nawet „Literaturę na Świecie”. Literatury pięknej nie ma.
Czy brakiem literatury pięknej da się wytłumaczyć to, że aż 63% Polaków nie przeczytało w ubiegłym roku ani jednej książki? Nie przeczytało dlatego, że chciało sięgnąć po literaturę piękną, a okazało się, że nie ma po co sięgać? Panuje bowiem powszechne przekonanie, że literatura stanowi kanon, wzorzec dla posługujących się językiem. Istnieje nawet pojęcie „język literacki”, czyli język staranny, poprawny, cechujący się bogatym słownictwem. Dlatego dziatwę zmusza się do czytania. Między innymi po to, by nauczyła się poprawnej polszczyzny i wzbogaciła słownictwo. Problem pojawia się wtedy, gdy lektury przestają pełnić funkcję edukacyjną, a zaczynają ideologiczną. Gdy jednak literatury pięknej nie ma, a książki są piekielnie drogie…
Cały wpis