Fantazje Stanowskiego

Na portalu wyborcza.pl ukazał się wczoraj anonsowany przedwczoraj materiał zatytułowany »„To jest wybitnie podstępne”. Przyglądamy się Kanałowi Zero i innym biznesom Stanowskiego«. Zapewne główną przyczyną, dla której zajęto się kanałem Stanowskiego jest jego spora i stale rosnąca popularność. Według autorów bierze się to stąd, że na Kanale Zero nie ma cenzury. Przynajmniej teoretycznie. Poza tym tam się rozmawia, a nie kłóci, co w mediach głównego nurtu (po polsku mainstreamowych) jest nie do pomyślenia. Prowadzący zadaje pytanie lub porusza jakąś kwestię, a gość odpowiada lub się do niej odnosi. Nie ryczy niczym Piasecki w „Kawie na ławie”, a goście nie przekrzykują się, nie gadają wszyscy na raz jak w „Loży prasowej”, „Tak jest” itp.

Nie tylko to przyciąga widzów, ale także bezkompromisowość i język, w który — jak się zwykło mawiać w takich przypadkach — nie gryzie się. Oczywiście ta swoboda i luz są grą pozorów, bo sympatii politycznych nawet nie kryje, czemu dał wyraz w programie, w którym wraz z Mazurkiem z RMF-u odkryli, że Eliza Michalik jest pierdolnięta, ponieważ nie chciała uwierzyć w chorobę Zbigniewa Ziobry i zadeklarowała, że jeśli się myli, to po jego ewentualnej śmierci go przeprosi. Trzeba przyznać, że Stanowski ma łeb na karku. Wystartował teraz, w najlepszym z możliwych momentów, gdy telewizja publiczna została spacyfikowana, a próbująca ją zastąpić Republika bardziej przypomina kiepski kabaret.

W materiale ciut czasu poświęcono audycji sprzed roku zatytułowanej »Dziennikarskie zero #50 — stop promocji prostytucji przez Agorę«. Z opisu:

— Nie tak dawno w Gazecie na Weekend ukazał się artykuł pod tytułem „Praca, jak każda inna”. Czytam: „…bardzo bym sobie życzyła, by oddemonizować ten seks-work w Polsce”. I nie napisano tego byle gdzie, tylko na portalu kiedyś uznanym za poważny (…). A całkiem niedawno w innej odnodze Gazety.pl mogliśmy poczytać entuzjastyczny tekst o kobiecie, która postanowiła zostać prostytutką, bo wolała pracować w burdelu, niż 10 godzin na kasie… To nie są przypadki, to linia redakcyjna. W związku z tym chciałem zapytać pracowników Agory: czy wy tak rozmawiacie ze swoimi dziećmi? (…) Na przykład jest obiad wigilijny i ktoś pyta: „Córciu, a kim ty byś chciała zostać w przyszłości?” Ona mówi: „Aktorką”. A pracownik gazety: „Może byś chciała być seksworkerką?” – Stanowski chytrze uśmiecha się do kamery. – Chodzi mi o to, czy te dobre rady są zarezerwowane tylko dla obcych nastolatek, czy też pracownicy Agory mają to samo dla swoich pociech? Czy jak wasza córka idzie na studia, to mówicie: „Potrzebujesz pomocy finansowej, więc kupiliśmy ci córusiu trzysta prezerwatyw i każdą z nich możesz zamienić na 300 złotych”. Czy tak to się odbywa w waszych domach?

Jaką odpowiedź na zarzuty i tak sformułowane pytanie ma redakcja Gazety? Prostą i oczywistą: u nas to odbywa się zupełnie inaczej.

— Nie, tak się to nie odbywa — odpowiada Aleksandra Sobczak, wicenaczelna „Wyborczej” i matka. — Fantazje Stanowskiego na temat dziennikarzy Agory, jego chorobliwe projekcje, są przerażające. Skoro w tak absurdalny sposób opisuje nas, to chciałabym wiedzieć skąd czerpie wiedzę na inne tematy. Czy również z własnej wyobraźni?

Jeśli tak się to nie odbywa, to jak się to odbywa? Aleksandra Sobczak, wicenaczelna „Wyborczej” i matka nie ma czytelnikom nic do powiedzenia na temat artykułów w których można przeczytać na przykład, że dziewczyna oddając się

w dzień może zarobić tyle, ile przez miesiąc w banku. To, że nie musi płacić podatków, bardzo jej pasuje. – Ja naprawdę współczuję tym biednym przedsiębiorcom, którzy oddają połowę zarobków złodziejskiemu państwu. Godzinne spotkanie z Olą kosztuje 900 zł, noc 6000. Nie robi niczego, czego nie zawarła w ogłoszeniu. Liczba spotkań w ciągu dnia też zależy od jej ochoty.

W innym artykule też zachwalano ten fach.

— Jeśli jesteś prostytutką, musisz kochać swoją pracę, żeby się liczyła. W przeciwnym razie mówią, że jesteś wykorzystywana — stwierdziła Emma Becker — Każdy idiota, który pracuje w biurze, może powiedzieć: nie bardzo mam ochotę, ale muszę zapłacić rachunek, więc pracuję dalej. Z prostytutkami jest to równie żałosne i smutne. Szczerze mówiąc, wolałam pracować w burdelu niż dziesięć godzin na kasie za śmieszną pensję — podkreślała.

Dlaczego Stanowski jest zły? Nie tylko dlatego, że fraternizuje się z półświatkiem, ale głównie dlatego, że mówi i rozmawia. I bywa, że — z wyjątkiem nielicznych przypadków, jak podczas rozmowy z prezydentem czy byłym ministrem edukacji — nie czyni tego na kolanach.

Feministyczna aktywistka i publicystka odpowiedziała dużym tekstem w serwisie Gazeta.pl/kobieta, gdzie wylistowała różne grzeszki „Stana”: * zapraszał do KS patostreamera NitroZyniaka, który zyskał sławę obrażając rodziców swoich nieletnich widzów i grożąc śmiercią sąsiadom oraz kulturystę o ksywie Hardkorowy Koksu, który promuje podejrzane substancje na przyrost mięśni; * od lat reklamuje alkohole i robi to „w perfidny sposób”, łącząc picie piwa ze sportem; * spośród setek odcinków Hejt Parku tylko w kilku występują kobiety, które zresztą Stanowski notorycznie nazywa „dupami”. Poza tym, twierdzi Staśko, „Stan” „podważa doświadczenie przemocy seksualnej [wśród kobiet] oraz badania na ten temat”.

W rzeczywistości Stanowski robi dokładnie to samo co wszystkie media, tylko używa innych metod i innych słów, w tym powszechnie uważanych za obraźliwe. Dlaczego dziennikarze mediów głownonurtowych, które też manipulują na potęgę, a na domiar złego próbują narzucić wszystkim swój osąd i ogląd świata przekonują, że tylko oni poznali co dobre, a co złe? A może powodem jest bezradność, frustracja spowodowana brakiem możliwości uciszenia go, pogonienia, tak jak to zrobili chociażby z Krzysztofem Daukszewiczem (pisałem o tym nie tylko tutaj, ale i tutaj, a także tu, i tu) czy Kubą Wojewódzkim i Michałem Figurskim?

Ciekawa jest obserwacja Elizy Michalik, która dopatrzyła się „systemowego uciszania” w zniewagach Stanowskiego, a nie dostrzega niczego nagannego w poczynaniach postępowych dziennikarek, ale oczywiście nie tylko, które robią to samo, tylko w bardziej cywilizowanej formie. To będą pewne obserwacje i analizy dotyczące systemowego uciszania poprzez obrażanie i poprzez robienie takiej nagonki zupełnie poniżającej, pogardliwej, nieadekwatnej, żeby się odechciało krytykować i zadawać pytania. Typowe działania przemocowców. Aż dziw bierze, że Eliza Michalik nie dostrzega, że robi dokładnie to, co Stanowski, tylko innymi metodami. Parafrazując jej słowa można rzec, że z kolei w tym przypadku mamy do czynienia z systemowym uciszaniem poprzez zastraszanie i grożenie konsekwencjami prawnymi, żeby się odechciało krytykować i zadawać pytania.

Wróćmy do artykułu, który poziomem nierzetelności bije wszelkie rekordy. O spornym podcaście Michalik napisano, że:

Dziennikarka naTemat i Radia Nowy Świat podzieliła się w sieci spostrzeżeniem na temat niedyspozycji byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. „Jest tchórzem” — stwierdziła: „Nie chce ponieść odpowiedzialności za to, co zrobił. Tym jest, moim zdaniem, jego strategiczna choroba”.

To prawda, tyle że Mazurek i Stanowski nie odnieśli się do spostrzeżeń na temat niedyspozycji. Wniosek, że jest pierdolnięta wysunęli z deklaracji, że jeśli się mylę i Ziobro umrze, bardzo naprawdę przeproszę i nie będą to przeprosiny vlogowe. Można to uznać za niezbyt fortunną, by nie rzec niemądrą deklarację. Jednak krytykowanie nie wypowiedzi, lecz poniżanie, obrażanie osoby, która ją wypowiedziała nie świadczy najlepiej ani o klasie, ani o polocie. Niestety, rozważania co by było gdyby to samo powiedziała o Stanowskim też do kategorii rozsądnych żadną miarą zaliczyć nie sposób. Gdybym ja zrobiła taki program i tak powiedziała o jakimkolwiek mężczyźnie, byłoby po mnie. Jeśli Eliza nie mówi o Stanowskim tego, co Stanowski o niej tylko dlatego, że boi się by jej nie zmieciono, to… sama się poniża. Przyznaje bowiem, że nie używa wulgaryzmów, nie obraża nie dlatego, że brzydzi się dialogu na takim poziomie, lecz ze strachu.

Tak czy owak wypada życzyć pani Elizie wygranej gdyby zdecydowała się oddać sprawę do sądu.

Dodaj komentarz