Jam kryształem jest bez skazy

Czym są wolne, niezależne media? Wolne niezależne media to media, które całą swoją działalność informacyjno-publicystyczną oparły o virtue signaling, czyli po polsku dosłownie, ale niezbyt trafnie, sygnalizacji cnoty. Chodzi o publiczne demonstrowanie nieziemskiej wręcz wrażliwości, empatii, współczucia, wyczulenia na — z reguły wyimaginowaną — krzywdę.  Tę postawę doskonale ilustruje parafraza wiersza z „Operacji Sodoma” Jerzego Jurandota:

W świecie pełnym korupcji, perwersji i zła
Och, jakże niewielu jest takich jak ja!

Na czym polega sygnalizacja cnoty? Z jednej strony na przewidywaniu i eliminowaniu z mediów wszystkiego, co mogłoby kogoś urazić. Z drugiej strony na pilnym śledzeniu wypowiedzi i natychmiastowej reakcji na każdy przejaw hejtu, homofobii, ksenofobii, rasizmu, seksizmu, transfobii itp. Lista potencjalnych poszkodowanych jest otwarta, stale dodawane są do niej nowe grupy, a zainteresowani często nawet nie zdają sobie sprawy, że zostali obrażeni, znieważeni czy w inny sposób werbalnie sponiewierani. Co ciekawe jedna i ta sama wypowiedź może być albo „nie przebieraniem w słowach”, albo przejawem mowy nienawiści.  Wszystko wskazuje też na to, że do listy karygodnych fobii i izmów nowe pozycje dodawane są ad hoc, na bieżąco. Przy czym — i to jest bardzo deprymujące — dla zaangażowanego sygnalisty sens i kontekst wypowiedzi nie mają żadnego znaczenia, ponieważ chodzi mu głównie o zwrócenie uwagi na siebie — jestem i czuwam, patrzcie i podziwiajcie jaki jestem wspaniały. To, że większą krzywdę robi i temu, kogo właśnie odsądza od czci i wiary, i osobom, w których obronie staje, do niego nie dociera.

Pewien gość w pewnym programie o lżejszej formule pozwolił sobie na żart-zagadkę. Zapytał mianowicie gospodarza programu: kto bardzo często używał określenia jaja kobyły? Ponieważ gospodarz nie wiedział, więc gość wyjaśnił mu, że tego określenia swego czasu (nad)używał Józef Cyrankiewicz przy każdej okazji podkreślając „jaja kobyły partyzant…” Na te słowa uśmiech zniknął z twarzy redaktora, a ponura mina dobitnie świadczyła o tym, że poczuł się dotknięty do żywego. Później, w innym medium zaapelował, żeby zapamiętać ten wyraz twarzy, ponieważ „jest oznaką wk***ienia”. Gość poniewczasie przypomniał sobie, że przecież dziadek redaktora działał w partyzantce…

W programie „Szkło kontaktowe” Krzysztof Daukszewicz słuchając wypowiedzi prominentnych polityków partii rządzącej, którzy deklarowali, że albo już są kobietami, albo zamierzają wkrótce nimi zostać, z głupia frant zapytał redaktora Jaconia jakiej dzisiaj jest płci? Jacoń nadął się, zrobił zbolałą minę, bo… ma córkę. Edyta Bryła w „Wysokich obcasach” jak na prawdziwą i bezkompromisową cnotliwą sygnalistkę przystało nie ma żadnych wątpliwości, że Daukszewicz

Chciał zakpić z szyderstw Jarosława Kaczyńskiego z osób transpłciowych, ale w rezultacie zrobił to samo, co prezes — szydził z nich.

Jak dyskutować z tego typu nie mającą wiele wspólnego z rzeczywistością prawdą objawioną? Naprawdę czytelnicy „Wysokich obcasów” to kompletni idioci, którym trzeba tłumaczyć co oznacza to, co słyszą i jak to powinni zinterpretować? Nie da się ocenić, a często i zrozumieć wypowiedzi wyrwanej z kontekstu. Warto zwrócić uwagę, że Daukszewicz zorientował się, że popełnił gafę. Sianecki, gospodarz programu, zwrócił tylko uwagę, że jakiś taki strasznie zasadniczy był pan Piotr. Nie przyszło mu do głowy, że Jacoń w głupie pytanie skierowane do niego ubierze swoją córkę. W tej sytuacji to Daukszewicz powinien poczuć się urażony, ponieważ jego nieprzemyślany, nie na miejscu, głupi żart bez żadnych złych intencji i podtekstów został wykorzystany przeciwko niemu w perfidny sposób. Niepoważnie, nieprofesjonalnie zachowała się także redakcja, która zamiast wzruszyć ramionami i stanąć w obronie gościa dołączyła do nagonki na niego i ocenzurowała program.

Trudno nie zauważyć, że wolne media nie przepuszczą żadnej okazji żeby dowalić swojemu. Onet nie bez satysfakcji zwrócił uwagę, że formuła „Szkła kontaktowego” wyczerpuje się, ponieważ program traci widzów. Z kolei Renata Kim z „Newsweeka”, która doprowadziła do wywalenia Tomasza Lisa teraz dokonuje przeglądu kadr w TVN i sugeruje pozbycie się Krzysztofa Daukszewicza. Dawid Dudko, redaktor Onet Kultura idzie dalej i chętnie by zwolnił połowę redakcji, ponieważ

Homofobia w programach TVN zdarzała się już wcześniej. W „Dzień dobry TVN” pytano: „Czy wypada być gejem w sporcie?”. Widzowie słyszeli o „przyznawaniu się” do bycia niehetero (o orientacji seksualnej możemy mówić lub ją wyznać, przyznajemy się do złych uczynków — przypominam). Współprowadząca Małgorzata Ohme nazywała to „ironicznym prześmianiem wzorca macho” wraz z redakcyjnym partnerem Filipem Chajzerem. W tym samym formacie Anna Kalczyńska i Andrzej Sołtysik odmawiali „męskości” południowokoreańskiemu piosenkarzowi. Podobnych przykładów jest niestety więcej.

Cnotliwym sygnalistom w głowie się nie mieści, że spadek oglądalności programu może mieć związek właśnie z ugrzecznieniem, chorobliwym unikaniem drażliwych tematów. Gdy prowadzący prowadzą głupawe dialogi służące jedynie zapełnieniu programu, to widzowie chcąc uniknąć zwichnięcia szczęk podczas ziewania zmieniają kanał albo idą spać. Krzysztof Daukszewicz jest satyrykiem. Satyryk który unika drażliwych kwestii, nie porusza kontrowersyjnych tematów, to nie satyryk, to Pietrzak. Dostrzeżono to już wieki temu:

Satyra prawdę mówi, względów się wyrzeka,
Wielbi urząd, czci króla, lecz sądzi człowieka.

Redaktor Jacoń może być dumny, ponieważ w jego obronie, przy okazji przypominając historię jego córki, stanęły nie tylko media publiczne na czele z TVP i sam Samuel Perera, nie tylko postępowi wyrobnicy pióra z mediów stojących na straży wolności słowa i prawa do głoszenia poglądów, ale także szef KRRiT Maciej Świrski.

Oczywiście Jaconiowi nie można niczego zarzucić, a już na pewno tego, że lansuje się na problemach swojej córki. Choć to nie ona, lecz on „zwrócił na jej problemy uwagę”, to nie ona, lecz on napisał książkę na temat transpłciowości, to nie ona, lecz on oburzył się na korzystny wyrok, bo sędzia dała jej nim w twarz w imieniu Rzeczpospolitej.

W imieniu Rzeczpospolitej Polskiej mojej Córce dano w twarz.

Po roku od złożenia przez Wiktorię pozwu przeciwko nam (w sprawie o uzgodnienie płci) Sąd Okręgowy w Gdańsku wydał wyrok. I choć jest on po naszej myśli, to forma ogłoszenia tego wyroku jest dla nas powodem bólu i dowodem na bezmyślną (lub zamierzoną) opresyjność państwa polskiego.

Pozew przeciwko rodzicom złożył syn po to, by prawomocnie stać się córką. Mimo to

Choć sędzia przyznała mojej Córce rację — że jest płci żeńskiej — to w tym jednym zdaniu dwukrotnie nazwała ją powodem (a nie powódką). I raz synem. Dwukrotnie także użyła jej starego imienia, o którym osoby transpłciowe nie przypadkiem mówią, że to deadname.[…]

Ku..wa! Ja pie…dolę!

Żeby Jacoń nie pie…dolił sąd powinien napisać, że córka wystąpiła o zmianę płaci na żeńską? Nie wygląda to na próbę załatwienia i wyciszenia  sprawy.

Wiktoria na ten wyrok czekała desperacko niecierpliwie, bo dopiero on otwiera jej drogę do nowego peselu i nowego dowodu osobistego. Dowodu Jej Prawdziwej Tożsamości. Żeby jednak odebrać to sądowe pismo na poczcie, będzie musiała pokazać stary dowód, ze starym imieniem i nieaktualnym zdjęciem. Pani w okienku być może wyda list od ręki. Ale jest bardzo prawdopodobne, że wcale nie ściszając głosu zapyta moją blond długowłosą Córkę o pięknych oczach: Czy ten dowód to pana?

Jeśli Jacoń tak obawia się zachowania panienki z okienka, to czemu nie weźmie od córki pełnomocnictwa i sam nie odbierze listu w jej imieniu oszczędzając jej upokorzeń? Wiele razy wielu ludziom zdarzyło się pomylić płeć napotkanej osoby. Po zwróceniu uwagi przepraszali. Mężczyźnie wziętemu za kobietę czy kobiecie wziętej za mężczyznę nawet do głowy nie przyszło, żeby robić z tego aferę, oburzać się. Jeśli ktoś wygląda jak dziewczyna, ale twierdzi, że jest mężczyzną albo odwrotnie, to się to po prostu przyjmuje do akceptującej wiadomości i po sprawie. To cnotliwi sygnaliści zrobili z tego problem, wywlekli na światło dzienne i rozdmuchali do monstrualnych rozmiarów umożliwiając tym samym wszelkiej maści prawicowym oszołomom i cynikom granie na lękach i uprzedzeniach pod pretekstem obrony „normalności”.

Jeśli PiS nie wprowadzi cenzury, nie zniszczy mediów, to zrobią to cnotliwi sygnaliści.

Dodaj komentarz