Dreszcz niedowierzania

Wchodzimy i czytamy, że

… w tych zwariowanych i brutalnych jednocześnie czasach (myśleliśmy przecież wszyscy, że rok gorszy niż 2020 już nam się nie przydarzy) niezależne, kontrolujące polityków media pełnią bardzo ważną funkcję. Są radarem, obywatelskim okiem na władzę. No właśnie. Okiem. W OKO.press sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Przekazujemy tylko rzeczowe, sprawdzone informacje. Odwołujemy się do wiarygodnych danych i autorytetów, weryfikujemy wypowiedzi osób publicznych, obalamy teorie spiskowe i fake newsy.

Ambitne cele. No i te korzenie! Najlepiej ukorzeniona, najprawdziwsza prawda w czystej postaci! Tak prawdziwa, że aż ciarki po krzyżu łażą.

„Jak tak spojrzymy na Radom roku ’76, jak spojrzymy na Polskę dzisiejszą, to muszę wam powiedzieć, że ten obraz jest tak podobny” — powiedział Donald Tusk dwie godziny wcześniej. Przyznam, że kiedy usłyszałam te słowa, stojąc na płycie hali sportowej wśród działaczy PO machających barwnymi chorągiewkami, przeszedł mnie dreszcz niedowierzania. Gdzie Polska 2022, a gdzie Radom 1976?

Ani ówczesna bieda, ani represje ze strony władz PRL-u nie wydają mi się porównywalne do Polski czasów PiS. Wtedy podwyżki uderzyły nagle i to zwłaszcza w jedną (szeroką) grupę: klasę ludową, robotników. Dziś mamy kroczący kryzys, którego źródła są złożone (pandemia, wojna, polityka rządu PiS – też) i który daje się we znaki najbardziej klasie średniej, pracownikom budżetówki, a jego skutki dla klasy ludowej są w pewnym stopniu amortyzowane przez transfery socjalne. Oczywiste różnice długo by wymieniać.

Nie ma znaczenia, że Agata Szczęśniak urodziła się kilka lat po wydarzeniach, które wydają się jej nieporównywalne, o których najwidoczniej dowiedziała się z podręcznika do Historii i Teraźniejszości. Nieważne jest także i to, że ledwo wiążący koniec z końcem nie cierpią z powodu inflacji, bo rząd PiS-u amortyzuje im wzrost cen i opłat. Powalająca jest głupota tego wywodu. Tusk ma wiele za uszami, a na dodatek niektóre błędne decyzje napawają go dumą, jednak koncentrowanie się na skojarzeniach, porównaniach jest żenujące. Zwłaszcza w ustach kogoś, kto w przededniu pandemii, 15 marca 2020 roku, oczekiwał od PiS-u pozytywnego kolorytu, ponieważ PiS zastał państwo takie, jakie zastał, państwo o którym często mówiliśmy, że jest państwem z tektury, państwem teoretycznym, tu i ówdzie coś tam może postawił jakieś patyczki, podparł to i tamto, ale tu i ówdzie wywrócił, ale tak zasadniczo ja nie uważam, żeby zasadniczo państwo polskie wzmocnił. Na szczęście (wtedy) widać było światełko w tuneliku, ponieważ być może to państwo nabierze jakiegoś takiego pozytywnego kolorytu, to chyba po raz pierwszy trochę się stało z okazji kryzysu finansowego w 2008 roku finansowego no i być może na to znowu jest szansa.

Ktoś, kto w przededniu pandemii oczekuje od PiS-u pozytywnego kolorytu musi odczuwać dreszcze ilekroć Tusk porówna coś z czymś, na przykład czasy minione z obecnymi. Koloryt o którym wspominała Szczęśniak mieliśmy zresztą okazję podziwiać w pełnej krasie dwa tygodnie później, gdy pod osłoną nocy przeforsowano zmianę ordynacji wyborczej umożliwiającą przeprowadzenie wyborów prezydenckich w maju mimo lawinowego wzrostu zakażeń.

Inny publicysta co prawda nie drży z niedowierzania, ale także widzi Polskę pod rządami PiS-u kolosalnie wielką. Na tapetę bierze nie Tuska, lecz Terleckiego, który zaklinał się na Twitterze, że gdyby guzik miał piórka, to by była przepiórka albo coś jeszcze gorszego.

Gromada nieudaczników z Tuskiem, Kosiniakiem czy Hołownią krytykuje rząd (?!) za inflację. Gdyby to oni rządzili mielibyśmy 60 procent inflacji jak w Turcji. Na szczęście mogą tylko jazgotać.

Wcześniej Terlecki zapewniał, że myśli, bo już gdzieś od 13 czy 14 przedstawiciele rządu, poszczególnych ministerstw po kolei wyjaśniali, na czym polegało nieporozumienie i myślę, że dziś już wszyscy są przekonani, że jednak Polski Ład to jest dobre rozwiązanie. Potem okazało się, że gromada udaczników Polski Ład sknociła i w konsekwencji konsekwencje muszą być poważne. I były. Stanowisko stracił mini ster finansów. Dzięki temu opinia publiczna dowiedziała się, że taka funkcja w ogóle jeszcze istnieje i że pełni ją ten, no, jak mu tam… No ktoś jest odpowiedzialny za ten resort.

Gdy Terlecki stwierdził, że gdyby nie Kaczyński, to mielibyśmy inflację na poziomie tureckim, publicysta-propagandysta nuże przekonywać, że polska gospodarka pod rządami PiS-u kwitnie, a Polska jest nieomal (k)rajem mlekiem i miodem płynącym. Wywód także przyprawia o dreszcze z powodu pokrętności. Polska jest w lepszej sytuacji niż Turcja, ponieważ już w czasach Mieszka I dobrze się jej wiodło, a kuratelę nad bankiem centralnym sprawuje człowiek odpowiedzialny.

Polska od połowy lat 90. jest stabilną gospodarką, silnie złączoną z Unią Europejską i zachodem Europy. Podczas gdy my żyliśmy w świecie niskiej inflacji po 2000 roku, Turcja od 2004 do 2016 roku oscylowała wokół średniorocznych poziomów wysokości 7-8 proc. inflacji. Później inflacja co roku przekraczała 10 proc., nawet w trakcie pandemii. W takich warunkach dużo łatwiej o nagłe wzrosty. Szczególnie gdy bank centralny podejmuje zaskakujące decyzje.

W przypadku stóp procentowych Turcja również operuje w nieco innej skali. Po 2014 roku zawsze przekraczały 5 proc., gdy u nas zbliżały się do zera. Turcja Erdoğana od lat ma problem z ogromnym deficytem w bilansie rachunku bieżącego. A to znaczy, że znacząco więcej z zagranicy sprowadza, niż eksportuje. Żeby jakoś za ten eksport zapłacić, Turcja musi się zadłużać, a tureckie rezerwy walutowe nie są duże. To destabilizuje sytuację makro i osłabia walutę.

Dziwne, prawda? Abstrahując od tego, że Polska nie jest gospodarką, jeśli stopy procentowe przekraczające 5% generowały inflację w Turcji, a zerowe w Polsce nie, to po cholerę Glapiński je podnosił?

Na poziomie deklaratywnym portal „sięga do korzeni dziennikarstwa – do prawdy”, a w praktyce uprawia propagandę i wprowadza w błąd. I wcale nie jest pocieszeniem, że za omawianie zagadnień ekonomicznych zabiera się dyletant. Dywagowaliśmy na ten temat i tu, i tu, więc nie ma sensu powtarzać się. Problem polega na tym, że większość dziennikarzy, wszyscy politycy i część ekonomistów utożsamia inflację ze wzrostem cen podczas gdy są to dwa zupełnie różne zjawiska. Inflacja bowiem zawsze skutkuje wzrostem cen, natomiast wzrost cen nie zawsze jest powodowany inflacją.

Weźmy wzrost cen paliw spowodowany zawirowaniami na rynkach światowych, który prowadzi do wzrostu kosztów transportu, a tym samym cen. Gdy sytuacja stabilizuje się ceny natychmiast wracają do normy. W przypadku inflacji o powrocie do normy mowy nie ma. Węgiel kamienny to nie to samo co kamień węgielny. Historyk Marcin Zaremba zwraca uwagę, że nawet towarzysze radzieccy nie widzieli sensu w podnoszeniu cen jedną ręką i rekompensowaniu podwyżek drugą. Tow. Aleksiej Kosygin, przewodniczący Rady Ministrów ZSRR, tłumaczył polskiemu premierowi Piotrowi Jaroszewiczowi, że

jako ekonomista praktyk nie widzi sensu w koncepcji ograniczenia spożycia mięsa przez podwyżkę cen, skoro do drugiej kieszeni wkłada się ludziom pieniężne kompensaty. Chcecie podjąć decyzję politycznie niebezpieczną, a ekonomicznie nieskuteczną. Czy zapomnieliście o grudniu 1970 roku?

W gospodarce centralnie sterowanej można było utrzymywać ceny na sztucznie zaniżonym poziomie, ale także podnosić je wedle uznania. Jednak zasad rynkowych nawet komunistom nie udało się oszukać, o czym przekonano się kilka lat później, gdy Polska była zmuszona ogłosić niewypłacalność. Dziś władza nie walczy z inflacją. Walczy z wzrostem cen, z drożyzną podsycając inflację. W ten sposób z inflacją jeszcze nikt nie wygrał.

Trudno zrozumieć dlaczego portale takie jak oko.press i podobne dezinformują zamiast informować, tłumaczyć i wyjaśniać. Podręczniki do ekonomii można kupić w każdej księgarni, mamy wybitnych ekonomistów. Tymczasem polemizujący z Terleckim nie odróżniający wzrostu cen od inflacji Jakub Szymczak konkluduje:

Żeby Polska osiągnęła turecki poziom inflacji, potrzeba byłoby wyjątkowo niekompetentnej polityki gospodarczej na granicy sabotażu. A w demokratycznym kraju to trudne, bo zwiększa ryzyko, że po czterech latach zostanie się odsuniętym od władzy.

W którym punkcie polityka gospodarcza rządu PiS-u jest kompetentna?

Dodaj komentarz