W czasach minionych, które — jak się okazuje — wcale bezpowrotnie nie minęły, dziatwa szkolna gremialnie uczestniczyła w różnych uroczystościach ku czci, pochodach, czynach społecznych. Obowiązkowo także odwiedzała miejsca pamięci, muzea, wystawy. Gdy telewizorów nie było, a kino głównie tylko dla dorosłych, atrakcją były filmy o Leninie, o człowieku, który się kulom nie kłaniał, o rodzimych i sojuszniczych budowniczych socjalizmu na które obowiązkowo chodziły całe szkoły. Kadra nauczycielska poświęcała się indoktrynacji z pełnym zaangażowaniem, w większości głęboko wierząc w głoszone idee. Zaś niezbyt gorliwi miewali kłopoty.
W czasach obecnych jak jest, każdy widzi. Co prawda sytuacja jeszcze nie dojrzała do tego, by film „Smoleńsk” (właśnie wycofywany z kin) uczynić obowiązkowym dla uczniów szkół państwowych, ale gremialne uczestnictwo we mszach i nabożeństwach jest na porządku dziennym. Religia, która zgodnie z umową i założeniami miała odbywać się na pierwszej lub ostatniej lekcji, nagminnie ląduje w środku dnia, między innymi zajęciami. To wkład kadry w naukę serwilizmu i narzucania własnych przekonań wszystkim wokół, jeśli tylko dysponuje się choć odrobiną władzy.
Cały wpis