Zmazać uśmiech, utrzeć nosa

Podobno spory odsetek Polek i Polaków ma kłopot z rozumieniem tego, co czyta i słyszy. Okazuje się, że to — zgodnie z klasyfikacją stosowaną przez portal oko.press — półprawda, ponieważ ci, którzy z racji wykonywanego zawodu powinni perfekcyjnie znać język ojczysty, dziennikarki i dziennikarze, mają spore problemy nie tylko z polszczyzną, z poprawnym wysławianiem się, ale i z rozumieniem tego, o czym piszą. Albo, drugie wyjaśnienie, choć mniej prawdopodobne, mają czytelników za idiotów.

23 września Jakub Pierzak na portalu gazeta.pl napisał, że podczas kontroli drogowej nawet najbezpieczniejszy kierowca może zostać skontrolowany. Na szczęście może uprzykrzyć życie policjantowi, ponieważ „istnieje pytanie, którego nie cierpi żaden z przedstawicieli prawa”.

Kontrola drogowa nie jest na pewno przyjemną rzeczą. Nawet najbezpieczniejsi kierowcy mogą się zestresować przy obecności funkcjonariuszy. Policjanci mają prawo sprawdzić dokumenty, stan pojazdu, a nawet zażądać jego rewizji. Istnieje jednak pytanie, którego nie cierpi żaden z przedstawicieli prawa.

12 października Kuba Brzeziński na portalu gazeta.pl napisał, że podczas kontroli drogowej policja dużo może, ale jest pytanie, które zmaże uśmiech z twarzy kontrolującego.

Policjanci bywają naprawdę złośliwi. Niestety ich uprawnienia w czasie kontroli drogowej są szerokie. Szerokie, ale nie nieograniczone! Jest pytanie, które skutecznie zmaże uśmiech z ich twarzy. A brzmi ono…

16 października portal tygodnika Wprost anonimowo poinformował, że kontrola drogowa jest uciążliwa, ale na szczęście istnieje pytanie, które pozwala utrzeć policjantowi nosa.

Podczas kontroli policyjnej warto znać swoje prawa i obowiązki. Niestety często zdarza się, że policjanci w trakcie kontroli bywają protekcjonalni i złośliwi. Jak odwdzięczyć się funkcjonariuszowi? Istnieje pytanie, które pozwoli ci utrzeć mu nosa.

23 grudnia na Interii ukazał się artykuł nieznanego autora, w którym na podstawie przepisów wykazał, iż kontrolowany podczas kontroli drogowej kierowca ma prawo zadać pytanie, za którym funkcjonariusze nie przepadają.

Prawo pozwala policjantowi sprawdzić stan techniczny pojazdu, a w skrajnych przypadkach nawet zająć miejsce za kierownicą i przeprowadzić krótką jazdę testową. Wróćmy jednak do przeszukania samochodu. Przed jego rozpoczęciem kierowca może zadać policjantowi pytanie, za którym funkcjonariusze nie przepadają.

11 lutego 2023 roku Kinga Goldstein na portalu gazeta.pl napisała łamaną polszczyzną, że pewne pytanie na pewno zepsuje policjantom dzień. I to skutecznie.

Bywa, że zatrzymujący nas do kontroli policjanci są wobec nas bardzo złośliwi. Niestety ich uprawnienia podczas przeprowadzanej kontroli są bardzo szerokie. Szerokie, ale nie nieograniczone! Jest pewne pytanie, które możemy zadać, aby skutecznie zepsuje im dzień.

Przy okazji omawiania pytania autorka wyjawiła, że policja zawsze może skontrolować nasz bagażnik zaglądając do dowolnego, ponieważ

policjant może zawsze i u każdego zajrzeć do bagażnika naszego samochodu.

Myliłby się ten, kto by sądził, że kierowca naprawdę może podczas kontroli drogowej znienacka zadać pytanie, które kontrolującemu w pięty pójdzie. Po prostu wygląda na to, że wyrobnicy pióra nie znają znaczenia nawet podstawowych słów. Chodzi o to, że

Kierowca samochodu nie ma możliwości odmowy przeszukania, ale ma prawo i obowiązek uczestniczenia w takiej czynności. Dodatkowo może żądać sporządzenia protokołu z przeszukania.

Skoro kierowca ma obowiązek uczestniczenia w przeszukaniu samochodu i może żądać wydania protokołu, to gdzie miejsce na powtarzające się jak mantra „pytanie”? Wymyślił je na potrzeby artykułu wyłącznie nieznany autor na Interii: „Czy mogę prosić o protokół?” Pytanie idiotyczne z uwagi na to, że — jak wynika z artykułu — protokół to nie dobra wola i łaska funkcjonariusza, ale jego obowiązek. Kontrolowany nie ma więc pytać, musi żądać — „proszę w takim razie sporządzić protokół przeszukania!” Nazwanie żądania pytaniem to wyżyny sztuki dziennikarskiej. Zdumiewa jednak bezmyślne powielanie bzdury mającej praktycznie zerową wartość poznawczą.

Inny przykład. Leszek Kostrzewski na portalu Wyborczej pisze, że jeśli zmarły należał do OFE, a jego pieniądze po reformie Tuska znalazły się na subkoncie w ZUS-ie, to zgodnie z prawem jego rodzina może żądać zwrotu pozostałej kwoty. Niby wszystko jasne, proste i zrozumiałe, ale najwidoczniej nie dla autora, który w dalszej części artykułu bynajmniej nie omawia kłopotów ze zwrotem pieniędzy z subkonta, lecz wypłatą ostatniej emerytury, która rodzinie należy się po śmierci emeryta. Teoretycznie chodzi o to, że

Pani Anna przeczytała nasz tekst w Wyborcza.biz, w którym pisaliśmy, że rodziny zmarłych członków OFE mogą się zgłaszać do ZUS po pieniądze, które zmarły odłożył na emeryturę na subkoncie. Niby tekst informacyjny, bez emocji, ale pani Anna się  oburzyła. Oto jej opowieść.

W rzeczywistości mowa jest o tym, że

emerytura należy się rodzinie za miesiąc, w którym emeryt zmarł. Przykładowo: jeżeli emeryt dostaje emeryturę za lipiec 10. dnia tego miesiąca, to niezależnie od tego, czy umrze 1 czy 15 lipca, rodzina ma prawo wypłacić lipcową emeryturę.

Co to ma wspólnego ze zgromadzonymi na subkoncie w ZUS-ie i zgodnie z przepisami dziedziczonymi pieniędzmi dalibóg nie wiadomo. O tym bowiem, że dziedziczenie dotyczy tylko członka OFE, który zmarł przed osiągnięciem wieku emerytalnego nie ma w artykule wzmianki.

Rodzi się w związku z tym niepokojące pytanie: jeśli dziennikarze tak ostentacyjnie lekceważą odbiorców nierzetelnie informując o sprawach błahych, to jaka jest ich wiarygodność w istotnych, kształtujących opinię publiczną?

Dodaj komentarz