Powiedziała pani o osobach

W czasach dawnych, zwanych czasami minionymi, dzieci często bawiły się ze sobą. Wiele z nich w zakazaną przez dorosłych zabawę w doktora. Później podejście do tego typu zabaw nieco się zmieniło, a w sklepach pojawiły się nawet dziecinne stetoskopy. Takie zabawy szybko się nudziły. Dzieciaki poznawszy dogłębnie czym różni się dziewczynka od chłopca, a chłopczyk od dziewczynki, traciły zainteresowanie kontynuowaniem zabawy i skupiały się na ciekawszych zajęciach jak kopanie piłki czy gra w klasy. W tamtych czasach wybór zabawek, zwłaszcza w małych miejscowościach, był niezwykle ograniczony, a te, które udało się dostać szybko się psuły. Z kolei lalki, które dziewczynki uwielbiały rozbierać, przewijać, układać do snu i kołysać przypominały aniołki — „tam” nie było nic, ani tego, ani tego, więc o zgorszeniu nie mogło być mowy. Dziecko, które nie miało się z kim bawić było w pewnym sensie upośledzone pod kątem uświadomienia i nadrabiało to wiercąc chociażby otwory w ściance ubikacji szkolnej.

Przechlapane mieli jedynacy i rodzeństwa jednopłciowe. Pierwsi nie mieli z kim, a drudzy mieli, ale różnice pozostawały niezbadane. To musiało frustrować, a u dorosłych kompleksy z tym związane mogą ujawnić się w zupełnie nieoczekiwany sposób. Jedni wracają do dzieciństwa obmacując dzieci, inni fantazjują. Pewien starszy pan, który nie tylko nie miał rodzeństwa odmiennej płci, ale także żyje w dobrowolnym celibacie, z obleśnym uśmiechem fantazjował sobie nadając marzeniom pozory nawoływania do normalności w głoszeniu poglądów. Żeby nikt nie zorientował się o co naprawdę mu chodzi dopuścił możliwość, że ktoś może się z nim nie zgodzić, ale… I to ale to stanowi właśnie clou sprawy. Pluralis maiestatis ma sprawiać wrażenie, że nie jest odosobniony w swych poglądach. Ktoś się może z nami nie zgadzać, ma lewicowe poglądy, uważa, że każdy z nas może w pewnym momencie powiedzieć, że no teraz, do tej pory, do godziny tam, jest w tej chwili koło wpół do szóstej, to byłem mężczyzną, a teraz jestem kobietą. Hy hy hy hy. No bo przecież lewica uważa, że tak powinno być. I należy to przestrzegać. Mój szef w pracy dajmy na to, czy nawet moja koleżanka, czy mój kolega powinna się do mnie zwracać już tym razem w formie żeńskiej. To i tak… No można mieć takie poglądy, dziwne prawda, ja bym to badał, ale… Ale kto zechce się pobawić w doktora ze starym dziadem?

Wczesne czasy minione cechowała znajdująca się na zupełnie innym poziomie wrażliwość. Jedne rzeczy nie uchodziły, inne, dziś szokujące, były normą. Nie wypadało na przykład szydzić z cudzego kalectwa czy wyglądu, ale szydzono. Zwłaszcza dzieci były bezwzględne pod tym względem. Nie szydzono jednak z cech, których nie było widać, z raka czy orientacji seksualnej. Pani profesor Ewa Łętowska pamięta tamte czasy, pamięta takie niestosowne zachowania i daje temu wyraz. Zarówno bowiem wtedy, jak i teraz pokpiwanie ze słabości, ułomności bliźnich napawa obrzydzeniem. Dlatego, choć sprawa dotyczyła osób transpłciowych, wypowiedziała się ogólnie. Jeżeli widzę osobę ułomną gdzieś, ja, to albo będę udawała, że nie widzę ułomności, a już na pewno się ani nie uśmiechnę, ani nie dam do zrozumienia, że widzę, a już nigdy, język sobie prędzej odgryzę zanim coś urągliwego powiem. Czy można jaśniej wyrazić dezaprobatę dla naigrywania się z niedostatków urody, stroju czy z kalectwa? Po tym wstępie pani profesor przeszła do meritum, nawiązała bezpośrednio do wypowiedzi starszego pana, który chciałby badać czy Zosia jest aby na pewno Zosią, czy może raczej Stasiem. To jest mój komentarz do wszelkich publicznych enuncjacji dotyczących naśmieszków, rechotów, żartów, nieprzystojnych uwag, dotyczących ludzi innych z tego czy innego powodu.

Adama Adamek

Choć wypowiedź jest prosta, jasna i zrozumiała nawet dla pięcioletniego dziecka, to dla p. red. Agaty Adamek okazała się zbyt zawiła. To nie są osoby ułomne — rzekła z wyrzutem piorunując rozmówczynię wzrokiem — może one są inne [sic!], ale nie ułomne! Zaskoczona p. profesor niezdarnie próbowała się bronić: Powiedziałam innych! Powiedziałam innych! Więc… Dlatego specjalnie to powiedziałam. Więc… Bo to taka jest agrawacja. Idzie się od jednego do znowu do drugiego. Niekumata redaktorka nie dawała za wygraną: Powiedziała pani o osobach ułomnych, dlatego… Łętowska zaczęła tłumaczyć, że powiedziałam, powiedziałam dlatego, że… — ale zrezygnowana machnęła ręką widząc, że kopanie się z koniem nie ma sensu. Przeszła do porządku dziennego nawet nad tym, że red. Adamek obraziła ją stawiając w jednym szeregu z Kaczyńskim — on pokpiwał sobie z „poglądów” dotyczących osób transpłciowych, ona uważa, że to są osoby ułomne.

Jak zaproszony na rozmowę gość może obronić się przed napastliwą dziennikarką, która nie rozumie co się do niej mówi? Jak ma jej wyjaśnić, że mówiąc o osobach ułomnych miała na myśli wszystkie osoby ułomne, czyli kalekie, chore, niedołężne, a odnosząc się do osób transpłciowych, ale nie tylko, bo dotyczy to także ludzi o innym kolorze skóry czy orientacji seksualnej, posłużyła się pojęciem inności? To jest mój komentarz do wszelkich publicznych enuncjacji dotyczących naśmieszków, rechotów, żartów, nieprzystojnych uwag, dotyczących ludzi innych z tego czy innego powodu.

W czasach gdy PIS zmienia znaczenia słów, wypacza, zakłamuje, tym bardziej boli, że w ten sam sposób zachowują się dziennikarze „wolnych” i „niezależnych” mediów, tak wyczuleni na wszelkie przejawy, przeważnie wyimaginowanej, obrazy, zniewagi, mowy nienawiści. Co zrobi Adamek i jej koledzy, gdy sami znajdą się pod pręgierzem, gdy ich słowa zostaną twórczo zinterpretowane, przekręcone i wykorzystane przeciwko nim? Przykłady już były, chociażby Wojewódzki i Figurski czy Ewa Wanat.

Ktoś, kto żyje ze słowa powinien na słowa bardzo zważać. I nie powinien wmawiać rozmówcom, że lepiej od nich wie, co chcieli powiedzieć.

Dodaj komentarz