Państwo potrzebuje pieniędzy

Piotr Miączyński przyznał, że działając wspólnie i w porozumieniu z nieznanymi sprawcami, na portalu wyborcza.pl „zmasakrowali Mentzena”. Być może masakrował nie sam autor, lecz tak zwany tytułodawca, czyli specjalista od nadawania chwytliwych tytułów tekstom, ale poszukiwanie taniej sensacji przez płatny portal wydaje się niestosowne. Na czym polega masakra? Na odkryciu, które dla oczekujących w kolejkach na SOR-ach i do lekarzy specjalistów nie jest niczym nowym. Okazuje się, że Mentzen nie łączy faktów, które dla dziennikarza Wyborczej łączą się same.

Mentzen nie łączy faktów, że jak się mało płaci, to niewiele się dostaje.

Chodzi oczywiście o składkę zdrowotną. Im wyższa, im więcej pracownik względnie pracodawca odprowadza, tym lepszą ma opiekę, tym krócej w kolejce musi czekać. W skrajnych przypadkach, dotyczy to zwłaszcza zatrudnionych w mediach na etacie propagandysty, otrzymuje pomoc medyczną zanim zachoruje. Dziwne, bowiem w tej samej Wyborczej kilka dni temu można było przeczytać, że p. »Justyna Karaś zmarła po siedmiu godzinach na SOR-ze«. Niestety, Piotr Miączyński nie wyjaśnił czytelniczkom i czytelnikom o ile krócej czekałaby p. Justyna, gdyby więcej płaciła. Innymi słowy jaka jest zależność między czasem oczekiwania na pomoc medyczną a wysokością składki.

Anna Korytowska w Dzienniku Gazecie Prawnej uprawia propagandę na nieco innym poziomie. Najpierw opisuje mrożące krew w żyłach przypadki. Zaczyna od wspomnianej wyżej p. Justyny Karaś, która zmarła po 7 godzinach na SOR-ze, po czym przytacza inne przykłady.

Kamil z zaburzeniami rytmu serca i bardzo wysokim ciśnieniem trafił do jednego ze szpitali w województwie mazowieckim. Miał skierowanie na CITO, ale i ono nie pomogło. Na konsultację z lekarzem czekał 10 godzin. Kiedy Mateusz złamał nogę, pojechał na najbliższy szpitalny oddział ratunkowy w Warszawie. Czekałem 19 godzin zanim został mi zrobiony rentgen. Potem kolejne godziny czekałem na konsultacje z lekarzem — wspomina. Barbara jadąc na SOR spodziewała się, że będzie musiała czekać. Nie spodziewała się jednak, że będzie musiała testować swoją cierpliwość przez 26 godzin, bo tyle czasu upłynęło zanim została przyjęta na oddział. Bez spania, bez jedzenia, bo nie widziałam czy i kiedy wezmą mnie na operację. Istniało zagrożenie życia — żali się.

W przeciwieństwie do Piotra Mączyńskiego Anna Korytowska nie masakruje nikogo, lecz uprawia propagandę ustami lekarza, który plecie jak Piekarski na mękach. Najpierw p. dr mówi, że

wielu pacjentów trafia do nas błędnie myśląc, że dzięki temu wykonają szybciej badania specjalistyczne, uzyskają przedłużanie recept na przewlekle stosowane leki, otrzymają opinię lekarską.

Potem wyjaśnia, że takich błędnie myślących pacjentów nikt nie wyprowadza z błędu, bo oni na tym SOR-rze zajmują się wyłącznie

stanami nagłymi, takimi, które zagrażają życiu lub zdrowiu, a w przypadku chorób przewlekłych leczymy ich zaostrzenia.

Okazuje się, o czym wie każdy, kto był zmuszony skorzystać z usług SOR-u, że

w SOR stosujemy system segregacji medycznej [sic!], którą segregujemy pacjentów w zależności od ich stanu, gdzie pacjenci wymagający najpilniejszego zaopatrzenia są przyjmowani w pierwszej kolejności. Jeżeli trafiamy na SOR i nasz czas oczekiwania jest bardzo długi to nie dlatego, że takie mają widzi mi się medycy, tylko dlatego, że nasz stan nie jest pilny, a od naszego przybycia musieli pojawić się pacjenci wymagający pilniejszych interwencji ratujących życie lub zdrowie.

[Na marginesie należy odnotować, o czym Anna Korytowska nie musi wiedzieć, więc nie wie, że wyrażenie ‚widzi mi się’ pisze się razem, chyba, że chodzi o kogoś, kto ‚widzi misie’]

Jak to wygląda w praktyce? Pacjent źle się czuje, spanikowany szuka pomocy. Dzwoni do przychodni, do szpitala, na pogotowie, wszędzie jest traktowany jak intruz, odsyłany od Annasza do Kajfasza. Zdesperowany udaje się na SOR. Tam, po poborze danych osobowych, od razu, z marszu wdrażana jest pierwsza procedura medyczna: proszę czekać! No więc ze złamaną ręką, nogą, skręcający się z bólu czeka. Godzinę, dwie, trzy. Na co? Na pomoc? Skąd! Na specjalistę, który w ramach systemu segregacji medycznej, czyli triażu, określi jego stan. Żeby cierpiącym nie poprzewracało się we łbach triażem zajmuje się jedna osoba i pielęgniarka, której rola sprowadza się do notowania odpowiedzi pacjenta na zadawane mu przez segregatora medycznego pytania, na które już odpowiedział rejestrując się, o imię, nazwisko, wiek, płeć, samopoczucie i co go na SOR sprowadza. Po przydzieleniu odpowiedniego koloru, wdrażana jest druga procedura medyczna: proszę czekać! I pacjent ze złamaną ręką, nogą, skręcający się z bólu czeka. Godzinę, dwie, trzy… Wreszcie trafia przed oblicze lekarza, który wystawia mu skierowanie na badanie, na które oczywiście też musi poczekać. Z wynikiem w ręku wraca i… czeka.

A więc po kolei:

Jeżeli jesteśmy w stanie przyjąć pacjenta i mu pomóc, to podaje on swoje dane personalne takie jak imię, nazwisko, pesel, adres. Zostaje zarejestrowany i przechodzi na poczekalnię [gdzie czeka kilka godzin]. Następnie zostaje przywołany do gabinetu segregacji Triage, gdzie ma wstępną diagnostykę, czyli medyk (ratownik medyczny, pielęgniarz/pielęgniarka) zbiera z pacjentem wywiad [który wcześniej zebrano w rejestracji], mierzy parametry życiowe, wykonuje EKG, jeżeli jest taka potrzeba, bada go i przydziela mu kolor, czyli stopień pilności jego stanu. Pacjent ponownie wraca na poczekalnię lub bezpośrednio z pomieszczenia Triagu przechodzi do ambulatorium, gdzie będzie odbywała się jego dalsza diagnostyka i leczenie.

Jeśli więc prawdą jest, że wielu pacjentów trafia na SOR niepotrzebnie, to znaczy, że cała procedura jest fikcją, skoro nie jest w stanie od razu odsiać tych, którzy pilnej pomocy nie potrzebują. Z drugiej strony pacjent ze złamaną ręką czy nogą nie jest w stanie zagrażającym życiu, więc może sobie kilka godzin posiedzieć i poczekać. Bo SOR to nie tylko pacjenci, którzy sami przyszli, przyjechali taksówką bądź zostali przywiezieni przez znajomych, ale także i ci, których przywożą karetki.

Ochrona zdrowia jest w stanie coraz głębszej zapaści. Nie pomoże pompowanie pieniędzy podatników, nie pomoże obłożenie ich dodatkowym podatkiem, który opisał Piotr Miączyński masakrując Mentzena. Z pustego nikomu jeszcze nie udało się nalać. W tej sytuacji uprawianie populistycznej, bezsensownej, kłamliwej propagandy przez tak zwane wolne i niezależne media jest obrzydliwością. To przecież nie szukający pomocy i ratunku pacjenci są winni, że płacą takie składki, jakie nakłada na nich prawo, że SOR-y są zapchane, a na specjalistów trzeba czekać miesiącami. W czasach minionych Trybuna Ludu przekonywała, że winę za brak towaru i kolejki ponoszą groźni spekulanci. Dlaczego w czasach obecnych Wyborcza, Dziennik i inne tytuły usiłują dowodzić, że winę za brak lekarzy i kolejki w SOR-ach ponoszą pacjenci?

Na koniec z pozornie zupełnie innej beczki, ale zaprawdę trudno jest przejść nad tym do porządku dziennego. Otóż prezes PiS-u Jarosław Kaczyński był łaskaw powiedzieć w wywiadzie dla tygodnika Sieci, iż stawka najbliższych wyborów będzie tak samo duża jak w 1989 r. Wtedy był to wybór między drogą ku demokracji, a podtrzymaniem jakiejś formy komunizmu. Dziś to wybór między Polską prawdziwie niepodległą, bezpieczną, silną militarnie, ambitną, rozwijającą się a tą niepodległości pozbawioną, eksploatowaną, doprowadzoną rozmaitymi szaleństwami ideologicznymi do spowolnienia rozwoju, podporządkowaną Niemcom. Nawet Jaruzelski nie zdobył się w 1989 roku na taką bezczelność.

 

PS.
O systemie segregacji dywagowaliśmy sobie swego czasu pod hasłem »Zamienił stryjek…« i »Segregacja medyczna czyli SOR«. To było, jak ten czas leci, sześć lat temu! Co się od tego czasu zmieniło? Kolejki są coraz dłuższe, a składka coraz wyższa! Sześć lat temu na poskładanie złamanej ręki tak, że trzeba było ją łamać i jeszcze raz składać w szpitalu, czekało się niecałe 10 godzin, dziś ponad 20 nie należy do rzadkości.

Dodaj komentarz