Inflacja przekroczyła 10%, więc proponujemy 20%

Wczoraj, w poniedziałek 04.04. 2022 roku, Donald Tusk zainaugurował nowy sezon populizmu. Zaproponowanie rozwiązań systemowych, jasnych i zrozumiałych reguł, wymaga wysiłku umysłowego i nie jest takie nośne. Zdecydowanie prościej jest stanąć przed mikrofonem i wziąć pod uwagę. Biorąc pod uwagę dramatyczną sytuację całej sfery budżetowej, wszystkich pracowników, którzy są zależni od pieniędzy państwowych, które są nieduże mówiąc najoględniej w czasie drożyzny i inflacji, a nauczyciele są tutaj najbardziej drastycznym przypadkiem, więc nie ma w tym nic dziwnego, że proponujemy rozwiązania [sic!], które mogą pozwolić w jakimś sensie przeżyć tym grupom zawodowym. Ja dosłownie jednym zdaniem tylko, no, powtórzę to, co było takim bezpośrednim powodem tej propozycji [sic!], aby te 20% w dobie inflacji, kiedy ta drożyzna, inflacja osiągnęła dwucyfrowy wynik, że to jest tak naprawdę niezależnie od tego, że to jest dużo pieniędzy, bo tak jak powiedziałem 20% dla sfery budżetowej, w tym nauczycieli, pielęgniarek, pracowników kultury czy urzędników to, no, to będą pieniądze rzędu 30 miliardów złotych.

Populizm ma to do siebie, że doraźnie zamiata problemy pod dywan, odwleka w czasie, pudruje, ale żadnego nie rozwiązuje. Były premier najwidoczniej zapomniał, że gdy to od niego zależało nie zreformował służby zdrowia, nie zlikwidował monopolisty-poborcy składek i płatnika, pozostawił barbarzyński system koncentrując się jedynie na prywatyzacji placówek medycznych. Teraz zalicza pielęgniarki do „sfery budżetowej” i proponuje podwyżki. Dlatego pytanie brzmi: jakie problemy rozwiążą proponowane podwyżki, jakie długofalowe korzyści dadzą? Przecież jeśli nie zdusi się inflacji, to za klika miesięcy te grupy zawodowe znajdą się  znowu w puncie wyjścia pod względem płac. I co? Kolejne 20%?

Ogień można ugasić tylko odcinając dostęp tlenu. Identycznie jest z inflacją. Podczas gdy prezes Glapiński dusi ją podnosząc stopy procentowe, rząd podsyca dosypując pieniędzy. Nagle na arenę wkracza Tusk i staje u boku rządu. Dziś chce dodać 20% tym i owym. A potem? Populistyczna licytacja pod hasłem „Przebijemy wszystko co zrobi i obieca PiS”? Oczywiście stać go, bo to nie jego odpowiedzialność i nie jego pieniądze, może sobie pozwolić na obiecywanie gruszek na wierzbie, ale co zrobi, gdy jakimś cudem wygra wybory? Z drugiej strony czy można mieć mu za złe populizm? Przecież dzięki niemu doszedł do władzy i w oparciu oń ją sprawował. Gdy odpowiadał za finanse publiczne wolał zdewastować system emerytalny, zrabować składki niż ograniczyć rozbuchane wydatki. Populista tak po prostu ma, inaczej nie potrafi.

Wydawać się mogło, ale najwidoczniej niebywale naiwnym, że Donald Tusk poszedł do Europy po rozum do głowy, że obcując wśród polityków europejskiego i światowego formatu stanie się prawdziwym mężem stanu. Okazało się, że nic z tych rzeczy. Deklaruje, że chce odsunąć PiS od władzy, ale nie proponując niczego sensownego nie stanowi żadnej alternatywy dla fatalnych rządów. Z jednej strony usilnie zabiega o unijne miliardy dla rządzących, z drugiej chełpi się tym, że jego ugrupowanie poparło projekt z ojczyzną w nazwie umożliwiający wydawanie gigantycznych pieniędzy — setek miliardów złotych — poza jakąkolwiek kontrolą za pośrednictwem  funduszy. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że to jego rząd zapoczątkował mataczenie w finansach publicznych w celu ukrycia faktycznej skali wydatków i rzeczywistego poziomu długu. Ustawa, którą opozycja poparła, nosi nazwę „o obronie ojczyzny” choć bardziej odpowiadająca prawdzie byłaby nazwa „o dojeniu ojczyzny”.

Na Węgrzech wygrał Orbán z kompanami. Węgrzy o pięć lat wcześniej niż Polacy doszli do wniosku, że suwerenność jest do dupy i zdecydowanie lepiej i bezpieczniej jest jak władza wszystko ma pod kontrolą, od wymiaru sprawiedliwości po media. W Rosji spory odsetek społeczeństwa popiera Putina. A w Polsce? W Polsce jedni populiści ze sporym poparciem sprawują władzę, a inni nieudolnie próbują ją im odebrać nie  mając do zaproponowania niczego, drepcząc trzy kroki z tyłu i oferując dokładnie to samo co tamci, tylko zwielokrotnione. Jednak szczytem bezczelności jest najpierw obrabować emerytów nacjonalizując ich składki, a potem w programie zapisać

Ten, kto nie jest seniorem z niską emeryturą, nie wie, co to znaczy, gdy łudzi się go trzynastą emeryturą, ale się jej nie gwarantuje na stałe. Trzynastka dla seniorów nie może być zależną od kaprysów władzy, nie może też być narzędziem nacisku na osoby starsze, by głosowały na tę czy tamtą partię, bo inaczej nie dostaną należnych im pieniędzy. Dlatego Koalicja Obywatelska idzie do wyborów z prostym zobowiązaniem: trzynasta emerytura stanie się świadczeniem gwarantowanym – by seniorzy czuli się bezpieczniej.

I dodać, że

Seniorzy za długie lata pracy będą wynagradzani tzw. premią emerytalną. Polki i Polacy staną się współwłaścicielami spółek Skarbu Państwa. Ich konta emerytalne zostaną zasilone pakietami akcji. Każdy, kto przepracuje 40 lat, otrzyma pakiet akcji o wartości 10 tysięcy złotych. Po 50 latach pracy wartość pakietu zwiększy się do 20 tysięcy złotych. Środki te staną się ich prywatną własnością.

OFE też miało gwarantować emeryturę pod palmami. I być może oferowałoby, gdyby najpierw nie pojawił się Tusk, a po nim Kaczyński. Więc co teraz, Donaldzie? Co obiecasz? Gruszki na wierzbie czy złote góry?

Dodaj komentarz