Filozofia Kalego w teorii i praktyce

Wczoraj logomachię omawialiśmy na przykładzie mowy mówionej, dziś zajmijmy się słowem pisanym. I nie chodzi o to, co napisze polityk czy celebryta w medium społecznościowym, a pismak weźmie na tapet, zinterpretuje, zmanipuluje i objaśni. Warto zwrócić uwagę, że gdy dawniej portale linkowały do wpisów i przytaczały je w całości, to dzisiaj zwykle tylko omawiają. Dlaczego? Z prozaicznego powodu — wydźwięk oryginalnego tekstu często nie jest zgodny z oczekiwaniami więc musi zostać nieco podbarwiony. Gdyby czytelnik mógł zapoznać się z oryginałem prawda szybko wyszłaby na jaw. I bywa, że mimo starań wychodzi, gdy z zacytowanego fragmentu nie wynikają wnioski stawiane przez autora omówienia.

Doskonałym przykładem jest chociażby twórcza interpretacja słów Elizy Michalik dokonana przez duet Stanowski-Mazurek. Michalik przez prawie dwadzieścia pięć minut tłumaczy dlaczego nie wierzy w śmiertelną chorobę Zbigniewa Ziobry i deklaruje, że jeśli się myli i Ziobro umrze, to go przeprosi. Panowie przez prawie dwadzieścia pięć minut słuchali i zrozumieli, że Eliza Michalik jest pierdolnięta. Nie zastanawiali się czy może mieć rację, nie dociekali dlaczego o zdrowiu Ziobry wypowiadają się jego koledzy partyjni mający równie dużo za uszami, a nie najbardziej uprawniona do tego rodzina? Dlaczego sam Ziobro nie chce przeciąć spekulacji i nie dopuszcza przed swoje oblicze żadnego niezależnego dziennikarza? Czy więc aby na pewno to Eliza Michalik jest pierdolnięta?

Skryci pod płaszczykiem poprawności politycznej, praw człowieka, równouprawnienia i innych wartości czają się ludzie uzurpujący sobie prawo decydowania co dobre, a co złe. Oni wszystko wiedzą lepiej, choć trudno nie dostrzec, że często niewiele rozumieją. Na portalu gazeta.pl Agata Kalińska stwierdziła na przykład, że fragmenty powieści Henryka Sienkiewicza „W pustyni i w puszczy” „źle się zestarzały”. Z leadu dowiadujemy się, że

„Dzikie i nierozwinięte dusze Arabów”. „Duma białego człowieka” i „litość białego pana”. Afrykanie „to dzieci, które zapominają o tym, co było wczoraj”, choć „bywają między czarnymi poczciwe dusze”. Nie trzeba bardzo uważnie wczytywać się w „W pustyni i w puszczy”, by zobaczyć, że część tej powieści brzydko się starzeje.

Brzydkie starzenie dostrzeżono dlatego, że ministerstwo edukacji pod światłym przewodem Barbary Nowackiej zaproponowało, by dzieci zamiast czytać całe powieści czytały tylko fragmenty. To na pewno podniesie oczytanie młodzieży i pomoże lepiej zrozumieć zarówno literaturę jak i otaczający świat. Można domniemywać, że w przypadku „W pustyni i w puszczy” w pierwszym rzędzie zostanie wycięty fragment, w którym Kali wyjaśnia podstawy swojej filozofii. Podobnie można będzie wykastrować inne arcydzieła literatury polskiej i światowej. Na przykład z uwagi na to, że Niemcy to dzisiaj nasz sojusznik, w „Krzyżakach” pominie się wszystkie drastyczne sceny z udziałem Krzyżaków.

Charakterystyczne i wielce znamienne dla władzy po 1989 roku jest to, że kontynuuje tradycje socjalistycznej ojczyzny. Po transformacji ustrojowej w kanonie lektur szkolnych propagandowo-ideologiczne dzieła piewców komunizmu zastąpiono ideologiczno-propagandowymi pracami piewców wartości chrześcijańskich. Na liście lektur pojawiły się się starannie wybrane fragmenty Biblii, ale autorzy i książki przez komunistów skazane na zapomnienie na nią nie wróciły. Ten los spotkał na przykład Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego. Kto dziś zna to nazwisko? Czy kastrowanie kanonu lektur to kontynuacja dzieła komunistów, którzy uważali, że tylko z ludzi bez przeszłości da się stworzyć człowieka socjalistycznego? Sprzeciwiali się temu nawet rządzący Polską w PRL-u nie dopuszczając do tego, by w zapomnienie szli kolejni polscy pisarze i poeci. Komunistów już nie ma, ale ich idee stają się przyświecać nowej władzy, która postanowiła na początek zwolnić dzieci z obowiązku czytania książek w całości, a potem uczyni kolejny krok i zwolni w ogóle.

Dlaczego nie tylko dzieci powinny zapoznać się z „Leninem” Ossendowskiego? Chociażby dlatego, że zakazany był w Związku Radzieckim, we Włoszech Mussoliniego, a później we wszystkich krajach Demokracji Ludowej. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ każdy reżim panicznie boi się prawdy o swoich przywódcach. Książki Krystyny Kurczab-Redlich przybliżają postać Władimira Putina, powieść Ossendowskiego demaskuje Władimira Uljanowa, pseudonim konspiracyjny Lenin. Teoretycznie dzieci mogłyby sobie to czytać na lekcjach historii, ale nadmiar wiedzy mógłby im zaszkodzić. Ponieważ o problemie pisałem zastanawiając się dlaczego książka ma dziś twarz medium społecznościowego oraz dlaczego ciemny lud powinien pozostać ciemny, więc tu wspomnę tylko, że gdy Armia Czerwona wyzwoliła Warszawę w pierwszym rzędzie sprawdzono, czy Ossendowski na pewno nie żyje. W tym celu kazano rozkopać jego grób. Czy godzi się by tak wielkiego wroga bolszewickiej Rosji ministerka mająca serce po lewej stronie ocaliła od zapomnienia?

Walka z literaturą, cenzurowanie dzieł i poprawianie ich to nie tylko polski problem. Pod płaszczykiem poprawności politycznej kastruje się literaturę w krajach anglosaskich od dawna. Każdy ma prawo do nieskrępowanego głoszenia poglądów, ale nie pisarze, zwłaszcza nieżyjący. Prawo autorskie zakazujące ingerencji w treść nie przeszkadza poprawiaczom. Dzięki ich wytężonej pracy klasyki światowej literatury mają coraz mniej wspólnego z oryginałami. Nigdy literatura pisana pod dyktando władzy czy innych czynników decyzyjnych nie osiągała wysokiego poziomu, ponieważ talent może rozwinąć się w pełni tylko tam, gdzie nic go nie krępuje. Tymczasem kastrowanie arcydzieł ma długą tradycję.

Rugowanie z dzieł literackich wątków, słów czy określeń uznawanych obecnie za kontrowersyjne, zyskało miano bowdleryzacji, czyli „oczyszczania”. To właśnie Thomas Bowdler w 1818 roku „wyczyścił” sztuki Szekspira, a także „Schyłek i upadek Cesarstwa Rzymskiego” Gibbona. Uważał, że niektóre określenia i wyrazy, a nawet całe wątki są zbyt wyraziste, by mogły je czytać kobiety i dzieci. Usunął więc z klasycznych tekstów Szekspira fragmenty i pozmieniał treści, które jego zdaniem miały urażać wrażliwość i skromność określonego czytelnika.

Z początku tego typu działalność była piętnowana, teraz jest pożądana.

Teraz, kiedy coraz więcej książek zostaje poddanych bowdleryzacji, zyskała ona uznanie przynajmniej części środowiska zajmującego się krytyką literacką, publicystów i, co najważniejsze, wydawców, którzy postanowili potraktować wszystkich czytelników jak dzieci. Czy ingerencja w dzieła pisarzy jest uprawniona, czy nie narusza przypadkiem ich prawa do wolności wypowiedzi? Tym bardziej jeżeli dotyczy to twórców już nieżyjących, którzy nie mogą się bronić. […] Bowdleryzacja największe postępy poczyniła w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, ale nie tylko. Ten rodzaj cenzury dotyczy przede wszystkim kwestii politycznych, religijnych i seksualnych. Informacje dziennika „Daily Telegraph” dotyczące wydań „poprawionych” książek Roalda Dahla, Iana Fleminga, czy Agathy Christie* znalazły się następnie na łamach światowej prasy, również w Polsce. W nowych wydaniach pozmieniano płeć bohaterów albo ją „zneutralizowano”, zmieniono kolory, by nie używać słowa „czarny”, usunięto odniesienia rasowe, a także odniesienia do wyglądu fizycznego. Nawet słowo „tubylec” czy „Nubijczyk” uznano za obraźliwe. Jak się okazuje, usuwanie niewłaściwych słów, a nawet całych fragmentów książek nie jest zastrzeżone wyłącznie dla krajów o systemie totalitarnym.

Ze znanym i lubianym cyklem powieści o doktorze Dolittle, który rozumiał mowę zwierząt, zapoznała się Martyna Engeset-Pograniczna z Uniwersytetu Warszawskiego i odkryła w nim nie tylko kolonializm ale i rasizm. Zdumiewające, że nikt dotąd nie dostrzegł, iż

powieści o szlachetnym Dolittle’u to także utwory z wyraźnym tłem kolonialnym, na co zwracają uwagę badacze zajmujący się studiami postzależnościowymi bądź tematyką cenzury w utworach dla niedorosłych. Oceniają, że z dzisiejszego punktu widzenia wiele fragmentów tego cyklu ma wymiar rasistowski.

Nikt nie może spać spokojnie, ponieważ kwestią czasu jest odkrycie, że Przygody Koziołka Matołka oraz małpki Fiki Miki Kornela Makuszyńskiego pełne są szowinizmu, ksenofobii, rasizmu, mizoginizmu i  wielu, wielu innych nieodkrytych jeszcze myślozbrodni.

Afroafrykanin Bambo w Afryce mieszka,
Spiekł się na słońcu ten nasz koleżka.
Uczy się pilnie przez całe ranki
Ze swej afroafrykańskiej pierwszej czytanki.

Mama powiada:”Napij się mleka”
A on na drzewo mamie ucieka.
Mama powiada :”Chodź do kąpieli”,
A on się boi że mu opalenizna zejdzie.

Lecz mama kocha swojego synka.
Bo dobry chłopak z afroafrykaninka.
Szkoda że opalony Bambo, wesoły
Nie chodzi razem z nami do szkoły.

W wersji uznanej za poprawną przez prawicę:

Dzięki Bogu ciapaty Bambo, wesoły
Nie chodzi razem z nami do szkoły.

 

Post Scriptum
To w nowym świetle stawia koncepcje Świadomych Wydawców, którzy najpierw w trosce o czytelników wykastrują i poprawią dzieła literackie, a potem zaoferują je po paskarskiej cenie.


* The Tlelegraph: Poirot and Miss Marple mysteries have had original passages reworked or removed in new editions published by HarperCollins. [Oryginalne fragmenty tajemnic Poirota i panny Marple zostały przerobione lub usunięte w nowych wydaniach opublikowanych przez HarperCollins.]

Dodaj komentarz