Tęskniąc za normalnością…

Nie jestem młody, tym niemniej, choć nawet mnie wydaje się to wręcz nieprawdopodobne, kiedyś byłem. I tak jak dzisiejsza młodzież kompletnie nie interesowałem się polityką. Po co zawracać sobie głowę czymś na co nie ma się żadnego wpływu? Przyjąłem do wiadomości, że rządzą… członkowie i to w zupełności wystarczyło. Oczywiście chodzi o członków partii, wszelkie więc skojarzenia są nieuprawnione.

Oczywiście dzisiejsza młodzież ma o wiele więcej możliwości niż wtedy. Może na przykład nie głosować na dotychczasowego prezydenta, lecz wybrać innego. Na przykład Dudę. Udowadniał w komisji Macierewicza, że były trzy wybuchy, hel i zamach, udzielał się w Parlamentarnym Zespole do spraw Przeciwdziałania Ateizacji Polski, to i na stanowisku prezydenta świetnie da sobie radę. Albo Magdalenę Ogórek. Jej promotor rozwijał stosunki tylko ze Związkiem Radzieckim, a ona będzie rozwijała zarówno z Władimirem jak i Franciszkiem. Jako kobieta ma większe możliwości. W obliczu tak ambitnego planu wypada tylko zastanowić się, czy ten dualizm nam nie zaszkodzi. Więc nie jedź — ostrzec dziewczynę pora — na zdartych protektorach.

W odruchu desperacji młodzi stawiają na Janusza Mikke herbu Korwin czy Pawła Kukiza. Mają nadzieję, że tak zwani „antysystemowi” kandydaci doprowadzą do obalenia starego porządku, a na jego ruinach powstanie coś nowego i wartościowego. Nic z tych rzeczy, ponieważ nie zmieniło się jądro, zasada działania. Nadal rządzą członkowie tyle, że kilku partii. Zaś niepisana umowa gwarantowała, że choć na wizji, publicznie, na pokaz kłócą się, obrzucają inwektywami, ciągają po sądach, to prywatnie nie skaczą sobie do gardeł, nie policzkują się, bo to szkodzi interesom. Gdy Mikke niedawno złamał zasadę, że przy korycie nie pozwalamy sobie na rękoczyny, mało kto go potępił. Oprócz oczywiście żywotnie zainteresowanych. Trudno się temu dziwić, skoro spoliczkowany wielokrotnie z uśmiechem na ustach w żywe oczy kpił z inteligencji społeczeństwa tłumacząc, że to, co jeszcze wczoraj uważał za złe i szkodliwe dziś jest dobre. Przykładem może być choćby raport Polska 2030 — wyzwania rozwojowe z 2009 roku, w którym przekonywał, że Z  jednej strony powinna nastąpić kontynuacja zmian w  systemie emerytalno-rentowym zmniejszających zakres uprawnionych do korzystania ze świadczeń poniżej 65. roku życia do uzasadnionego społecznie minimum. Z drugiej strony należy wprowadzić zmiany w systemie podatkowym preferujące dochód pracy względem dochodu ze świadczeń i  obniżające efektywne stawki podatkowe płacone przez osoby najmniej zarabiające.

Jeszcze w roku 2010 tłumaczył, że System emerytalny nie może rozwiązywać wszystkich problemów finansów publicznych. Jest w nim wiele rzeczy do zreformowania i trzeba to zrobić, ale nie podejmować pochopnych decyzji podyktowanych doraźnymi potrzebami budżetu. Rok później, gdy rząd postanowił zajumać ponad połowę składek perorował: Nie zmieniamy zasad reformy emerytalnej, ale proponujemy jej racjonalną korektę. Na czym owa racjonalna korekta polegała? Waloryzacja subkonta drugofilarowego przy zachowaniu integralności drugiego filaru będzie przebiegała według średniego nominalnego wzrostu PKB z ubiegłych mijających pięciu lat, krocząco. Każdy rok będzie dodawał kolejne lata, z zastrzeżeniem nieujemności wskaźnika waloryzacji. Zapewni to zwrot na poziomie identycznym lub wyższym od dzisiejszej obligacyjnej części OFE. Proste, zrozumiałe i logiczne. Czy można jednak mieć za złe spoliczkowanemu (nie za to!), skoro jego pryncypał prawdę mówił przypadkiem wtedy, gdy już się sam w swoich kłamstwach pogubił?

Młodzież, podobnie jak w czasach minionych stroni od polityki. Bo trudno zauważyć i uwierzyć, że ma się na cokolwiek wpływ. Listy wyborcze, podobnie jak w czasach minionych powstają w zaciszu gabinetów szefów partii, którzy dbają pilnie o to, by nie znalazł się na nich nikt, kto mógłby zagrozić ich pozycji. A wprowadzenie zasilania budżetowego gwarantuje i wymusza lojalność członków. Za dużo można stracić, żeby silić się na niezależność. Stąd brak dyskusji i powtarzanie za liderem tych samych frazesów. Dziś, jak niegdyś, wystarczy znać poglądy właściciela partii, żeby wiedzieć co powie dowolny jej członek i jak zagłosuje. Sejm, senat dawno przestał być miejscem dyskusji, ścierania się poglądów i wykuwania kompromisów dla dobra kraju. Jak w czasach minionych poglądy I Sekretarza popierało 100% towarzyszy tak i teraz gdy rząd przedkłada jakiś projekt, koalicja jest niemal w 100% za, a opozycja również w prawie 100% przeciw. Czasami, choć coraz rzadziej, do 100% brak kilku posłów, ale nie od razu Kraków zbudowano. Co 4 lata listy są korygowane, z wyborów na wybory zbliżając się do ideału.

Jaką przyszłość mają przed sobą młodzi ludzie w kraju w centrum Europy? Media i wielu dyskutantów powtarza bezmyślnie za propagandzistami rządowymi, że wszystkiemu winne są umowy śmieciowe. Tak jakby możliwość ich zawierania po cichutku, po kryjomu, nie mówiąc nic nikomu, pod osłoną nocy niczym krzyż w sejmie wprowadził Putin, względnie duch święty. Umowy śmieciowe są śmieciowe tylko z punktu widzenia interesów zadłużonego po uszy państwa. Po zdemolowaniu sytemu emerytalnego młodzi na jakiekolwiek emerytury już nie liczą. Po co więc mieliby oddawać państwu pieniądze, które i tak zostaną zmarnowane, skoro przydadzą się im bardziej tu i teraz? Przecież rząd znacjonalizował ponad 150 miliardów złotych i w większości już je roztrwonił…

Krzywdzące byłoby posądzanie młodych Polaków o bezmyślność. Wręcz przeciwnie, doskonale zdają sobie sprawę, że już dziś muszą zacząć gromadzić zabezpieczenie na starość. Wiedzą jednak doskonale, ponieważ mimo kolejnych reform oświaty jeszcze potrafią liczyć, że lepiej pracować na emeryturę Camerona, Hollande czy Merkel niż Tuska czy Kaczyńskiego. Tym bardziej, że w zamian za podatki tamte państwa oferują doskonałe drogi, sprawne koleje, działającą służbę zdrowia i normalny wymiar sprawiedliwości, a nie rozbuchany system ulg i przywilejów oraz przekręty, afery i malwersacje.

Miało być o podatkach, ale skoro dywagacje to dywagacje…

Dodaj komentarz


komentarze 4

  1. Młodość…”chmurna i durna”….ale niezastąpiona. Mieszkając na Wybrzeżu musiałam interesować się polityką. Nie było wyjścia. W roku 1970 mieszkałam w Słupsku. Miasto między Gdańskiem a Szczecinem, obecnie rządzone przez Biedronia.

    To był chyba czwartek, popołudniowe godziny. Szłam swoimi skrótami by odwiedzić Mamę. Przechodziłam między budynkami. Na rogu jednego stał szewc i przysłuchiwał się dochodzącym odgłosom. Stał sam, spokojnie. Skrótem przede mną najpierw szło troje młodych, potem starsze wiekiem małżeństwo, potem ja. Nie było tam demonstracji. Kotłowało się w alejach przed komitetem PZPR. To kawałek drogi.

    Raptem przed idącymi pojawiło się kilku ormowców (bez szacunku, małą literą). Ni stąd, ni zowąd zaczęli pałami tłuc trzech idących spokojnie młodzieńców, potem małżeństwo. Dwu podbiegło do szewca i zaczęło go okładać. wskoczyłam do pierwszej klatki (wtedy nie było domofonów) i pobiegłam na czwarte, ostatnie piętro. Z jakiegoś powodu na klatkę wyjrzał mężczyzna. Powiedziałam co się stało, a on potwierdził, że zdarzenie widział z okna i chciał zobaczyć czy to nie ormowcy weszli. Gdyby wchodzili miałam zapukać to mnie wpuszczą. Ale nie było potrzeby.

    Szłam dalej gdzie zaplanowałam. Po drugiej stronie ulicy na przystanku stała grupa oczekująca na autobus. Wśród nich kobieta w bardzo zaawansowanej ciąży. Kilkunastu ormowców przez nikogo nie zaczepianych zaczęło bić stojących. Ciężarną także. Miała ranę na głowie. Osunęła się na ziemię. Ludzie po drugiej stronie ulicy krzyczeli: gestapo!!! gestapo!! gestapo!!! Nie byłam bohaterką biegłam (niestety) w pobliże kierunku gdzie był komitet. Skrótem przez park. Opisałam kiedyś spotkanie z Cygankami. To właśnie tam. Znalazłam się na skrzyżowaniu, na chodniku. Na środku stał wojskowy wóz opancerzony. Ciskał granatami łzawiącymi. Jeden taki upadł niedaleko mnie. Odruchowo odwróciłam się na usłyszane stuknięcie. Gaz dostał mi się do jednego oka. Zapiekło więc potarłam. Oko wyglądało jakbym dostała od boksera.

    Moje niewielkie zderzenie z rzeczywistością, ale cierpienia znajomych skatowanych i wywożonych za miasto w kierunku południowym na 20-30 km, poczucie krzywdy robionej ludziom, spowodowało, że nie byłam obojętna.

    Gdy nastał rok 1980 i z zapalczywością młodości prowadziliśmy w domu dyskusje o tym co się dzieje, mieliśmy nadzieję na inny świat, mój teść próbował nas mitygować, spojrzeć spokojniej, ale….. Sugerował, że Ruscy nie odpuszczą, zmian nie będzie, a jakby się tak stało to katabasy są na tyle przyuczone, że zdominują rzeczywistość.

    Kler, taki łagodny, wyrozumiały? Taki obraz był dzięki umowie Wyszyńskiego z komunistami. Kościół nic na partię, partia da żyć KrK. Partia była nie z narodem, była w zmowie z klerem. Za to jako poszkodowani dostali po 15 ha ziemi popegeerowskiej na łebka.

    Solidarność dawała nadzieję….. Nadzieja matka naiwnych, głupków, nieszczęśliwych, chorych, dobrych, życzliwych.

    Dzięki Solidaruchom mam rękę w nocniku. Pozbawili ludzi nie tylko marzeń, ale i braku przyzwoitości rządzących, zarządzających, nadziei na normalność w życiu państwa.

    1. Dzięki Solidaruchom… Ci ludzie chcieli zmian. Nie za wielkich, po prostu zachowując wszelkie zdobycze socjalizmu chcieli lepiej zarabiać, móc kupować w pełnych sklepach, a nie pustych, mieć więcej swobody w krytykowaniu nieprawidłowości.

      Potem dogadali się jedni z drugimi i zmienili nieudolny system na udolny. A potem… Potem szubrawcy dorwali się do władzy i zmienili demokrację w coś, co gwarantuje im władzę dożywotnio.

      Nie narzekał bym na naiwniaków i tępaków, bo oni zostali także nabici w butelkę przez sprytnych i pozbawionych skrupułów. Trzeba pamiętać, że jeśli ktoś się na czymś nie zna, to łatwo go przekonać, wmówić „lepsze rozwiązanie”. Dokładnie tak samo działa to w sejmie, gdzie kilku sprytnych wodzi za nos posłusznych tępaków.

      1. Czy wtedy ktokolwiek przyjąłby krytykę KrK. Zagrożenia jakie będą na skutek zwiększenia posiadania majątku?

        Czy dziś, 3 maja 2015 r jest szansa by krytykowany KrK wrócił do norm określanych przez Konstytucję i chociażby Konkordat? Czy taki głos znajdzie poparcie?

        „3 maja w Kościele katolickim w Polsce obchodzona jest liturgiczna uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski.”

        Jakieś bzdety związane z pierwszą Konstytucją mają znaczenie? Powyżej zaznaczyłam obowiązek świętowania 3 maja.

        A Gądecki zawodu biskup już grzechem zaniechania straszy tych wiernych, którzy na wybory nie pójdą. Wyjaśnia też, że trzeba wybrać tych właściwych i ble, ble, ble. To nie jest agitacja, to nawoływanie do „prawd wiary”.

        „Zaapelował do wierzących, by głosowali na ludzi, których poglądy nie sprzeciwiają się wierze i wartościom katolickim.”

        Ponieważ nie potępia gwałcenia małoletnich, to chyba jest to też wartość katolicka.

        1. To wszytko racja, co mówisz, ale nie do końca jest tak prosto jak to się przyjęło sądzić. Łatwo jest zwalić na Solidaruchów, bo to oni w końcu doprowadzili do zmian, tyle że…. Przypomnij sobie jak to było. Przypomnij sobie kto podle kupczył Polską, kto z klerem szedł na układy, kto klerowi sprokurował Komisje Majątkową, stawiając ją ponad prawem? Kto ostatnio kazał sobie wypasiony pogrzeb kościelny sprawić? Kto podpisał konkordat, komu religia w szkole nie przeszkadzała? To lewica, jeśli nie wręcz lewizna właziła w tyłek kościołowi. Najwięksi szubrawcy wspierali kościół, największych szubrawców wspiera kościół.
          A kościół to instytucja zdumiewająca. Nie ma takiego oszustwa, kłamstwa przed którym by się wzdragał. Konstytucję 3 maja zwalczał, nawet z Moskwą paktował doprowadzając do rozbiorów, a dziś rocznicę jej uchwalenia czcić każe. Pomniki zdrajcom w sutannach najwyższy czas zacząć stawiać. Niech wdzięczny naród uczci tych, dzięki którym przodkowie mogli przelewać krew walcząc o to, co dzięki klerowi stracili. Co porabiał przed wojną i podczas wojny (drugiej) Episkopat? Jakoś nie słychać o bohaterskich biskupach własnymi piersiami broniących owieczki. Kiedy zaczną grzebać w historii? Jak umrze ostatni pamiętający ich rolę odegraną podczas wojny?