Paradoksalnie

Jadwiga Emilewicz, mini ster rozwoju, przekonuje, że polska gospodarka jest niezależna od światowej. Cały świat uzależniony jest od dostaw komponentów z Chin, a Polska nie. Polska gospodarka oparta na małych i średnich firmach, które nie miały swoich parków produkcyjnych ulokowanych w Chinach, paradoksalnie na tego typu kryzysie może skorzystać. Nie trzeba być ekonomistą, żeby wiedzieć, że żeby coś wyprodukować wystarczy dysponować parkiem produkcyjnym. Choć to oczywiste, to wyjaśnienia wymaga dlaczego Polska dotąd miała i nie korzystała? Dlaczego czekała na koronawirusa?

P. minister Emilewicz wtóruje ekspert. Jego wyjaśnienia mają szczególny walor edukacyjny, ponieważ burzą dotychczasowe przekonania laików. Na przykład każdemu wydaje się, że łańcuch dostaw może zostać przerwany. Otóż nie. On może zostać zatrzymany. To taka nieznana dotąd cecha samojezdnego łańcucha. Z jeden strony Chińczycy przestali kupować, z drugiej częściowo zatrzymały się łańcuchy dostaw. Stojące łańcuchy negatywnie wpływają na koniunkturę i mogą doprowadzić do spadku wzrostu. To powoduje, że ten pierwszy kwartał 2020 roku w Chinach może zakończyć się większym spadkiem wzrostu gospodarczego. Oczywiście nie ma to żadnego wpływu na Polskę, ponieważ nasza chata z kraja. W efekcie ciągnionym w Polsce ten efekt jest praktycznie pomijany statystycznie. Inaczej jest z gospodarką niemiecką, czy amerykańską, gdzie może to się przełożyć na spadek rzędu dziesiątych części procenta. Wynika z tego, że dla gospodarki narodowej nie ma znaczenia czy w parku jest z czego produkować i komu sprzedawać.

Podczas gdy według Emilewicz Polska gospodarka może zyskać już teraz, ekspert widzi konfitury w odleglejszej perspektywie. Wyjaśnienie tego paradoksu jest równie banalne. Mimo, że wielu naszych rodaków odwołuje swoje wyjazdy zagraniczne w miejsca, gdzie pojawił się koronawirus, nie oznacza to wcale, że zrezygnowali oni ze swojego urlopu. Tak jak „hitem” podczas arabskiej wiosny stało się polskie morze, tak ponownie polskie destynacje staną się atrakcyjniejsze, co spowoduje, że pieniądze zostaną u nas. Temu rozumowaniu paradoksalnie nie można nic zarzucić poza jednym — że epidemia będzie szalała na całym świecie z wyjątkiem Polski. W przeciwnym razie puste nie tylko będą parki, ale także plaże, góry, doliny i jeziora.

Sytuacja Polski, nie tylko gospodarcza, stale się pogarsza. W międzynarodowych rankingach szybujemy w dół z imponującą szybkością. Gospodarka hamuje, za to ceny i powiązana z nimi inflacja rosną w imponującym tempie. W tej sytuacji można zrozumieć, że tonąca władza brzytwy się chwyta eksponując pozytywy ogólnoświatowej tragedii. Jadwiga Emilewicz jest ministrem, członkiem rządu. Wtórujący jej ekspert to dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego, który podlega premierowi, a jego głównym zadaniem jest przygotowywanie analiz pomocnych w realizacji SOR-u, czyli Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. O poziomie merytorycznym tej instytucji najlepiej świadczy audycja (podcast), z której dowiadujemy się, że koronawirus to strachy na Lachy, bo są gorsze zarazy. Zakażenie koronawirusem daje nam śmiertelność mniej więcej na poziomie 2,5%. Dla porównania wirus SARS daje śmiertelność na poziomie ok 10% natomiast MERS 34%, nie mówiąc już o eboli czy Marburgu, które mają odpowiednio śmiertelność na poziomie 40 i 80%. W wyliczance brakuje tylko informacji ile osób zmarło za Tuska. Epatowanie danymi ma na celu uświadomienie zaniepokojonym, że nie ma się czym przejmować, bo tylko 2,5% zakażonych umrze. Ale — kołacze się gdzieś z tyłu głowy myśl — co będzie, jeśli wśród nich znajdzie się p. Kaczyński, p. Morawiecki, albo, odpukać, p. Duda? Przecież w każdym z tych przypadków śmiertelność wśród prezesów PiS-u, premierów i prezydentów będzie wynosiła okrągłe 100%!

W omawianym programie w charakterze ekspertów od epidemii i wirusów wystąpili analitycy Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Ale nawet oni nie potwierdzają optymizmu minister czy swojego własnego eksperta, ponieważ Polska jest dostawcą, poddostawcą różnego rodzaju części, podzespołów do niemieckich fabryk, które to produkują i eksportują do Chin i tutaj mowa przede wszystkim o samochodach, maszynach i urządzeniach i innych właśnie dobrach inwestycyjnych, a Niemcy są bardzo ważnym unijnym eksporterem towarów do Chin stąd właśnie poprzez spadek popytu na niemieckie towary ze strony chińskich odbiorców będzie też, to się może przełożyć na spadek popytu niemieckich fabryk na polskie części i podzespoły. Oprócz tego Polska importuje z Chin komponenty wykorzystywane do produkcji a także „dobra inwestycyjne”. I jeśli ich zabraknie, to mogą pojawić się problemy w produkcji. A to oznacza, że nad polskie morze może nikt nie pojechać, bo paradoksalnie nie będzie miał za co.

Lubiący paradoksy na pewno będą usatysfakcjonowali oglądając film zamieszczony na Facebooku przez młodą kobietę, którą zamknięto w izolatce z podejrzeniem koronawirusa. Tego nie da się opisać, tego trzeba posłuchać. Będą usatysfakcjonowani zwłaszcza miłośnicy horrorów, thrillerów i dreszczowców. Pozytywną informacją jest, że wystarczyło film umieścić w sieci, żeby okazało się, że kobieta nie ma żadnego koronawirusa i jest zdrowa jak byk, a objawy symulowała, żeby siać panikę i szkodzić władzy.

Niepokój budzi informacja, że koronawirus mutuje i we Włoszech jest inna odmiana niż w Chinach, a w Stanach Zjednoczonych inna niż we Włoszech. Czy stosowane w obu polskich laboratoriach testy uwzględniają to? Ponadto z innych krajów nadchodzą informacje, że nawet sześć negatywnych wyników nie wyklucza zakażenia. Taką informację można znaleźć na portalu Radiology. Wynika z niej, że zdarzali się pacjenci, którzy mieli dodatnie wyniki tomografii komputerowej klatki piersiowej i ujemne wyniki testów. Dopiero ich kilkukrotne powtórzenie w końcu dawało wynik pozytywny.

Paradoksalne jest nie to, że na nieszczęściu i śmierci Polska może się wzbogacić, ale że nieudolna i niekompetentna władza cieszy się wciąż niesłabnącym poparciem. Nawet hierarchom kościelnym drżą łydki pod sutannami i wprowadzają restrykcje w kościołach, zmieniają sposób serwowania ciała Jezusa Chrystusa, opróżniają kropielnice. Władza natomiast nie przejmuje się niczym ufna w swoją omnipotencję.

Zbierając strzępy informacji i własne doświadczenia w jedną całość łatwiej zrozumieć dlaczego Polska jest zieloną wyspą na mapie świata. A ponieważ przoduje w wielu niechlubnych rankingach, więc wypada modlić się żarliwie, żeby nie pobiła także rekordu w liczbie ofiar niekompetencji władzy, która na media przeznacza 2.000 milionów zł, a na walkę z epidemią 100 milionów.

 

PS.
Gdyby służba zdrowia była prywatna laboratoria, w których można by się za kilkadziesiąt złotych przebadać od ręki powstawałyby jedne po drugich w całej Polsce. Na szczęście jest państwowa i niebywale sprawna o czym świadczy podana wczoraj popołudniu informacja, że

W Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie przebywa pacjent, u którego pobrano materiał do badania na obecność koronawirusa. — Wyniki będą znane zapewne we wtorek — poinformowała nas Maria Włodkowska, rzecznik prasowy lecznicy.

Czarno na białym stoi, że od pobrania próbki do uzyskania wyniku musi minąć co najmniej 48 godzin lub więcej. Bo takie są procedury!

Dodaj komentarz


komentarzy 5

  1. Zasugeruję zdarzenie, które jest możliwe. Do portów Wybrzeża środkowego bez specjalnych kłopotów mogą wpłynąć obce okręty i wysadzić desant. Czy w takim wypadku mini ster od wojska straci głowę, bo mu się w niej zrodzi chaos jak Szumowskiemu?. Skutki mogą być gorsze niż przywiezienie do kraju koronawirusa. I na pewno będzie to winą Tuska, że Błaszczak jest mało rozumny. Nie wiem czy już czołgi T 72 czyli pozostałość po PRL są usprawnione, ale czołgi, które dostaliśmy od Niemców za darmo) czekają na remonty, ale pieniędzy brakuje.

    Naczynia połączone gospodarek istniały od zawsze. Wykopaliska w Polsce pozwoliły zobaczyć rzeczy, których nie powinno tu być, bo według polskich historyków to jest niemożliwe. Rzeczy te były zrobione w krajach, których od dwóch tysięcy lat już nie ma.

    p.s. Na media wydano 2 000 000 000 zł. (dwa miliardy zł)

     

    1. Wyborcza.pl

      – Słowo ‚patriotyzm’ zostało dramatycznie wykrzywione. Patriotyzm jest wykorzystywany dla celów politycznych, nie jest natomiast wykorzystywany dla obywatela, dla każdego z nas. Dla mnie patriotyzm to jest to, co ja mogę mojemu pacjentowi zaoferować. W moim gabinecie, w moim szpitalu – mówi prof. Cezary Szczylik

      (….)- Jeszcze raz wrócę do tego – pojawia się kwota, która jest luźna. Czyli można ją zaplanować w budżecie i o tyle zwiększyć nakłady na opiekę onkologiczną. Minister zdrowia mówi, że przybyło z 10 na 11 miliardów – ja nie mam do ministra zdrowia żadnej negatywnej uwagi, poza tym, że chyba ktoś mu źle doradza. (….)
      – Tak. Ale mówię, że tych pieniędzy de facto nie przybyło. Bo w ciągu roku przybyło nam pacjentów onkologicznych. Po prostu. To jest parę tysięcy więcej zachorowań, na które musimy wyłożyć pieniądze. Jeżeli dodamy do tego jeszcze inflację – a więc to, że my w szpitalach kupujemy leki, które drożeją, bo rośnie inflacja, rośnie rozpiętość między wartością złotówki a wartością walut, w których my kupujemy większość leków onkologicznych – wówczas to będzie oddawało ten rzeczywisty nakład.

      I po prostu mamy mniej za te same pieniądze?
      – Tak, mamy po prostu mniej. To, że było 10 i pół, a jest 11 miliardów, to tak naprawdę wcale nie jest więcej. Tylko to jest skala rzeczywistych wydatków dzisiaj. A nie planowana polityka zwiększenia nakładów. I gdyby mówić o rzeczywistych potrzebach polskiej onkologii, to nie wystarczy zwiększyć nakłady o pół czy trzy czwarte procent rocznie – my potrzebujemy skokowego wzrostu nakładów. Czyli jeżeli one są rzędu 10 do 11 miliardów złotych, to – żeby zacząć w istotny sposób zmieniać system opieki zdrowotnej – potrzebujemy minimum te dwa miliardy więcej