Nikt mi nie powiedział…

Klika dni temu doszło do groźnego incydentu. Oto w limuzynie przewożącej prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej pękła opona. Niemal natychmiast oficjalne czynniki poinformowały, że „coś takiego nie powinno się wydarzyć”, a nieoficjalnie przystąpiono do snucia teorii spiskowych. Równolegle ruszyło śledztwo, którego zadaniem — co teraz już nie ulega wątpliwości — nie jest udzielenie odpowiedzi jak doszło do zdarzenia, lecz znalezienie kozła ofiarnego i przerzucenie na niego odpowiedzialności.

Do wypadku doszło około godziny 16. Pierwsze oględziny miejsca zdarzenia policja przeprowadziła godzinę później. Prokuratorzy pojawili się ok. godziny 22, a autostradę, w celu dokonania szczegółowych oględzin, zamknięto na drugi dzień. Prezydenta nawet nie odwieziono do szpitala, bo przyjęto, że „nic mu nie jest”.

I oto mamy już pierwsze ustalenia. Winę za zaistniałą sytuację ponosi — nie trzeba być wróżką, by się tego domyślić — poprzednie kierownictwo BOR. To ono nie zadbało, że obecne nie dopilnowało. Poprzedni szef BOR gen. Krzysztof Klimek miał już w 2012 r. wydać niezgodną z normami bezpieczeństwa instrukcję w sprawie użytkowania opon. Z kolei gen. Marianowi Janickiemu, który wcześniej kierował Biurem zarzucono, że przedłużył okres eksploatacji opon do sześciu lat. Jego wina jest tym większa, że data produkcji opony tłoczona jest na oponie, a on przedłużył.

To charakterystyczne, że pracę generałów opiniują pułkownicy. Dlatego za słowami poszły czyny. Zdecydowaliśmy się wymienić wszystkie opony w samochodach, których wiek przekracza dwa lata lub ich przebieg jest wyższy niż 10 tys. km – poinformował opinię publiczną zastępca szefa BOR-u, odpowiadający za logistykę płk Jacek Lipski.

Wina poprzedników jest oczywiście bezsporna, bo poprzednicy zawsze są wszystkiemu winni. Pewnym zgrzytem może jednak być informacja podana na początku lutego przez „Rzeczpospolitą”. Otóż dziennik ten doniósł był,

Funkcjonariusze BOR twierdzą, że nie mogą dobrze dbać o bezpieczeństwo głowy państwa.

Chodziło o dwa incydenty. Jeden z nich miał miejsce 15 stycznia, gdy Andrzej Duda wybrał się do Krakowa na mistrzostwa Europy piłkarzy ręcznych, a drugi 29 stycznia na gali Człowieka Roku „Gazety Polskiej”.

Kancelaria Prezydenta oficjalnie nie komentuje tych doniesień. Ale nieoficjalnie usłyszeliśmy, że odnotowano pewne problemy z zapewnieniem bezpieczeństwa prezydenta.

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, któremu podlega BOR, uspokajało i twierdziło, że podczas obu imprez wszystkie procedury bezpieczeństwa zostały spełnione. Także nowy szef BOR zdementował doniesienia „Rzeczpospolitej”. Zaprzeczam tym informacjom. Realizujemy swoje ustawowe zadania bez względu na zaistniałe w danym momencie okoliczności — napisał na Twitterze płk Andrzej Pawlikowski i zaproponował: Proponuję nie podgrzewać tego tematu. Gdyby wtedy do jakiegoś incydentu jednak doszło winne byłoby poprzednie kierownictwo, które obecnemu nie przygotowało szczegółowych wytycznych oraz oczywiście ci, którzy podgrzewali temat.

Jedno tylko w tym wszystkim dziwi. To mianowicie, że zmieniono kierownictwo. Nie tylko to. I nic poza kierownictwem. Nawet instrukcje podpisane przez poprzedników, które „mogły stanowić zagrożenie dla ochranianych osób” nie zostały zmienione. Instrukcje ówczesnych szefów mogły stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa osób pod ochroną BORperorował płk Lipski zapewniając, że nowe kierownictwo nie otrzymało żadnych informacji o tym, że instrukcje były błędne, a weryfikowanie ich było oparte na zaufaniu do poprzednich specjalistów (sic!). Jeśli poprzedni specjaliści byli godni zaufania, to nie było potrzeby ich odwoływania. Jeśli byli niekompetentni, to tłumaczenia pułkowników kompromitują ich i instytucję na której czele stoją.

Płk został szefem BOR-u 4 grudnia 2015 roku. 4 miesiące czekał aż mu ktoś informacje podeśle? Kto? T.w. Bolek?

Dodaj komentarz