Masz prawo milczeć

Kilka tygodni temu niezłomny obrońca prześladowanych i wyszydzanych, który w imieniu jednego z nich, swojej córki, dokonał nawet coming-outu, stanął w ich obronie demonstrując wykrzywioną nienawiścią twarz wk…wienia i bezradności, jak sam to zgrabnie ujął. Co ciekawe i wielce charakterystyczne jego interpretacja żartu, który legł u podłoża całego zamieszania, pokrywa się w stu procentach z interpretacją prezentowaną przez media publiczne i sprzyjające władzy. Według Polskiego Radia na przykład Daukszewicz „żartował z dziecka jednego z dziennikarzy stacji”. Teraz oskarżony, osądzony i należycie sponiewierany Krzysztof Daukszewicz wydał oświadczenie. Nie tak łatwo je znaleźć poza omówieniami, więc pozwolę sobie przytoczyć je w całości. Tym bardziej, że potwierdza podejrzenia, którym dałem wyraz nie raz, nie tylko tutaj, ale i tutaj, a także tu, i tu.

Tą drogą chciałem powiedzieć wszystkim, którzy czekają na mój powrót do Szkła Kontaktowego, że postanowiłem nie wrócić. Doceniam rękę wyciągniętą do mnie przez TVN, dziękuję Tomkowi Sianeckiemu i moim Kolegom za wsparcie, ale uważam że po tym, co przeżyłem ja i moja rodzina w ciągu ostatnich tygodni, nic już nie będzie takie samo.

Ale po kolei:
Najpierw zostałem homofobem i transfobem – choć napisałem piosenkę „Ballada o wyklętych kredkach” w obronie LGBT i „Osiemdziesiąt radiowozów”. Śpiewam je na koncertach i to właśnie osoby ze społeczności LGBT, pierwsze dzwoniły do mnie z dobrym słowem, gdy zacząłem być hejtowany.

Później zostałem oligarchą, właścicielem kilku jezior, pobierającym gigantyczne opłaty od wędkarzy. Choć w sieci były teksty mówiące o tym, że to nieprawda – że wszystko łącznie z moimi rzekomymi wypowiedziami zostało wymyślone. Ksiądz Rosłan i portal NaTemat, który mu uwierzył, przeprosili mnie za to kilka lat temu, ale wygląda na to, że to nie wystarczyło. Wszystkie powielające kłamstwo portale, podaję do sądu, bo nie może być tak, że powielana bezkarnie nieprawda, staje się faktem wirtualnym.

Zarzucono mi, że śmiałem się z katastrofy smoleńskiej, powoływano się na płytę Tutka, której cały nakład wycofałem. Na okładce płyty było dwóch pilotów z rozbitymi okularami, a wewnątrz piosenka z refrenem : „rządzie kupże ten samolot, bo już wszystkich cycki bolą” nagrana pół roku przed katastrofą. Gdybym nie wycofał tej płyty, ukazałaby się dwa czy trzy dni po katastrofie na rynku. Nie wyobrażałem sobie tego.

Zarzucano mi, że zażartowałem z Piotra Jaconia mówiąc, „jaką on ma dzisiaj płeć”, a ja trawestowałem słowa Kaczyńskiego. To była gafa, za którą od razu przeprosiłem. Nie miałem złych intencji. Piotr Jacoń nie uznał, jak mówił „pokątnych” przeprosin, ale jak miałem to zrobić? Poszedłem po programie i przeprosiłem. Później, gdy dzwonił do mnie, szybko okazało się, że nie dzwoni, by zażegnać konflikt tylko napisać na internecie następny manifest. I mam niestety nieodparte wrażenie, że sam się na swój krzyż wdrapał, bo nikt go tam nie powiesił. A już na pewno nie ja, ani moja rodzina, która nie może się pozbierać po hejcie, na który nas skazał. I mam także nieodparte wrażenie, że z ofiary zamienił się dość szybko w kata, i że ma to gdzieś. Jeśli tak ma przebiegać nauka tolerancji, to ja w czymś takim nie zamierzam uczestniczyć.

Nie zawiedliście mnie za to Wy, Moi Drodzy Widzowie i Fani. Podchodziliście do nas z żoną w sklepach, w urzędach, rzucaliście się nam na szyję mówiąc, że chcecie przekazać nam dobrą energię, dawaliście nam drobne prezenty, to co mieliście pod ręką, żeby choć trochę nas pocieszyć. Za co jesteśmy bardzo Wam wdzięczni.

Podchodziliście nie dlatego, że jesteście transfobami, tylko dlatego, że uważaliście, że nam się zwyczajnie aż tyle złego nie należało.

Postanowiłem, że będziemy się teraz spotykać na profilu Krzysztof Daukszewicz official, który właśnie powstaje, i oczywiście koncertach. Na stałe występuję też w warszawskim Och – Teatrze.

A, żeby nie było tylko na poważnie, opowiem Wam na koniec anegdotę o moich ostrych kłach: „Wieczorem do klatki z lwem wchodzi treser z sałatką jarzynową i gotowanymi warzywami. Siada w rogu klatki, zaczyna karmić lwa i cicho go poucza: tylko nikomu ani słowa, że jesteś jaroszem, bo obaj wylecimy z roboty”.

Nie przypadkiem córka Jaconia zdecydowała się powiedzieć mu o swoich problemach dopiero gdy oddaliła się od niego na znaczną odległość. A on zamiast zachować powierzone w zaufaniu informacje dla siebie postanowił dokonać w jej imieniu coming-outu trąbiąc na całą Polskę o jej problemach. Wykorzystał ją do lansowania się i kreowania na obrońcę „środowiska”. Przy czym nagonka na Daukszewicza niczym nie rożni się od nagonki na tych, którzy „obrazili uczucia religijne” czy powiedzieli coś niestosownego w opinii domorosłych moralizatorów. Szkoda, że nie ma badań potwierdzających tezę, ewentualnie zaprzeczających jej, że przez tolerancję à la Jacoń i „wolne” media wielu skierowało wzrok w stronę Konfederacji wychodząc z pragmatycznego założenia, że jeśli już, to lepiej być po stronie gnojących „zboczków” niż dać się przez „zboczków” zgnoić. Tym bardziej, że nie zanosi się na poluzowanie restrykcji związanych z „wartościami chrześcijańskimi”. Wręcz przeciwnie, najnowszy „obywatelski” projekt nowelizacji kodeksu karnego jeszcze bardziej dokręca śrubę.

Art. 196 § 1. Kto publicznie lży lub wyszydza kościół lub inny związek wyznaniowy o uregulowanej sytuacji prawnej, jego dogmaty lub obrzędy, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 2. Tej samej karze podlega, kto publicznie znieważa przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych.

Te zapisy nie byłoby aż tak groźne gdyby nie to, że o tym co jest lżeniem lub wyszydzaniem będą decydowali ludzie pokroju Jaconia i jego kolegów z mediów, także publicznych. Otwarte pozostaje pytanie, czy Grzegorz Miecugow też zachowałby się w tak tchórzliwy i asekurancki sposób jak obecna redakcja. Dla porządku należy odnotować, że po wpisie Daukszewicza Piotr Jacoń zabrał głos: Tamtą sprawę dwukrotnie skomentowałem na Instagramie miesiąc temu. Nic więcej nie mam do dodania. Proszę pytać Pana Krzysztofa, dlaczego wraca do niej po miesiącu i w takim tonie. Prawo do obrony według Jaconia. Podobno kardynał Richelieu modlił się żarliwie: cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo, co oznacza: strzeż mnie, Boże, od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam. Dlatego wyrazy najwyższego uznania należą się redakcji, która z ustami pełnymi frazesów o wolności słowa, równości i tolerancji zainicjowała nagonkę na swojego współpracownika pod wyssanym z palca, kuriozalnym, idiotycznym wręcz pretekstem i nie znalazła w sobie odwagi, by przyznać się do błędu i stanąć w jego obronie. Wyrazy szacunku należą się także występującym w Szkle Kontaktowym satyrykom, z których żaden nie zareagował, a wręcz przeciwnie, dało się odczuć swego rodzaju schadenfreude, że konkurencja zmalała.

Bardzo źle wróży wolności mediów sytuacja, gdy redakcja, kierownictwo zamiast stanąć w obronie swojego współpracownika pozbywa się go pod byle pretekstem. Szkło Kontaktowe z lekkiej, pełnej humoru, prześmiewczej audycji przeistoczyło się w nudną jak flaki z olejem, przegadaną ramotę, z wymuszonymi, wręcz idiotycznymi dialogami. Rzuca się w oczy, że prowadzący pilnują się, by nie powiedzieć niczego, co mogłoby się komuś nie spodobać. Nie tylko Jaconiowi, każdemu.

I  w ten oto prosty sposób PiS rękami pożytecznych idiotów powoli pozbywa się z „niezależnych” mediów niezależnie myślących, niechętnych mu publicystów. Kto następny?

Dodaj komentarz