Już można atakować?

Do tej pory wspierający Ukrainę militarnie, zwłaszcza Stany Zjednoczone, nie przekazywali jej broni dalekiego zasięgu. Chodziło o to, by umożliwić agresorowi ostrzeliwanie z daleka miast i wiosek i uniemożliwić obrońcom rażenie zgrupowań wroga na dalekim zapleczu, zwłaszcza na jego terytorium. Oczywiście Zachód jak zwykle nie szczędzi słów potępienia dla barbarzyństwa Rosjan z jednej strony oraz wyrazów poparcia i solidarności z Ukraińcami z drugiej. Priorytetem dla sojuszników było i jest jednak to, żeby nie denerwować Putina, bo zdenerwowany mógłby wykorzystać pretekst i wywołać III, a nawet IV wojnę światową. Tak jakby Putin potrzebował jakiegokolwiek pretekstu żeby to zrobić.

Posuniętej do granic absurdu hipokryzji Zachodu wreszcie nie wytrzymał sam zainteresowany. Zachowujący się jak rozkapryszona osiemnastoletnia panienka z dziewiętnastego wieku, która chciałaby, a boi się, bezwolny Zachód tak bardzo rozsierdził Putina, że ten postanowił ułatwić sojusznikom podjęcie jakiejś decyzji i włączył do Rosji część terytorium Ukrainy. Ten prosty zabieg sprawił, że zachodni politycy i wojskowi muszą wreszcie przestać trząść portkami, bo nie ma już znaczenia, czy Ukraina atakuje Chersoń czy Kreml, bo jedno i drugie to teraz Rosja. Mimo to Stany Zjednoczone nadal są sceptyczne, Najwidoczniej uważają, że Ukraina wyposażona w broń dalekiego zasięgu mogłaby udaremnić rosyjski atak bronią atomową, a do tego dopuścić nie wolno. Jeśli bowiem Putin chce zaatakować głowicami atomowymi, to nie godzi się mu w tym przeszkadzać, bo zdenerwuje się jeszcze bardziej. Poza tym gotowe są już histeryczne oświadczenia w których nie szczędzi się słów potępienia i oburzenia i szkoda, by się zmarnowały. Mimo to

Władze Ukrainy zwróciły się do USA z prośbą o dostarczenie rakiet dalekiego zasięgu ATACMS. Systemy te są na szczycie ukraińskiej „listy życzeń”. Urzędnicy ukraińscy deklarują, że będą tak „otwarci, jak to konieczne” w ujawnianiu Amerykanom celów, które zamierzają atakować.

Amerykanie mieliby również mieć prawo weta wobec celów deklarowanych przez armię Ukrainy. Ten argument ma przekonać amerykańską administrację, że dostarczenie tej broni nie będzie prowadzić do uderzeń w cele znajdujące się na terytorium Rosji, co — jak obawia się dowództwo USA — doprowadziłoby do eskalacji wojny i wciągnięcia tego kraju bezpośrednio w konflikt.

Oczywiście co jest, a co nie jest „terytorium Rosji” zdecydują Amerykanie. Ostatnio uznali, że nowo wcielone do Rosji tereny nie są, więc można je atakować, ale to się w każdej chwili może zmienić. Bo to przecież oni, a nie Putin decydują czy dostarczanie broni jest eskalacją wojny i czy już się wciągnęli bezpośrednio w konflikt czy jeszcze nie. Na nieszczęście można przytoczyć wiele przykładów z przeszłości, które dowodzą, że taka asekurancka postawa i nadskakiwanie dyktatorom zawsze kończy się tragedią na większą lub mniejszą skalę. Bo to satrapowie decydują, a nie zastrachane zachodnie demokracje. Hitler, Mussolini, Stalin nikogo nie pytali o zgodę na atak. Putin też nie pytał czy może zaatakować Gruzję, Czeczenię czy Syrię.

Ukraina święci triumfy. Jak długo sojusznicy będą ociągać się z pomocą i ronić krokodyle łzy nad gehenną ludności cywilnej?

 

Dodaj komentarz