Jeśli okaże się, to będziemy kontynuowali

Ktoś, kto nie może pojąć dlaczego na przykład ceny energii nie mogą być kształtowane przez rynek, pojmie to w mig gdy sobie uświadomi, że wtedy rola władzy byłaby marginalna. Nie mogłaby się jawić jako dobry wujek, który nie pozwoli cenom rosnąć, wprowadzi rekompensatę, dopłatę, tarczę, zamrozi je i wszystkich uszczęśliwi. Mało kto zorientuje się, że zapłaci za to w inny sposób i często wielokrotnie więcej. Na dodatek rząd może na wiele sposobów wpływać na ceny w mniej lub bardziej przejrzysty sposób. Na cenę paliwa składają się głównie podatki i akcyza, koszt samego paliwa to ułamek ceny. Z kolei rzut oka na rachunek za energię  wystarczy by przekonać się ile udało się upchać dodatkowych opłat. Opłat, które wprowadzono z uwagi na to, że kolejne rządy wiele obiecywały w dziedzinie energetyki, a niewiele, lub raczej nic zgoła nie robiły.

Donald Tusk w 2011 roku tryskał optymizmem: Zakładamy, że od początku roku 2016 r. rozpocznie się cykl prac związanych bezpośrednio z inwestycją, czyli pozwolenie na budowę i budowa pierwszego bloku pierwszej elektorowi jądrowej, a także rozpoczęcie budowy kolejnych bloków i elektrowni. Prąd z pierwszej polskiej elektrowni atomowej powinien popłynąć w 2020 r. Nie tylko nie popłynął, ale nawet lokalizacji nie wskazano. Gdy następcy po latach wytężonych poszukiwań znaleźli wreszcie właściwe miejsce, entuzjazm Tuska gdzieś się ulotnił: Na pewno trwać będzie jeszcze przez chwilę gorąca dyskusja, czy lokalizacja jest najszczęśliwsza, ale tu głos muszą mieć fachowcy. Jeśli okaże się, że nie ma innej możliwości i to jest optymalna lokalizacja, okolice Choczewa, to będziemy kontynuować inwestycję. Na razie robimy szybki audyt i sprawdzamy, czy na pewno ta lokalizacja jest optymalna. I zapadła cisza.

 Choć pomoc państwa powinna być kierowana do najbardziej potrzebujących, to władza postanowiła uszczęśliwić wszystkich, łącznie z tymi, których stać na zakup własnej elektrowni. Rynek energii jest zmonopolizowany przez państwowe spółki, którym nie zależy na obniżeniu cen. Rząd już teraz mógłby ulżyć odbiorcom, zanim zostaną wprowadzone „inteligentne” chińskie liczniki umożliwiające monitorowanie zużycia na bieżąco, wprowadzając chociażby ryczałt za energię, który byłby rozliczany raz na pół roku, a odbiorca dostawałby albo zwrot, albo musiał nieco dopłacić. Mrożenie cen, dopłaty to najgorsze z możliwych, antyrynkowe rozwiązanie, które tylko pudruje problem. Jak monopoliści wykorzystują swą monopolistyczna pozycję z aprobatą władzy najlepiej świadczą ceny. Dziś dzięki dopłatom kWh kosztuje około 40 gr, a gdy „tarcza” przestanie działać, od lipca, ma kosztować aż około 75 gr. Tymczasem na Towarowej Giełdzie Energii 1 kWh z dostawą w trzecim kwartale wyceniono na około 36 gr. Kogo więc tak naprawdę wspiera rząd?

W jednym Donald Tusk jest konsekwentny od zawsze — w likwidacji „haraczu” jakim według niego jest abonament radiowo-telewizyjny. Jego likwidację obiecywał już wielokrotnie i nigdy z obietnicy się nie wywiązał. Nie do zaakceptowania — przekonywał — jest sytuacja, w której „we wnętrzu telewizja publiczna przypomina komercyjną między innymi ze względu na bardzo wysokie wynagrodzenia dla gwiazd ekranu, a na zewnątrz staje się publiczna tylko z tego tytułu, że ściąga haracz publiczny z ludzi”. Tak naprawdę haracz jest nie do zaakceptowania dlatego, że nie wszyscy go płacą. Stąd pomysł, by zlikwidować opłatę zwaną abonament radiowo-telewizyjny, wprowadzić w jego miejsce opłatę audiowizualną i ściągać ją wraz z podatkiem tak, by nikt nie mógł wykręcić się od płacenia. Takiej powszechnej opłaty nikt nie nazwie ani haraczem, ani podatkiem, więc sytuacja będzie do zaakceptowania.

Nie od dziś wiadomo, że najlepiej dzieje się tam, gdzie państwo się nie wtrąca. Ręczne sterowanie gospodarką, preferowanie jednych kosztem innych za pomocą ulg, zwolnień, preferencji, nigdy i nigdzie nie skończyło się dobrze. Albo socjalizm, albo wolny rynek. Hybryda nie sprawdza się.

Dodaj komentarz