Mam swoją odpowiedzialność

Hasło rolników

Rolnicy blokują drogi, paraliżują kraj (wczoraj Łódź), a ci, którzy nie muszą pilnie nigdzie dojechać rozumieją ich problemy i popierają protesty. Rolnikom bowiem należy się jeszcze więcej dopłat. Rozumowanie jest proste jak konstrukcja cepa: rolnicy mają zbyt małe dopłaty i im się nie opłaca. A ponieważ im się nie opłaca, to im się dopłaca i wtedy także im się nie opłaca, bo za mało się dopłaca. Jest to bezsprzecznie wina rządu Tuska. Oczywiście wysokie ceny żywności w sklepach to… także wina Tuska. Jeśli bowiem zboże jest nieprzyzwoicie tanie i sprzedawać się go nie opłaca, to wyroby mączne — kasze, pieczywo, makarony — muszą być drogie. To oczywiste. Zupełnie inaczej sytuacja będzie wyglądać, gdy rolnicy dopną swego i ceny zboża wzrosną. Wtedy wzrosną także ceny pasz. Gdy ceny u producentów wzrosną, to ceny w sklepach spadną. Potanieją nie tylko wyroby zbożowe, ale także mięso i nabiał, w tym jajka. Bo tak po prostu działa rynek na wsi. Nawet dziecko w przedszkolu to ogarnia. Dlatego hasłem przewodnim protestów, oddającym istotę sprawy jest „Braun ma gaśnicę, a my obornik i gnojowicę”.

W lutym Donald Tusk, który jest premierem, przed nosem Andrzeja Dudy, który jest p.rezydentem, wymachiwał listą osób podsłuchiwanych Pegasusem. A lista ofiar tych praktyk jest niestety, bardzo, bardzo długa — oznajmił. Zapomniał najwidoczniej, że liście 100 konkretów na miejscu 65 umieszczono deklarację:

65. Ujawnimy listy osób nielegalnie podsłuchujących i wydających nielegalne decyzje o podsłuchiwaniu obywateli.

Od wyborów mija pół roku. I co? I nic. Adam Bodnar w Trzecim Programie Polskiego Radia wyjawił Renacie Grochal, że niczego nie może ujawnić. Nie może powiedzieć ile osób było podsłuchiwanych, nie może powiedzieć kto był podsłuchiwany. Nie chodzi o personalia, lecz liczby — ilu polityków PiS-u, ilu opozycji, ilu biznesmenów, ilu obywateli, ile było zakładanych w związku z przestępstwami, ile służyło poszukiwaniu haków. Nic biedaczyna nie może. Dlaczego? Bo ma swoją odpowiedzialność. Ja mam swoją odpowiedzialność i jeżeli powiedziałem, że w pierwszej turze eee pójdzie te 30 listów, poszło 31 listów, a później będą kolejne pakiety listów wysyłanych do osób, bo tych osób jest znacznie więcej… Ile jest tych osób? — pada oczywiste pytanie. — Też nie mogę tego powiedzieć — pada wykrętna odpowiedź. Szczęście w nieszczęściu, że Bodnar myśli. Ja myślę, że najpóźniej jeśli nie w piątek, to w poniedziałek opinia publiczna się dowie jaka była ogólna skala stosowania Pegasusa eee w Polsce. Wynika z tego, że ujawniać nadużycia towarzyszy z PiS-u w Polsce można wyłącznie w te dni, których nazwa zaczyna się na ‚p’. Wtedy nawet Bodnar będzie mógł powiedzieć. Chyba, żeby nie mógł. Ze względu na swoją odpowiedzialność oczywiście. Nieco mniej zatroskana swoją odpowiedzialnością była przewodnicząca komisji sejmowej Magdalena Sroka mówiąc, że było 50.000 wniosków o kontrolę operacyjną tak, że 50.000 możliwości, że właśnie w tych sprawach stosowany był Pegasus.

Trudno zrozumieć dlaczego politycy spod znaku Tuska i 100 konkretów uczynili ze skali inwigilacji tak pilnie strzeżoną tajemnicę. Jeszcze trudniej zrozumieć dlaczego najłatwiejszy do spełnienia konkret — ujawnienie listy inwigilowanych — okazał się przeszkodą nie do pokonania. Co ciekawe nawet śledcza komisja pegasusowa nie była zainteresowana skalą zjawiska lecz skupiała się wyłącznie na aspektach handlowych — kto kupił? za co? po co? kto wiedział, czyli w nowomowie „miał wiedzę”? kto decydował? itp. itd. Ile osób podsłuchiwano? według jakich kryteriów? o co ich podejrzewano? jak wyglądały wnioski do sądów? ile przestępstw udało się udaremnić dzięki podsłuchom? ilu przestępców udało się zatrzymać? Te kwestie członków komisji kompletnie nie interesują.

Z komisjami śledczymi wiązano wielkie nadzieje. Niestety, zostały obsadzone głównie przypadkowymi, niekompetentnymi ludźmi. Ewidentnie działano na zasadzie byle jak, byle kto, byle już. Skutek jest taki, że przewodniczący komisji nawet nie kryją, że zostali wyznaczeni do wykazania założonej z góry tezy. A skoro tak, to nie muszą dbać o pozory, udawać, że są obiektywni i chcą dojść do prawdy. Wiedzą bowiem z góry jak było naprawdę. Jeśli więc świadek zeznaje niezgodnie z oczekiwaniami to się mu przerywa, poucza, prostuje. Bo — jak powtarzają do znudzenia niektórzy członkowie — społeczeństwo chce wiedzieć jak jest. Jednak gdy świadek nagle straci pamięć, odpowiada wymijająco lub zupełnie bez związku z pytaniem, stwierdza że wie, ale nie powie, bo to tajemnica państwowa, stają się bezradni jak niemowlęta, nie wiedzą co robić, jak kontynuować przesłuchanie, o co pytać.

Zanim pracownik zostanie dopuszczony do pracy musi przejść rozmaite szkolenia. Wygląda na to, że członkowie komisji też przeszli szkolenie, na którym jednak nie uczyli się jak zadawać pytania, prowadzić przesłuchania, lecz jak przygotować świadka na pytanie, zadać je po kilku minutach wstępu, a potem przez kilka dobrych minut oceniać i komentować odpowiedzi. Szkolenie ewidentnie nie obejmowało jak i po co występować do stosownych instytucji z wnioskiem o zwolnienie świadków z tajemnicy. Zwłaszcza, że ta „tajemnica” chroni nie tyle interes i bezpieczeństwo państwa ile pisowskich funkcjonariuszy nadużywających władzy, wydających bezprawnie pieniądze publiczne czy łamiących prawo na inne sposoby. Pikanterii sprawie dodaje także fakt, że służby pod wodzą niebywale kompetentnego koordynatora Tomasza Siemoniaka bardzo niechętnie, albo wcale nie udostępniają prokuraturze i komisjom materiałów. Z drugiej jednak strony jeśli — jak zdradza przewodnicząca komisji pegasusowej Magdalena Sroka — dostęp do informacji ściśle tajnych ma tylko jeden członek komisji i to z opozycji, to trudno traktować poważnie nie tylko komisje, ale i tych, którzy je powołali.

Czy ta sytuacja może dziwić? PiS jest partią wodzowską. Na jej czele stoi człowiek, który panicznie boi się konkurencji, więc bezwzględnie wycina wystających ponad przeciętność i otacza się miernotami. Odkrycie towarzysko-kulinarne to nie przypadek, to strategia. KO to niestety także partia wodzowska, z której Tusk dawno powycinał wszystkich mających zdolności i charyzmę. Skutek jest taki, że jak trzeba objąć kierownictwo w komisji, to albo wyciąga się ludzi, którzy przysłużyli się partii, ale na tym ich kompetencje kończą się, albo sięga się po tych, którzy w porę zmienili stronę, choć wcześniej brali czynny udział w dewastowaniu kraju.

Przed wyborami liderzy opozycji przekonywali, że komisje sejmowe prędko ustalą jak było, sformułują wnioski, wskażą winnych. Tymczasem jeśli chodzi o Pegasusa to więcej ustaliła komisja senacka, nie posiadająca żadnych uprawnień, a w sprawie wiz i wyborów kopertowych więcej i ustaliły media. Żeby być uczciwym jedno trzeba koalicji przyznać — tempo w jakim skompromitowały ideę sejmowych komisji śledczych jest iście imponujące. Swego czasu PiS powołało komisję śledczą do zbadania prawidłowości i legalności działań organów i instytucji publicznych wobec podmiotów wchodzących w skład Grupy Amber Gold (SKAG) i uczyniło Małgorzatę Wassermann jej przewodniczącą. Jakościowo obecne komisje niczym nie różnią się od tamtej. Poza tym, że tamte dysponowały nieograniczonym dostępem do wszelkich dokumentów.

Jeśli koalicji październikowej chodziło o wykazanie, że jest paździerzową — nieudolną, niezdolną do sprawnego działania, z kadrami równie miernymi jak pisowskie — to ten cel znajduje się już w zasięgu ręki.

Dodaj komentarz