Ich wina

Przedwczoraj prezes PiS-u na kolejnym ple-ple-plenum partii, zwanym szumnie konwencją, wspominał o guzikach, którymi władza włada i których nie zawaha się użyć by tylko ulżyć wszystkim poszkodowanym przez inflację. Mówimy putininflacja i to jest całkowicie słuszne. Ale czy powiedzieliśmy, że nie mamy guzików? Do naciskania? Za niskimi cenami?  — pytał prezes, ale nie zdradził jakiego rodzaju są te guziki i jakie procesy ich naciśnięcie zainicjuje. Można się tego domyślać jedynie na podstawie opisów dotychczasowych naciśnięć, a ściślej jednego jedynego naciśnięcia. Jedynym bowiem guzikiem, który został dotąd naciśnięty jest VAT. Obniżyliśmy VAT na paliwa, na gaz, na gaz nawet do zera, bo na to zezwala Unia Europejska, czy właściwie nie zezwala, ale… ale także na ropę, na inne paliwa do tych minimów, które są poniżej 10%, 8%, 7%. Jak widać zostawiono sobie jeszcze co nieco do naciśnięcia. Drugim guzikiem jest dialog. Podjęliśmy dialog z bankami i będziemy, proszę państwa, mieli, już zaczynamy mieć znacznie wyższe niż dotąd procenty od wkładów, od depozytów.

Ktoś, kto w dzieciństwie grywał w Monopol lub inne podobne gry ekonomiczne wie, że rynkiem rządzi prawo podaży i popytu. Jeśli podaż jest duża, to cena spada, jeśli mała, rośnie. Dzięki światłym działaniom władzy, dzięki guzikom, a ściślej włącznikom typu 500 plus, 300 plus, trzynasta emerytura, czternasta emerytura, anty-tarcze wszelkiego rodzaju i typu podaż pieniądza zwiększyła się gigantycznie. Sam prezes chełpił się tym, że wpompowano w rynek bez mała pół biliona złotych. Nie są to oczywiście pieniądze zainwestowane, dające zysk. To są pieniądze przepite i przejedzone, czyli bezpowrotnie stracone. Na księżycową politykę gospodarczą, przywodzącą na myśl najgorsze lata minionego okresu, nałożył się kryzys związany z pandemią, a teraz wojna za wschodnią granicą. Sposób sprawowania władzy przez obecna ekipę śmiało można porównać do pilotowania samolotu przez człowieka nie mającego pojęcia o lataniu. Póki leci prosto, to lot przebiega bez zakłóceń i można odnieść wrażenie, że za sterami siedzi wytrawny lotnik. Gdy jednak samolot wpadł w turbulencje i trzeba wykonywać mniej lub bardziej skomplikowane manewry rychło okazało się, że kompletnie nie ma pojęcia o pilotażu i o bezawaryjnym lądowaniu mowy nie ma.

W demokracji istnieje opozycja. Punktuje władzę, wytyka błędy starając się przekonać wyborców, że rządziłaby lepiej. W Polsce jest opozycja. Krytykuje władzę, ale jest to krytyka dla krytyki, kompletnie jałowa, przypominająca raczej wytykanie ułomności czy wręcz szydzenie. Wyborcę do oddania głosu skłoni świadomość, że nikt tak pasjonująco nie opowiada o błędach i potknięciach. A przecież daleko ważniejsza od wskazywania winnych jest zdolność rozumienia dlaczego jest źle i co należy zrobić, żeby było dobrze. Kaczyńskiemu i jego akolitom można wybaczyć, bo żyją w alternatywnej rzeczywistości. Jednak włos jeży się na głowie i ręce opadają, gdy nie szczędzący im słów krytyki Donald Tusk opowiada podobne kocopoły. W dzisiejszym świecie nie ma omnibusów, nie ma ludzi znających się na wszystkim. Tusk jest historykiem, na ekonomii nie musi się znać. Dlatego można oczekiwać, że zanim wypowie się na temat, o których nie ma zielonego pojęcia skonsultuje się ze specjalistami albo odmówi odpowiedzi. Niestety, historia uczy że Tusk nie tylko wierzy w banialuki, które głosi, ale jeszcze wciela je w czyn. Swego czasu na przykład wbrew opiniom ekspertów forsował rozbudowę węglowej elektrowni Opole. Miał dużo szczęścia, że nie skończyło się tak, jak z Ostrołęką C. Z kolei w 2014 roku przekonywał, że zbyt duże wsparcie z budżetu instalacji wytwarzających energię elektryczną z odnawialnych źródeł energii (OZE) doprowadziłoby do wzrostu cen energii i byłoby zabójcze dla polskiej gospodarki. A przecież już wtedy ci, którzy znają się na rzeczy ostrzegali, że do wzrostu cen energii doprowadzi zbyt małe wsparcie dla odnawialnych źródeł energii.

Oczywiście każdy popełnia błędy. Gdy wyciąga z nich wnioski i widać, że idzie naprzód nie ma sensu ich przypominać, bo to rozdział zamknięty. Niestety Tusk zdaje być przekonany, że jest zarówno nieomylny jak i wszechwiedzący. W październiku 2008 roku mówił: Widać dzisiaj wyraźnie, o ile bardziej wszyscy bylibyśmy bezpieczniejsi, gdybyśmy byli w strefie euro. Co by nie mówić o różnych zjawiskach recesyjnych, kryzysowych, to ja jednak wolałbym być dzisiaj w sytuacji Niemiec, Francji czy Włoch, niż Islandii czy Węgier. Dzisiaj PiS nie widzi w Polsce euro więc i Tusk woli być w sytuacji Węgier czy Turcji. W programie „Jeden na jeden” polemizował ze stwierdzeniem, że gdybyśmy teraz byli w strefie euro, to mielibyśmy zdecydowanie lepszą sytuację inflacyjną. Staram się być w tych sprawach kompetentny i bez emocji. Ja jestem zwolennikiem wejścia do strefy euro, żeby nie było żadnych wątpliwości i uważam, że strategicznie Polska byłaby w dużo lepszej sytuacji gdybyśmy byli bardziej zintegrowani z Europą, w tym w strefie euro, ale akurat na sytuację inflacyjną to nie ma istotnego wpływu. Dlaczego nie ma wpływu? Bo rekordy inflacji bije Polska ze swoją złotówką, ale także państwa bałtyckie, które są w strefie euro.

Abstrahując od tego, że były premier powinien wiedzieć, że w Polsce walutą jest złoty, a „polska złotówka” to moneta, ważne jest dlaczego na Litwie i w Estonii inflacja bije rekordy. W Estonii zrezygnowano z drugiego filara emerytalnego, co uwolniło prawie miliard euro. Z kolei na Litwie gwałtownie rosły płace. Na czym polega różnica między Litwą, Estonią i Polską? Że nadpodaż pieniądza w tamtych krajach jest tymczasowa, ponieważ ich banki centralne, w przeciwieństwie do banków centralnych Polski, Węgier czy Turcji, nie mogą sobie dodrukowywać pieniędzy bez ograniczeń i wedle uznania. Inflacja w strefie euro wzięła się właśnie stąd, że pozwolił sobie na to także Europejski Bank Centralny. Jednak wzrost cen w strefie euro ma charakter tymczasowy i wkrótce wszystko ustabilizuje się.

W całej Europie trwa galopada cen producentów, ale kwietniowy odczyt inflacji PPI okazał się wyraźnie niższy od oczekiwań ekonomistów. Jest jednak za wcześnie, aby przesądzać o tym, że minęliśmy szczyt inflacji.

Głównym powodem są błędy, wysokiej inflacji w Polsce, tej wyraźnie wyższej niż średnia europejska, są błędy rządu, a nie waluta — przekonuje Tusk. Na jakiej podstawie tak twierdzi? Przez analogię do sytuacji gospodarczej Polski za panowania króla Ćwieczka? Przeanalizował wskaźniki ekonomiczne od Mieszka Pierwszego do Mieszka Pustego? Owszem, błędy popełniał i rząd, bo mógł sobie na to pozwolić, ale także i Rada Polityki Pieniężnej. Jednak prawdziwym winowajcą jest kolega Kaczyńskiego, który zamiast pilnować stabilności waluty, do czego zobowiązuje go prawo, drukował pieniądze jak szalony wspierając władzę. Gdyby Polska była w strefie euro nie mógłby tego robić.

Drukarnia wytwórni papierów wartościowych nigdy nie pracowała na tak wysokich obrotach. Na zlecenie NBP wytwarza tyle banknotów, że wartość wszystkich papierowych pieniędzy w obiegu zwiększyła się w jeden rok o 66 mld złotych, czyli jedną czwartą, sięgając w sumie 300 mld złotych.

Można pocieszać się, że Tusk wie jak jest naprawdę, a plecie z pełną premedytacją aby zyskać kilka dodatkowych głosów poparcia. Niestety, nie ma przesłanek przemawiających na korzyść tej tezy. Może znajdzie się ktoś, kto zbada czy opowiadanie głupot, ściemnianie, populizm, mówienie wyłącznie pod publiczkę na pewno zjednuje niezdecydowanych. Sondaże na to nie wskazują. To potwierdzałoby przypuszczenie, że ugrupowanie, które nie tylko nie różni się od konkurencji, ale jeszcze ją w kluczowych sprawach wspiera, nie ma praktycznie nic do zaoferowania , może liczyć wyłącznie na swój „żelazny” elektorat, bo nikogo więcej do siebie nie przekona.

4 czerwca 1989 roku Polacy uwierzyli, że może być inaczej, że warto dokonać zmiany, bo gorzej już nie będzie. Tusk i liderzy innych ugrupowanek takiej nadziei nie dają. Utwierdzają raczej w przekonaniu, że nic się nie zmieni, a jeśli nawet, to niewiele.

Dodaj komentarz