Jednym słowem zirytowana

W dzisiejszych czasach dostawcy treści do mediów nie mają lekkiego życia. Trzeba o czymś napisać, a nie ma o czym. Można by wyjść na miasto, pojechać na wschód i opisać jakieś zdarzenie, ale to wymaga wysiłku, trzeba opuścić domowe pielesze, zostawić niedopitą kawkę i niedojedzone ciastko, skazać się na niewygody. Na szczęście przełożeni nie oczekują sensownych materiałów, lecz sensacyjne, zwiększające klikalność i wpływy z reklam. Zamiast więc tłuc się po wertepach, zdzierać buty i opony wystarczy rozsiąść się wygodnie przed telewizorem, obejrzeć program i opisać to, co się zobaczyło. Można włączyć komputer i popijając kawkę przeglądać Facebooka, Twittera i Intsagrama w poszukiwaniu natchnienia. Czasem „jedno słowo” napisane przez kogoś na Twitterze staje się zalążkiem sążnistego materiału. Dawniej, gdy materiał powstawał na maszynie do pisania, redakcje płaciły za wiersze, teraz płacą za słowa, więc im ich więcej, tym lepiej.

Weźmy pierwszy z brzegu przykład. »Elon Musk napisał na Twitterze jedno słowo. Bitcoin znów gwałtownie potaniał. Co zapowiedział? — grzmi tytuł. Do opisu jednego słowa napisanego przez Elona Muska Robert Kędzierski zużył 358 własnych. Autor zgrabnie połączył zapoczątkowany z końcem kwietnia spadek wartości kryptowaluty z napisanym przez Muska w połowie maja słowem, które określił mianem „dyskusja”.

Wystarczyło, by Elon Musk, jeden z najbogatszych ludzi na świecie, wdał się w dyskusję na temat kryptowalut i bitcoin znów mocno potaniał. Wszystko przez stwierdzenie dotyczące, jak sugerują analitycy, planów Tesli, która w lutym kupiła kryptowalutę o wartości 1,5 mld dol.

Innego rodzaju materiały — można je śmiało zakwalifikować do kategorii „dziennikarstwo śledcze dedukcyjne” — powstają w wyniku śledzenia programu telewizyjnego. Iga Świątek wygrała w turnieju Rolanda Garrosa. Monika Majko zwróciła uwagę, że jedno słowo tenisistki, które było komentarzem do ostatniego meczu, rozbawiło dziennikarzy na konferencji prasowej i powaliło wszystkich na kolana. Jak brzmiało owo rozbawiająco-powalające słowo?

Ufff… – westchnęła znacząco Iga Świątek, czym rozbawiła obecnych na konferencji dziennikarzy.

Prawdziwe, rzetelne dziennikarstwo nie polega na relacjonowaniu rzeczywistości lecz na kreowaniu jej. Natalia Kamińska na portalu naTemat zwróciła uwagę na seksizm.

Na konferencji po zakończonym meczu padło bardzo wiele pytań od dziennikarzy. Jedno z nich było jednak seksistowskie. Dziennikarz zapytał bowiem Polkę o to, czy się maluje.

Oczywiście samo zdemaskowanie seksizmu to za mało, trzeba jeszcze przekonać czytelników, że nie tylko autorka wydedukowała problem. W tym celu należy demaskatorki materiał okrasić zdjęciem z innego fragmentu konferencji i przypisać uczucia, których pytana nie żywiła — »Świątek zirytowała się na dziennikarza. Zadał jej seksistowskie pytanie«. Co ciekawe w materiale nie powtarza się teza z tytułu. Mowa o „zaskoczeniu” i „zniesmaczeniu”. Dla porządku należy odnotować, że seksistowską napaść na Igę Świątek dostrzegł i odnotował anonimowo także Onet.

Po minie tenisistki widać było zakłopotanie, jednak starała się obrócić to w żart. — Cóż, nie mam tego w swoim notatniku przygotowanym przez zespół PR-owy, dlatego trudno mi odpowiedzieć — zakończyła.

To, na czym według Onetu „zakończyła”, znajduje się mniej więcej w środku odpowiedzi. Nie maluję się zbyt często — mówiła po onetowym zakończeniu. — Szczerze. Dowiedziałam się jak się malować dopiero pół roku temu i to mnie trochę deprymuje — zakończyła odpowiedź śmiejąc się. To oczywiście drobiazgi, ale życie składa się z drobiazgów. Jeśli media tak nierzetelnie relacjonują takie drobnostki, to jak można im zaufać w sprawach poważnych?

Dla kontrastu zauważyć wypada, że z seksizmem nie ma nic wspólnego opis makijażowych wpadek gwiazd — »Nie tylko Lipińska zaliczyła poważną makijażową wtopę. Oto słynne wpadki gwiazd«. Także bardzo daleko od seksizmu plasuje się omawianie tych części ciała czy garderoby, które ujrzały światło dzienne, choć nie powinny, a także chociażby plamy na majtkach, którym poświęcono obszerny materiał zatytułowany »Krwawa jatka o plamę na majtkach. Miesiączka nie istnieje w rzeczywistości Instagrama«. W ogóle jeśli chodzi o majtki to w dobrym tonie jest takie fotografowanie kobiet w sukienkach i spódnicach tak, by dało się je dostrzec. Nie jest bowiem seksistowskie sugerowanie, że tylko gwiazdy płci żeńskiej ulegają pokusie zabłyśnięcia i błyskają majtkami, które mężczyźni błyskając fleszami skwapliwie uwieczniają na kliszach.

Pokusa zabłyśnięcia na czerwonym dywanie jest czasami tak wielka, że gwiazdy wbijają się w naprawdę o wiele za krótkie mini. Konsekwencją tej nieroztropności jest często… pokazanie majtek. Które gwiazdy zabłysnęły bielizną?

Z jednej strony wyrobnicy słowa dostrzegają rzeczy, których nie ma, z drugiej nie widzą tego, co jest. Jednemu słowu w mediach czy westchnieniu na konferencji poświęca się uwagę i analizuje dogłębnie, inne ignoruje. Żaden z dociekliwych portali których uwadze nie umknie nawet drugie dno, zaliczających się do kategorii „wolne media”, ani słowem nie zająknął się chociażby o idiotycznym liście Roberta Biedronia do prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełeńskiego. Nie wiadomo o czym jeszcze nie informują wolne media, bo… nie informują. Wiadomo za to, że jeśli przedstawiciele opozycji zorganizują konferencję prasową, to telewizja serwująca prawdę od rana do nocy najpierw „przeniesie się” na nią, a po chwili przerwie w pół słowa i poinformuje o czym była mowa.

Serwis informacyjny, poniedziałek 06.06 godzina 12:07. Dariusz Joński zaczyna mówić. O godzinie 12:09  mówi, że teraz będzie sytuacja taka, że jak kobieta zajdzie w ciążę będzie miała obawy nawet pójść do lekarza, bo będzie w ten rejestr wpisywana, a co PiS z tym zrobi, jakiego prokuratora wyśle bądź nie wyśle, no to możemy sobie wyobrazić. Ja nie wiem co… W tym miejscu poseł znika i pojawia się wyraźnie zaskoczona prezenterka. To poseł Koalicji Obywatelskiej Dariusz Joński odnoszący się do nowego rozporządzenia, rozporządzenia podpisanego w piątek przez ministra zdrowia, rozszerzającego system informacji medycznej. Tam mają się pojawić informacje między innymi o alergii, grupie krwi, ale też o ciąży danej pacjentki. Na szczęście konferencje prasowe członków rządu transmitowane są w całości. „Masz prawo wiedzieć” brzmi slogan ekranowy. Nikt nie mówił, że wszystko.

Gdy telewizja publiczna manipuluje, przejaskrawia, przypisuje intencje, przerywa, koloryzuje, nie informuje, to źle. Gdy „wolne media” robią to samo, to… dobrze?

Dodaj komentarz