Polska węglem… leży

Od kilku lat doświadczamy dobrodziejstw dobrej zmiany. Mnóstwo jest dowodów tej niewiarygodnej wręcz dobroci. Weźmy ceny energii. Rząd PiS-u wziął sobie głęboko do serca słowa Donalda Tuska, który już w roku 2014, po wpakowaniu bez mała 12 miliardów w rozbudowę opalanej węglem elektrowni Opole przestrzegał, że zbyt duże wsparcie z budżetu instalacji wytwarzających energię elektryczną z odnawialnych źródeł energii doprowadziłoby do wzrostu cen energii i byłoby zabójcze dla polskiej gospodarki. Niestety, ostrzeżenie przyszło za późno, wsparcie dla odnawialnych źródeł energii okazało się zbyt wielkie. Rząd PiS-u robił co mógł, dwoił się i troił, stawał na głowie, żeby rozwiązać problem, na potęgę likwidował farmy wiatrowe. Wszystko na nic. Działania okazały się spóźnione i ceny, tak jak przewidywał Tusk, zaczęły gwałtownie róść. A ponieważ Tusk siedem lat temu plótł duby smalone, to oczywistą oczywistością jest, że dziś, po sześciu latach dobrej zmiany drożyzna w Unii Europejskiej ma twarz Donald Tuska i Europejskiej Partii Ludowej. Ujawnił to Janusz Kowalski, a konsumenci poczuli ulgę.

Wtedy, w roku 2014, Donald Tusk był premierem więc musiał opowiadać bajki nie mające żadnego związku z rzeczywistością i zdrowym rozsądkiem. Jednak nie wróży niczego dobrego opowiadanie podobnych bredni dziś, gdy będąc w opozycji dąży do przejęcia władzy.

Żeby rozwiązać problem należy w pierwszym rzędzie dogłębnie go zgłębić, zrozumieć na czym polega i co stoi u jego podłoża. Stawiając złą diagnozę nie da się wyleczyć choroby, źle przewidując lub określając przyczynę awarii nie da się jej ani zapobiec, ani usunąć. To truizmy, ale jak widać nie dla rządzących i to bez względu na przynależność partyjną i wyznawane poglądy. Gdyby Tusk nie upierał się jak osioł, słuchał ekspertów niezależnych, a nie wyłącznie własnych potakiwaczy, to 12 miliardów nie wpakował w rozbudowę elektrowni Opole, lecz przeznaczył na rozwój energii odnawialnej i jądrowej. Dzięki temu dziś prąd nie byłby droższy od złota. Tymczasem na posiedzeniu zespołu ds. bezpieczeństwa energetycznego z udziałem wicepremiera Piechocińskiego, ministrów skarbu, finansów, naszych ekspertów potwierdziliśmy gotowość rządu do budowy elektrowni Opole. To jest jedna z wielu inwestycji, które zapowiadaliśmy. Po przeanalizowaniu wszystkich danych na rynku uznaliśmy, że rząd znajdzie środki i sposoby, aby ta inwestycja była prowadzona zgodnie z naszymi zamiarami. Forsował budowę, choć już wtedy było wiadomo, że to inwestycja chybiona z ekonomicznego punktu widzenia.

Wszystko ułożyło się więc po myśli Donalda Tuska. Polskie elektrownie dymią radośnie wytwarzając coraz droższą energię, wsparcie z budżetu odnawialnych źródeł energii jest minimalne, a elektrownia jądrowa nadal w malinach. Mimo to, acz zupełnie nie wiadomo dlaczego, ceny energii rosną szybciej niż mury na granicy. Co w tej sytuacji ma do zaproponowania Donald Tusk? Namawia rząd by nie szczędząc sił i środków zaczął inwestować w zieloną energię, przyspieszył budowę elektrowni jądrowej? Nie! Niewiele nauczyły go własne błędy i zaniechania, więc ma pomysła wyłącznie na tu i teraz: Nie rozumiem, dlaczego Kaczyński osobiście zabronił inicjatywy którą podjęli np. Czesi, czyli zawarcia umowy z Komisją Europejską o obniżeniu VAT-u na prąd, gaz czy paliwa płynne.

To akurat bardzo łatwo zrozumieć. Taki ruch miałby sens gdyby podwyżki cen wynosiły kilka procent, a nie kilkadziesiąt. Gdyby inflacja miała charakter tymczasowy, a nie systemowy. Tymczasem spirala wzrostu cen dopiero rozkręca się, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jeśli jeszcze nie wymknęła się spod kontroli, to zrobi to niebawem. Bo niby kto miałby ją okiełznać? Populistyczny rząd, któremu wzrost cen jest na rękę, bo zwiększa dochody budżetu? Prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński? Dlatego coraz bardziej niepokoi postawa Donalda Tuska. Jeśli dziś sam sobie rzuca kłody pod nogi, nie wie co robić gdy za nic nie odpowiada, to jakim cudem przejąwszy władzę upora się z problemami? Jeśli dziś PiS pójdzie za jego radą i obniży VAT do zera, to co potem, co wtedy, gdy inflacja będzie dwucyfrowa, a ceny energii będą, bo będą, nadal rosły? Wprowadzi VAT ujemny? W 2011 zapewniał, że prąd z polskiej elektrowni jądrowej powinien popłynąć w 2020 r. Zamiast prądu popłynął strumień pieniędzy do powołanej specjalnie w tym celu spółki, a elektrowni jak nie było, tak nie ma.

Tylko na wynagrodzenia poszło ponad 100 mln zł, a łączne koszty działalności już w zeszłym roku wyniosły 447 mln zł. Powołana w 2010 roku państwowa spółka PGE EJ 1 miała przygotować inwestycję w pierwszą polską elektrownię atomową, ale do dzisiaj wszystko pozostaje w sferze niejasnych, odległych planów.

Tak było półtora roku temu. W tym roku wreszcie spółkę przekazano w dobre ręce,

W dniu 15 czerwca 2021 roku w Krajowym Rejestrze Sądowym została zarejestrowana zmiana Umowy Spółki PGE EJ 1. Zgodnie z obecnym brzmieniem Umowy Spółka prowadzi działalność pod firmą Polskie Elektrownie Jądrowe spółka z ograniczoną odpowiedzialnością (PEJ sp. z o.o.). Więcej informacji na www.ppej.pl.

Rodzi się podejrzenie, niestety graniczące z pewnością, że — parafrazując słowa p. Jana Kochanowskiego — nową przypowieść Tusk dziś sobie kupi, że i przed szkodą i po szkodzie głupi.

Szymon Hołownia ma teoretycznie więcej do powiedzenia, ale ewidentnie także niewiele wie i rozumie. Zamiast skupić się na tym, co trzeba zrobić i jak, postanowił dociec, dlaczego „oni” dotąd tego nie zrobili. Na stronie 22 Strategii dojścia do neutralności klimatycznej czytamy przecierając oczy ze zdumienia:

Energia jądrowa nie jest w stanie załatać dziury w podaży prądu do 2030 r. Nie pomoże też w obniżeniu emisyjności sektora w tym okresie. Cel zbudowania elektrowni atomowej (w tym przewidziane w Polityce Energetycznej Polski uruchomienie pierwszego bloku do 2033 r.) musi zostać skonfrontowany z realiami. Stawiając taki cel władze muszą wytłumaczyć, dlaczego przez minione 11 lat (w tym w ciągu ponad pięciu lat rządów PiS) projekt ten nie ruszył do przodu. Rząd musi też wskazać, jaki podmiot gospodarczy po stronie polskiej posiada stosowne zasoby i kompetencje, by realizować ten projekt. Wobec ewidentnej porażki dotychczasowych starań rządzący muszą dowieść, że mają zdolność przeprowadzenia tej ogromnej inwestycji w ramach wskazywanych kosztów i w planowanym czasie. Bez tych informacji deklaracja budowy elektrowni może być odbierana jako cel polityczny, który nie ma szans na realizację.

Takie są oczekiwania człowieka, któremu marzy się przejęcie władzy i — ewentualnie — funkcja premiera. Jeśli jednak nie energia atomowa, to co? Oczywiście gaz! Mamy go pod dostatkiem i — nie licząc ostatnich podwyżek — jest tani jak barszcz. Dlatego (na s. 22)

konieczne jest przygotowanie planu inwestycji w stabilne moce oparte o gaz ziemny, które będą wspierać rozwój energetyki wiatrowej i słonecznej.

Mamy dwóch głównych liderów po opozycyjnej stronie. Jeden już rządził, drugi nie. Wspólną cechą ich obu jest brak zarówno wiedzy jak i wyobraźni. Pytanie brzmi: czy starczy im rozsądku, by połączyć siły i wystartować wspólnie?

Dodaj komentarz