W pierwszej kolejności poza kolejnością

Władza centralna zleciła władzy lokalnej utworzenie masowych punktów szczepień. Ma to związek z celem, jaki postawiła sobie  władza centralna. Chce mianowicie jak najszybciej — zgodnie z aktualną nowomową — wyszczepić społeczeństwo. Bowiem dziś, w przeciwieństwie do czasów słusznie minionych, grubą kreską oddzielonych, ludzie nie udają się do przychodni czy punktu szczepień po to, by zaszczepić się. Nie. Oni tam idą żeby się wszczepić. Nawiasem mówiąc to nie jedyna pozostałość minionej epoki, z którą się walczy. Już jakiś czas temu skończono z zatrudnianiem w mediach ludzi, którzy nie tylko potrafią posługiwać się poprawną polszczyzną, ale na dodatek rozumieją co się do nich mówi. Takim ludzią po prostu podziękowano.

No więc władza centralna zleciła władzy lokalnej utworzenie masowych punktów szczepień. Władza lokalna masowe punkty szczepień przygotowała, zapewniła personel i… Masowe punkty szczepień świecą pustkami, bo nie mają czym szczepić. Dystrybucją szczepionek zajmuje się bowiem władza centralna, której teraz przyszło do głowy, że zamiast przekazać szczepionki do samorządowych punktów masowych lepiej nie szczędząc sił i środków powołać do życia punkty mobilne, zatrudnić w nich personel i zaopatrzyć w szczepionki.

Narodowy program szczepień szczegółowo określał kto i kiedy może…. Nie, oczywiście, że nie wyszczepić się. Kto i kiedy może się zarejestrować na wyszczepienie. Regularnie co kilka dni następowała roszada, tasowanie uprawnionych w wyniku czego jedni tracili uprawnienia, inni zyskiwali. W mobilnych punktach wszczepień w ogóle zrezygnowano z jakiejkolwiek kolejności pozostawiając jedynie wymóg rejestracji. Naród karnie stanął i cierpliwie czekał na swoją kolej, ponieważ doskonale rozumie, że nie ma alternatywy. Edukacyjną pracę u podstaw od dawna prowadzą uspołecznione, czyli darmowe placówki medyczne. Na przykład przychodnia przyszpitalna zaczyna pracę o godzinie dziewiątej, pacjenci są jednak rejestrowani od ósmej w piętnastominutowych odstępach. Wynika to z faktu, że jak poczekają sobie godzinkę lub więcej pod drzwiami gabinetu, posłuchają dobiegającego zza nich perlistego śmiechu, stukotu łyżeczek, brzęku szkła, to z marszu będą mieli lepsze rokowania.

Pandemia sprawiła, że absurdy ochrony zdrowia ukazały się w pełnej krasie. Obnażyła także skalę marnotrawstwa publicznych środków, ogrom niegospodarności, nie liczenia się z kosztami. Ujawniła także mierne kwalifikacje moralne sporej części personelu medycznego. Podczas gdy w szpitalach odpowiedzialni lekarze padali na nos ze zmęczenia, dusili się w kombinezonach, ich sprytniejsi koledzy za dużo większe pieniądze snuli się po pustych halach szpitali tymczasowych. Na wiosnę zeszłego roku obowiązywał slogan „nie kłam medyka”, ponieważ to pacjent ponosił odpowiedzialność za to, że medycy lekceważąc wymogi sanitarne zapadali na zdrowiu. Na wiosnę tego roku medyka już można kłamać, ponieważ teraz obowiązuje zasada „nie czekaj, zgłoś się do szpitala na tydzień przed wystąpieniem objawów! Jeśli będziesz miał szczęście to ujdziesz z życiem”. Bo teraz pacjenci już nie są winni rozstroju zdrowia medyków lecz wyłącznie własnej śmierci.

Służba zdrowia na pierwszej linii frontu walki z koronawirusem

Epidemia skutkuje także tym, że w prywatnych gabinetach drastycznie wzrosły ceny wizyt i zabiegów. Wynika to z faktu, że prywatny musi, a publiczny nie. Prywatny gabinet musi liczyć się z kosztami i dbać o klienta-pacjenta., nie dostaje przecież pieniędzy z NFZ. A sanepid stawia wymagania. Na dentystów nałożono na przykład obowiązek noszenia specjalnego kombinezonu. Takie kombinezony nie są rozdawane za darmo przez instytucję państwową. Trzeba je kupić. A potem zutylizować, co też kosztuje. Trzeba też kupić maseczki, płyn dezynfekcyjny. Sanepid kontroluje na prywatne gabinety, publiczne przychodnie omijając szerokim łukiem. Dlatego z prywatnym dentystą pacjent umawia się na określoną godzinę, przychodzi i czeka góra kilka minut. Publiczna przyjmuje do 20, lecz rejestruje wszystkich na 15, bo administracja jest czynna do 16, a trzeba jeszcze dopełnić formalności, choćby pobrać od pacjentów oświadczenia, że biorą na siebie całą odpowiedzialność za ewentualne powikłania po nieudolnie wykonanym zabiegu. Oczywiście trzeba obowiązkowo zdezynfekować ręce, więc przy dozowniku kłębi się tłumek — dozownik nie znajduje się przy wejściu, lecz w pobliżu gabinetu. Ale długopis służący do wypełniania niezbędnych oświadczeń jest dobrem wspólnym, przechodnim, więc niedezynfekowany przechodzi z rąk do rąk. Ponieważ ze względów sanitarnych w poczekalni mogą przebywać maksymalnie dwie osoby, więc wszyscy tłoczą się w ciasnym korytarzyku przy wejściu. Nie mogą czekać na zewnątrz, bo nie zostaną później wpuszczeni.

Władza nie liczy się z kosztami. Kilka milionów na szpital tymczasowy w jakiejś hali, choć obok stoi pusty doskonale wyposażony szpital prywatny. Splajtował, ponieważ NFZ nie zawarł z nim kontraktu, bo nie, bo nie pracował w nim żaden koleś, którego należało wesprzeć. Pracował w sąsiednim, bez wyposażenia i kadry, więc tamten się załapał. Kadrę medyczną także jakoś trzeba zmotywować do tymczasowej pracy w tymczasowym szpitalu, więc oferuje się chętnym kuriozalnie wysokie stawki. Teraz samorządy wydały pieniądze na przygotowanie i wyposażenie punktów szczepień masowych, zaś władza nie licząc się z kosztami na trzy dni utworzyła 16 punktów szczepień mobilnych i wyposażyła w szczepionki, które jeszcze dwa tygodnie temu miały trafić do zespołów wyjazdowych. Informował o tym koordynator narodowego programu wyszczepień Michał Dworczyk: Jednodawkowa szczepionka Johnson&Johnson w pierwszej kolejności trafi do zespołów wyjazdowych, które szczepią osoby w ich domach ze względu na to, że nie mogą one samodzielnie dotrzeć do punktów szczepień.

Narodowy program szczepień to wizytówka, demonstracja możliwości tej władzy w pigułce. Najpierw układa się szczegółowy harmonogram, ustala kolejność, surowo karze tych, którzy wepchali się bez kolejki. Potem łamie się ustalone zasady puszczając wszystko na żywioł. I właśnie dlatego lewica ma absolutną rację! Tak! Te pieniądze PiS-owi się po prostu należą za ciężką i uczciwą pracę przy demontażu wszelkich możliwych instytucji państwa. Ba, są mu niezbędne, w przeciwnym razie narodowe finanse zawalą się z wielkim hukiem. Tylko dzięki unijnym dotacjom można będzie jakoś dotrwać do wyborów, odroczyć katastrofę.

Tymczasem politycy uroczyście celebrowali rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Sam p.rezydent wzorem swoich wielkich poprzedników — Gomułki, Gierka, Jaruzelskiego — odczytał z kartki płomienne przemówienie starannie przemilczając niewygodne fakty. Majowej konstytucji przyświecała zawarta w niej dewiza: „wszelka władza społeczności ludzkiej początek swój bierze z woli narodu”  — przeczytał prezydent i zakończył cytowanie. Słusznie, bo dalej robiło się niebezpiecznie:

Aby więc całość państw, wolność obywatelską i porządek społeczności w równej wadze na zawsze zostawały, trzy władze rząd narodu Polskiego składać powinny i z woli prawa niniejszego na zawsze składać będą, to jest władza prawodawcza w stanach zgromadzonych, władza najwyższa wykonawcza w królu i straży i władza sądownicza w jurysdykcjach, na ten koniec ustanowionych, lub ustanowić się mających.

Po co przypominać, że podstawą demokracji jest równowaga trzech władz, którą p.rezydent i obóz rządzący mają za nic? Art. 10 obowiązującej Konstytucji:

Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej.

To wspaniałe przesłanie ustawy rządowej niosło się przez pokolenia i stało się na zawsze wielkim skarbem naszego historycznego dziedzictwa, fundamentem naszej demokracji i w gruncie rzeczy wszelkich demokracji — kontynuował p.rezydent. Właśnie dlatego Konstytucji 3 Maja nie mogli ścierpieć wrogowie wolności. Właśnie dlatego wydała jej wojnę imperialna Rosja. Prawdziwi polscy patrioci, którzy zwrócili się do Rosji z prośbą, by ta „coś zrobiła” z Konstytucją i jej twórcami, także zostali uznani za niegodnych wzmianki. I zawsze wszelcy tyrani będą zwalczać przesłanie wolnościowej majowej jutrzenki. Było ono zakazane przez zaborców i przez okupantów. Jakie przesłanie wolnościowe? Pamiętamy również czasy, gdy zabraniano świętowania dnia 3 maja w latach rządów komunistycznych. Milicja pilnowała, żeby obowiązkowo wywieszać flagi narodowe na 1 maja i koniecznie zdejmować je już dzień później. I tak dalej w tym duchu. Dziś teoretycznie każdy ma prawo świętować kiedy chce i co chce, nawet w lesie, a także wywieszać co chce. Chyba, że policja uzna inaczej.

Otwarta pozostaje kwestia po co udawać przywiązanie do zasad ustanowionych w konstytucji sprzed wieków skoro nie przestrzega się obowiązującej?

Dodaj komentarz