Nierozumny elektorat

Grzegorz Osiecki z Dziennika Gazety Prawnej wyjaśnił telewidzom na czym polega rola parlamentarzysty. Otóż wbrew temu, co wydaje się kompletnym naiwniakom parlamentarzysta nie może przy podejmowaniu decyzji kierować się ani wiedzą, ani interesem kraju, ani nawet swoim światopoglądem lecz wyłącznie poziomem intelektualnym elektoratu. Decyzji, których elektorat „nie zrozumie” parlamentarzysta powinien unikać bardziej niż diabeł wody święconej. To głosowanie należy do takich fundamentalnych, w których jakby ludzie, znaczy, głosuje się pewnie jakby nie tylko za pieniędzmi, ale generalnie za Unią, za takimi fundamentalnymi sprawami i zakwestionowanie tego byłoby kompletnie niezrozumiałe dla większości elektoratu, więc tutaj opozycja nie miała pola manewru. Prosto, jasno, niebywale logiczne i przekonywająco.

Czasami jednak bywa odwrotnie, co także nie uszło uwagi red. Osieckiego. Zdarza się bowiem, że parlament ma wręcz obowiązek podjąć niezrozumiałą dla elektoratu decyzję. W tym przypadku uleganie woli ludu to kosztujący krocie to populizm.

Pensje posłów, ministrów i zwłaszcza wiceministrów powinny być znacznie wyższe. Bez względu na rząd. Populizm jest tani, ale takie państwo drogie.

Wzruszające jest przekonanie p. red., podzielane także przez lewicę, że Polska to PiS i wszystko co jest korzystne dla PiS-u jest także korzystne dla Polek i Polaków. Towarzysze jakby zapomnieli, że mandat parlamentarzysty obliguje do działania w interesie ogółu, odmienianych przez wszystkie przypadki Polek i Polaków. Jeśli opozycja nie potrafi lub nie może zadbać o to, żeby było przestrzegane prawo, a Unia przez lata to toleruje, to właśnie nadarza się doskonała okazja zademonstrowania jej jak smakuje bezprawie.

Tryumfalna mina Terleckiego dobitnie świadczy o tym, że lewica godząc się na współpracę z partią rządzącą została wystrychnięta na dudka. Stała się tym dla opozycji czym Solidarna Polska dla koalicji. Polcy i Polaki na pewno zachowają we wdzięcznej pamięci zagwarantowanie PiS-owi gigantycznego wsparcia finansowego. To pozwoli mu nie tylko umocnić władzę, dokończyć „reformy”, ale i wygrać kolejne wybory.

Charakterystyczną cechą każdego, kto nie jest pewny swoich racji jest bezrozumne trwanie przy swoim, pójście „w zaparte”. Tak właśnie zachowuje się teraz lewica, która stała się równie impregnowana na argumenty jak PiS. Nic do towarzyszy nie dociera, z nikim nie chcą rozmawiać. Przekonują, że choć Unia przez lata przymykała oko na malwersacje Greków, nie poradziła sobie z łamiącymi prawo Węgrami i Polską, to będzie pilnie baczyć jak PiS wydaje pieniądze. I jeśli uzna, że wydaje nieprawidłowo, to przez 3 lata będzie wyrażać zaniepokojenie, przez następne dwa zapowiadać podjecie kroków, wreszcie skieruje sprawę do Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu, który przez kolejne pięć lat będzie żądał od Polski wyjaśnień.

Lewica uważa, że nie trzeba nawet starać się, by komitet monitorujący wydawanie pieniędzy z Funduszu Odbudowy był niezależny od władzy. Przekonuje, że to nie ma znaczenia, bo o wszystko i tak zadba Unia. Czy jednak taka postawa nie jest aby kompletnym zaprzeczeniem idei „nic o nas bez nas”? Przecież w ten sposób zachowują się dzieci w piaskownicy pewne, że gdy nawet Staś Jasiowi zabierze autko, to przyjdzie mama albo tata i autko Jasiowi zwróci.

Co lewica zakomunikowała wyborcom? Ano tylko tyle, że nie ma i nie chce mieć na nic wpływu, a jedyne na czym jej zależy to bezstresowe, bez żadnych zobowiązań trwanie przy korycie. Lada dzień dowiemy się, że Biedroń co prawda mataczył przy finansowaniu kampanii wyborczej, ale nie robił tego dla siebie, lecz dla Polek i Polaków.

Lewica nie jest osamotniona. Posłowie, którzy zasilili szeregi ugrupowania Szymona Hołowni również uznali, że i oni powinni bezwarunkowo poprzeć PiS. Trudno, zaprawdę trudno zrozumieć ich rozumowanie. Na co jedni i drudzy liczą? Że gdy zapewnią władzy poduszkę finansową i dadzą czas na dokończenie przejmowania mediów, to wygrają wybory? Ale przecież nawet jeśli wyborcy zapomną gorliwość z jaką wspierali władzę, to zwasalizowane media nie pozwolą zapomnieć komu Polki i Polacy zawdzięczają pieniądze i plan odbudowy!

Wczoraj dywagacje rozpoczęliśmy od problemów medyczno zdrowotnych, a skończyliśmy na polityce. Dziś rozpoczęliśmy od polityki i na niej poprzestaniemy zahaczając niejako mimochodem o zdrowie. Otóż na całym cywilizowanym świecie obowiązuje i ściśle jest przestrzegana zasada, że prawo nie działa wstecz. Czy opozycja zaprząta sobie głowę faktem, że w Polsce nawet ta zasada jest łamana? Świeżusieńki przykład:

Placówki leczące osoby z rakiem właśnie dziś dowiedziały się, że tracą dodatek w wysokości 20 proc. ceny świadczenia. I to nie tylko za kolejne miesiące, ale też świadczenia zrealizowane w całym kwietniu. Chodzi o m.in. chemioterapię, teleradioterapię i terapię protonową.

Wyobraźmy sobie, że po wyborach odchodzący Sejm nowelizuje kodeks wyborczy zmieniając sposób przeliczania głosów na mandaty. Zmiany wchodzą w życie z mocą wsteczną i obejmują także głosowanie, które właśnie odbyło się. W wyniku tej zmiany opozycja, która wybory wygrała, wprowadziła do sejmu ledwie kilku posłów. Wyobraziwszy sobie taki scenariusz spróbujmy odpowiedzieć sobie na dwa pytania. Pierwsze: czy lewica poparła te zmiany w interesie Polek i Polaków? Drugie: czy Włodzimierz Czarzasty zastąpił Jarosława Kaczyńskiego na stanowisku wicepremiera?

Dodaj komentarz