Prawdziwe dziennikarstwo tak wygląda

Prąd drożeje w zastraszającym tempie. Co w tej sytuacji robi Sejm? Debatuje nad jak najszybszym rozpoczęciem budowy elektrowni atomowej? Zastanawia się jak zachęcić inwestorów do inwestowania w odnawialne źródła energii? Nic z tych rzeczy. W środku epidemii tworzy centralny system informacji rynku energii. Gdyby wiązało się to wyłącznie z synekurami dla kolesi, można by na sprawę machnąć ręką. Niestety, wiąże się to z koniecznością wymiany liczników w każdym gospodarstwie domowym na urządzenia elektroniczne realizujące wyznaczone cele. Licznik nie będzie już służył wyłącznie do mierzenia poboru energii, lecz stanie się narzędziem inwigilacji totalnej.

Art. 11zf.
1. Jednostkowe dane pomiarowe w centralnym systemie informacji rynku energii są przechowywane przez okres 7 lat od dnia, w którym dane te zostały przekazane do centralnego systemu informacji rynku energii.
2. Po upływie okresu, o którym mowa w ust. 1, operator informacji rynku energii anonimizuje jednostkowe dane pomiarowe.

Za tymi rozwiązaniami byli wszyscy, od lewa do prawa. Nawet większość Konfederacji była ‚za’, a poparcie udzielone przez Hołownian, potwierdza tylko, że to ugrupowanie niczym się nie wyróżnia, niczego ożywczego do polskiej polityki nie wniesie utartym szlakiem podążając za stadem. Od dłuższego czasu zresztą daje się zauważyć niezwykłą jednomyślność przy uchwalaniu ustaw zwiększających poziom inwigilacji i ograniczających prawa obywatelskie. Przyszłość rysuje się w różowych barwach jeśli sobie uświadomić, że za pomocą takiego sprytnego licznika będzie można wyłączać prąd każdemu bez konieczności ruszania się z miejsca. Zamiast biegać po ulicy i protestować będzie musiał zająć się udowadnianiem, że regularnie płaci rachunki, że nie zalega z opłatami, że to jakaś pomyłka. Będzie mógł nawet pisać skargi do odpowiednich organów, czyli na Berdyczów. Koszt wymiany liczników oszacowano na 7 miliardów zł.

Tymczasem w TVN24 jak zwykle niezawodny Konrad Piasecki nie mógł pojąć, że czasami jedna czynność daje wiele korzyści. Chociażby jeżdżąc na rowerze można jednocześnie dbać o kondycję fizyczną i robić zakupy. Piasecki założył, że głośne głosowanie w Sejmie miało wyłącznie na celu obalenie rządu i trzymał się tej tezy jak pijany płotu. Z uporem godnym lepszej sprawy usiłował zmusić p. poseł Leszczynę, by to potwierdziła, a gdy próbowała wyjaśniać przerywał jej twierdząc, że nie odpowiada na jego pytanie: Czy wy chcieliście tym głosowaniem wywalczyć warunki stawiane rządowi, czy wy chcieliście ten rząd obalić? — powtarzał do znudzenia. Napastliwość prowadzącego zapędziła p. posłankę w kozi róg, z którego nie potrafiła się wyplątać. Trudno jednak ją winić, bo gdy tylko zaczynała mówić brutalnie jej przerywał. Chcieliśmy wywalczyć warunki stawiane rządowi, ale przypomnę… — zaczyna Leszczyna. — … a nie obalić rząd… — dopowiadał Piasecki. Zbita z tropu kobieta, która jest wytrawnym politykiem, więc wie, że nie należy, ba! nie wolno! odpowiadać wprost, jasno i zwięźle na pytania, jąkając się zaczyna składać słowa w zdania: Ja nie rozumiem tego, co mówi tutaj lewica. Lewica mówi my… Piasecki nie zasypia gruszek w popiele, jest na posterunku i czuwa: A ja nie rozumiem tego, co mówi pani. I tak dalej, w tym stylu.

Gdybyż faktycznie z tezy Piaseckiego coś wynikało, można by dociekliwość zrozumieć i pochwalić. W rzeczywistości jedno drugiego nie wyklucza. Można jednym głosowaniem zarówno próbować obalić rząd jak i zmusić do ustępstw. Napastliwe domaganie się jasnej deklaracji, że Koalicji Obywatelskiej chodziło wyłącznie o obalenie władzy, naturalne i zrozumiałe w telewizji publicznej, w telewizji serwującej prawdę całą dobę brzmi co najmniej dziwnie. Tym bardziej, że Piasecki kompletnie odpuścił sobie dociekliwość, a na jego znudzonym zwykle obliczu zagościł szeroki uśmiech, gdy posłanka lewicy zamiast odpowiadać na pytanie przypuściła atak na p. Leszczynę.

W sytuacji, gdy nikt nie chwali, nie docenia kunsztu nie pozostaje nic innego tylko o opinię zadbać samemu. P.rezydent Duda na przykład zwrócił uwagę na cechę, której nikt nie spodziewał się po nim. Jestem człowiekiem niezłomnymoznajmił. Piasecki znalazł się w podobnej sytuacji. Ja wiem, ja wiem — tłumaczył ministrowi Budzie — że standardy, które, do których przyzwyczaja pana, przyzwyczajają pana media sponsorowane przez rząd do tego nie przyzwyczajają, ale prawdziwe dziennikarstwo tak wygląda, że dziennikarz spiera się z każdym, nie tylko z rządzącymi. ale także z politykami opozycji. Niestety nie! Prawdziwe dziennikarstwo nie polega na spieraniu się z politykami, czynnym kreowaniu rzeczywistości, lecz na bezstronnym informowaniu o niej. Dziennikarz nie może stawiać tez i wymuszać na rozmówcach ich potwierdzenie lecz przyjmować do wiadomości odpowiedzi pilnując jedynie, by były na temat. Piasecki wielokrotnie dowiódł, że nie po to rozmawia z politykami by poznać ich punkt widzenia, lecz by potwierdzić swoje wnioski, próbuje dowieść z góry założoną tezę. W tym przypadku chciał koniecznie udowodnić, że KO chodziło wyłącznie o obalenie rządu zjednoczonej prawicy i nic poza tym. Okazało się, że tego typu karykatura dziennikarstwa to jest to standard mojego działania dziennikarskiego, i nie tylko mojego, w tej stacji.

Niski poziom dziennikarstwa źle wróży wolności mediów w Polsce, ponieważ istnieje obawa, że nikt nawet nie zauważy, że właśnie zostały zrepolonizowane.

Dodaj komentarz