Kto bez uprawnienia uzyskuje dostęp…

W życiu każdego człowieka bywają takie chwile, gdy jest dzieckiem, potem młodzieżą, by wreszcie stać się dorosłym i na tym poprzestać. Staje się dorosły i… dopada go amnezja. Zapomina co czuł gdy był dzieckiem, jak reagował na decyzje rodziców, jak ich postrzegał. Straciwszy pamięć zaczyna podzielać pogląd, że dzieci i ryby głosu nie mają, traktuje je jak pozbawione praw rzeczy.

Media wyczulone są na sprawy prywatności i ochrony dóbr osobistych. Na udostępnianych w internecie fotkach z wakacji lepiej zamazać wszystkie obce twarze, bo któraś z uwiecznionych postaci może sobie nie życzyć, by publikować jej wizerunek. Ktoś, kto sfilmuje włamującego się do sklepu lub bijącego przechodniów może mieć większe kłopoty za upublicznienie wizerunku „sprawcy” niż bandyta za „czyn”. Rodzice jednak mogą bez żadnych ograniczeń upubliczniać wizerunki swoich pociech, czasem nawet w dość intymnych sytuacjach. Co ciekawe i charakterystyczne według „specjalistów” nie należy umieszczać zdjęć dzieci w internecie wcale nie dlatego, że to narusza ich prywatność, że mogą sobie tego nie życzyć, ale dlatego, że pedofil może takie zdjęcie „wykorzystać”. Ostrzega przed tym portal wyborcza.pl

Umieszczasz zdjęcia swojego dziecka na portalach społecznościowych? Uważaj: mogą zostać wykorzystane przez pedofilów.

Co się stanie dziecku gdy jego wizerunek zostanie wykorzystany? Nic się nie stanie. Natomiast brak informacji o tym czy, kiedy, przez kogo i ile razy został wykorzystany może doprowadzić do ciężkiego rozstroju nerwowego u pismaków zarabiających na pisaniu bzdur. Na dodatek ten sam portal bardzo często sam publikuje zdjęcia dzieci. A skoro o pedofilach mowa, to trzeba wiedzieć, że do rejestru pedofilów może trafić dziecko, które udostępniło koledze link do filmu pornograficznego lub złożyło koleżance lub koledze nieobyczajną propozycję. W rejestrze będzie widniało aż do 28 roku życia!

Dane o osobie ujętej w Rejestrze […] usuwa się z Rejestru po otrzymaniu zawiadomienia […] albo po upływie 10 lat od dnia:
1) ukończenia 18. roku życia przez nieletniego, wobec którego wykonywane były środki wychowawcze

Wizerunek to jedna strona medalu, inwigilacja druga. Każdy człowiek potrzebuje kawałka własnej przestrzeni, intymności, pewności, że nikt w tą przestrzeń nie wlezie, nikt jej nie zakłóci, nikt nie wywlecze na światło dzienne wstydliwych sekretów. Za podglądanie, instalowanie kamer w przymierzalniach czy szaletach można mieć sprawę w sądzie. Podobnie za naruszanie tajemnicy korespondencji, włamanie na konto nawet gdyby była to korespondencja czy konto komunikatora żony lub męża. Na straży prawa do prywatności stoi art. 267 kodeksu karnego

§ 1. Kto bez uprawnienia uzyskuje dostęp do informacji dla niego nieprzeznaczonej, otwierając zamknięte pismo, podłączając się do sieci telekomunikacyjnej lub przełamując albo omijając elektroniczne, magnetyczne, informatyczne lub inne szczególne jej zabezpieczenie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 2. Tej samej karze podlega, kto bez uprawnienia uzyskuje dostęp do całości lub części systemu informatycznego.
§ 3. Tej samej karze podlega, kto w celu uzyskania informacji, do której nie jest uprawniony, zakłada lub posługuje się urządzeniem podsłuchowym, wizualnym albo innym urządzeniem lub oprogramowaniem.
§ 4. Tej samej karze podlega, kto informację uzyskaną w sposób określony w § 1-3 ujawnia innej osobie.

Choć kodeks karny nie przewiduje wyjątków od tej reguły, to jest kategoria ludzi, którym ochrona nie przysługuje, wobec których można prawo bezkarnie łamać. To dzieci. Można „uzyskiwać dostęp” do ich prywatnej korespondencji, zakładać podsłuchy, przełamywać zabezpieczenia komunikatora czy skrzynki pocztowej, dzielić zdobytymi w ten sposób informacjami z innymi. Portal gazeta.pl opublikował artykuł, w którym z entuzjazmem opisuje nieudolnych rodziców, którzy z wzajemnością nie ufają własnym dzieciom. Jedna z cytowanych mamusiek tłumaczy, że dzieci

To są takie cwaniaczki, że potrafią wszystkie blokady i filtry pousuwać. Nawet nie wiem, jak oni to robią, bo się na tym nie znam. Próba zabrania telefonu też nie działa, bo dziecko wpada w histerię albo okazuje się, że dzieci mają telefony „zastępcze” – zachowały stare urządzenie albo pożyczyły od kolegi. Wyłączę router albo założę tak zwane schodki, czyli limit danych, które można pobrać, to córka łączy się przez wi-fi sąsiadów. Nie dlatego, że nie jest zakodowane, ale dlatego, że dzieciaki z osiedla wymieniają się hasłami do Internetu.

No i klops.

Nie mam żadnej kontroli nad tym, co dzieje się na Instagramie córki czy Facebooku, bo nie zaakceptowała mojego zaproszenia do znajomych. Powszechną praktyką wśród dzieci jest zakładanie konta oficjalnego, dla rodziców, i prywatnego, gdzie rodzice nie mają wglądu. Ostatnio Kasia dużo czasu spędzała na portalu MovieStarPlanet [portal społecznościowy i gra, w której gracze tworzą własne gwiazdy filmowe mogące uczestniczyć w produkcji krótkich filmów – przyp. red.]. Okazało się, że jest tam mnóstwo pedofilów.

Co ci pedofile tam robią? Jak to co?! Pedofilują! Co trzeba zrobić, żeby dziecko uchronić? Porozmawiać z nim, wyjaśniać, uszanować prywatność, zaufać? Skąd! Trzeba go na okrągło inwigilować, kontrolować, sprawdzać i śledzić. Mąż innej troskliwej mamusi

jest informatykiem, postarał się o dostęp do Messengera nastoletniego wówczas syna dzięki specjalnemu oprogramowaniu. Dorota regularnie czytała prywatną korespondencję chłopca. – Dowiedziałam się, że mój syn w wieku 14 lat pił alkohol – umówił się ze swoim kolegą z sąsiedztwa, że ten będzie mu chował piwo między tujami. Z Messengera wiedziałam też, że pali papierosy – kolega pisał mu, gdzie sprzedają nieletnim liquidy do e-papierosów. Umawiali się, że tam pojadą. Przeszukałam jego pokój i znalazłam e-papierosa. Kazałam mu natychmiast się go pozbyć – opowiada.

Cóż za godny podziwu sukces! Niestety, jedne dzieci potulnie poddają się, godzą się z permanentną inwigilacją, brakiem prywatności, inne starają się, żeby rodzice nie mieli wglądu w ich prywatne sprawy dając tym pierwszym do zrozumienia, że są frajerami. Nie da się bowiem w ten sposób uchronić dziecka przed niebezpieczeństwami, przed złym towarzystwem. Trzeba mu tłumaczyć, wpajać zasady, przekonywać, że lepiej uczyć się na cudzych błędach niż własnych. Tyle, że żeby to robić skutecznie trzeba cieszyć się zaufaniem i szacunkiem dziecka. A to nie takie proste. Troskliwa mamusia zamiast porozmawiać z dorastającym synem o tym, skąd się biorą dzieci i jak zachowuje się odpowiedzialny mężczyzna wolała przeglądać jego korespondencję i jest dumna z siebie, że go „uchroniła przed ojcostwem”.

Gdy skończył 17 lat, poznał dziewczynę. To była, jak mówi Dorota, szalona miłość. – Koszmarnie się kłócili. W jednej z ich rozmów na Messengerze doczytałam się, że uprawiali seks bez zabezpieczenia i dziewczyna nie wie, skąd ma wziąć pigułkę „dzień po” – opowiada Dorota.

Jaką z tego naukę wyciągnie mniej rozgarnięty, wygodny maminsynek? Że nie ma sensu przejmować się, starać, myśleć o innych, bo i tak mamusia go z bagna wyciągnie. On musi tylko zadbać o to, żeby miała dostęp do jego prywatnej korespondencji. Wtedy gdy zwierzy się koledze, to tak jakby wypłakał się w rękaw troskliwej mamusi.

Małgosia, mama 14-letniej córki i 17-letniego syna, nie chciałaby doprowadzić do sytuacji, w której musiałaby kontrolować korespondencję swoich dzieci. Ma inny sposób. – Co kilka tygodni robię dzieciom niezapowiedziane sprawdzanie telefonu. Wpadam do ich pokoju i mówię: „Kontrola!”. Odmowa nie wchodzi w grę – opowiada.

Z głupawego artykułu wyłania się przerażający obraz bezradnych rodziców, którym wydaje się, że pozbawienie dziecka prawa do prywatności i intymności to jedyny sposób na uchronienie go przed niebezpieczeństwami. Oczywiście gdyby nastolatek zaczął przeglądać korespondencję rodziców, śledzić ich i podsłuchiwać w najlepszym wypadku dostałby reprymendę, usłyszałby, że tak się nie robi, a w najgorszym spuszczono by mu lanie. Co z takiego domu wyniesie dzieciak? Przekonanie, że podstawą relacji międzyludzkich nie jest zaufanie lecz inwigilowanie. Mąż kontroluje żonę, żona męża, pracodawca pracownika, przełożony podwładnego.

Powiedzmy sobie wprost. Taka postawa znamionuje skrajny prymitywizm z jednej strony, nieporadność i poczucie małej wartości z drugiej. Rodzice nie cieszą się szacunkiem i poważaniem u dziecka. Ono nie ufa im, oni jemu. Ale dlaczego miałoby, skoro nigdy nie traktowali go po partnersku wychodząc z założenia, że wiedzą lepiej, a ryby i dzieci głosu nie mają? Nie ma szczerych rozmów, podczas których nie ma tematów tabu, a dzieciak ma pewność, że zadając nawet najbardziej wstydliwe pytanie nie dostanie wymijającej odpowiedzi, nie zostanie zbyty „a odrobiłeś już lekcje, gówniarzu?” lub sakramentalnym „za smarkaty jesteś na takie rzeczy, będziesz duży to zrozumiesz”. Zamiast rozmawiać, tłumaczyć, wyjaśniać wolą odzierać dziecko z prywatności, odmawiają prawa do własnej przestrzeni, azylu, gdzie można bezpiecznie wypłakać się w poduszkę bez obawy, że ktoś tę chwilę słabości zobaczy i wykorzysta. Toksycznym rodzicom wydaje im się, że jak będą trzymać dziecko pod kloszem, usuwać kłody spod nóg, myśleć za nie, to zapewnią mu bezpieczeństwo i szczęście. I nie mogą zrozumieć niewdzięczności, gdy dziecko ucieka z domu, próbuje targnąć się na swoje życie i bardziej ufa obcym niż im.

Można nieco inaczej, o czym durnowaty artykuł napomyka jakby mimochodem. O tym sposobie mówi Waldemar, ojciec 10-latka. Uważa, że od śledzenia samego dziecka lepsze jest

nieustanne śledzenie internetowych trendów. – Założyłem sobie konta we wszystkich najpopularniejszych portalach: na Facebooku, Instagramie, SnapChacie, TikToku. Inni rodzice się ze mnie śmieją, ale ja dzięki temu wiem, na co moje dziecko może być narażone. Jeśli wyczuję, że syn mógł mieć kontakt z jakimiś szkodliwymi treściami, które do mnie dotarły, zaczynam z nim rozmowę na ten temat.

Artykuł kończy porada co zrobić, by jak najwcześniej zniszczyć naturalną więź łączącą dziecko z rodzicami, podkopać zaufanie jakim ich darzy. Trzeba po prostu wszędzie gdzie tylko się da pozakładać blokady „stron ze szkodliwymi treściami”. Gdy brzdąc zorientuje się, że rodzice mu nie ufają, a jest rozgarnięty, postara się, żeby niczego niepokojącego nigdy nie znaleźli. Bo wbrew temu, co się nieporadnym rodzicom i pismakom wydaje młodzież nie żyje na bezludnej wyspie. Kontaktuje się ze sobą, wymienia doświadczeniami. Poza tym chce mieć święty spokój. To nie przypadek, że dzieci z tak zwanych dobrych domów częściej popadają w konflikt z prawem. Inwigilowany dzieciak bowiem, nie mający zaufania do rodziców, łatwiej wpadnie w złe towarzystwo niż nieinwigilowany.

Na samym koniuszku artykuliku znajduje się to, co powinno być wyeksponowane na początku, że

kluczowa jest rozmowa, interesowanie się tym, co dziecko ogląda, co oglądają jego rówieśnicy. Rodzic powinien stopniowo wprowadzać je w świat wirtualny i na każdym etapie towarzyszyć mu w poznawaniu tego świata, w razie potrzeby komentując określone zjawisko. Wśród rodziców panuje niestety przekonanie, że rozmowa o czymś tylko rozbudzi ciekawość dziecka. To błędne myślenie. W większości przypadków dzieci już od dawna o tym zjawisku wiedzą.

A jak nie wiedzą, to się dowiedzą. Ale rodzicom nie powiedzą, że już wiedzą. A gdy rodzice się dowiedzą…

Dodaj komentarz


komentarze 2

  1. Krytykujesz totalnie i jedyna Twoja rada to rozmowa z dzieckiem, nastolatkiem. Przypuszczam, że rodzice rozmawiają z dziećmi, ostrzegają przed zagrożeniami, ostrzegają o konsekwencjach. Przypuszczam, że np. ostrzegają przed używaniem narkotyków, piciem alkoholu. Czy te rozmowy domowe, ostrzeżenia z tv, zakazy sprzedaży powodują, że młodzież po alkohol lub narkotyki nie sięga? Ależ sięga i to nawet w dość młodym wieku, bo już czytałam, że 12-14 latkowie bywali uchlani (użyję tego słowa zamiast określeń promili).

    Czy dorosłym nie zaleca się by tegoż alkoholu nie nadużywali? Duża ich część te zalecenia lub zakazy ma „w nosie”, czyli lekceważy je totalnie. Bardzo często skutkiem tego lekceważenia są nieszczęścia domowe czyli przemoc (najczęściej ze strony mężczyzn) skierowana do dzieci i kobiet. Niektórzy otrzymują nawet wyroki, a po wyjściu z więzienia nadal piją!!

    Czy używanie wulgaryzmów jest czymś nagannym, czy dopuszczalnym? Według mnie powinno być karane. Gdy widzę dzieci lub nastolatki/nastolatków, którzy zamiast przymiotników używają wulgaryzmów, gdy po strajkach kobiet używanie wulgaryzmów stało się już całkiem dozwolone (komentarze części ludzi  w Wyborczej), to myślę sobie: koniec RP jako społeczeństwa szybko się zbliża.

    Można postawić pytanie: po co tworzyć prawa? Tysiące lat temu, gdy rozwój ludzi osiągnął pewien wysoki już poziom, zaczęto tworzyć prawa, które regulowały życie plemienia, rodziny, społeczności lub państwa. Wprowadzono wtedy także kary aby niechętni prawom zostawali przymuszani do ich stosowania,nie dla „widzi mi się”, ale bezpieczeństwa grupy.

    Nie dam wytycznych jak problem internetu mają rozwiązywać rodzice. Po prostu nie mam odpowiedniej wiedzy, a i dotąd posiadana gdzieś tam znika. Dam przykład z rodziny. Starszy syn mając na uwadze zdrowie (fizyczne i psychiczne) swoich synków, ustalił ile czasu dziennie mogą spędzać przed komputerem. Nie robił tego w formie „bo ja tak każę i już”, ale wyjaśniał, tłumaczył. Co słyszał od starszego syna parę lat temu? – Ale, ale moi koledzy nie mają takich zakazów. Czy koledzy mówią prawdę? Trudno stwierdzić. Widzę za to, że dozór nad najmłodszymi musi być stały. Bo będąc u dziadków (u nas) pytają czy mogą włączyć komputer i zawsze trzeba im przypominać, że dozwolony czas minął.

    Przeczytałam kiedyś, że podjęto się leczenia 8.letniego chłopca, który był uzależniony od oglądania pornografii. Winić tu można rodziców, ale to dziecko, gdy rodzice szli spać, włączało sobie komputer samo. I żadne z rodziców nie musiało porno oglądać. Link mógł dostać od kolegi, może starszego.

    Czy mam potępiać często bezradnych rodziców, którzy kontrolują swoje dzieci. Nie zrobię tego, nie dałabym im takiej rady, szczególnie gdy nie poniosę odpowiedzialności za radzenie.

    Uczniowie z konieczności zostali zmuszeni do wielogodzinnego siedzenia przed komputerem by się uczyć. Skutki negatywne tego siedzenia są ogromne. Psychiczne. A poradni, a lekarzy, a szpitali (oddziałów psychiatrycznych) brak.

    1. Wybacz, ale nie mogę zgodzić się z tezą, że „krytykuję totalnie”. Po prostu uważam, że permanentna inwigilacja i knebel to droga donikąd i daję temu wyraz. Nie da się stać koło dzieciaka 24 godziny na dobę i patrzeć mu na ręce. Problem polega na tym, że bardzo łatwo jego zaufanie stracić. Znam co najmniej jedna kobietę, która synów wychowała nie trzymając ich w komórce, lecz dając swobodę, rozmawiając, tłumacząc i wybaczając błędy jeśli widziała, że były niezamierzone i towarzyszyła im autentyczna skrucha. Najprostszy i najprymitywniejszy przykład — kontakt elektryczny, do którego dzieciaki uwielbiają wkładać różne przedmioty. Zamiast kupować zaślepki wystarczy pokazać do czego to służy i co się stanie jak wsadzi się jeden gwóźdź do jednej dziurki, a drugi do drugiej. Błysk, który nastąpi i ciemność po wybiciu korków (pokaz najlepiej przeprowadzać wieczorem) skutecznie zniechęci dziecko do eksperymentowania. Bo ono nie robi na złość, ono jest po prostu ciekawe. Trzeba zaspokoić jego ciekawość, a nie zniechęcać go do odkrywania świata.

      Kary to ostateczność, ponieważ na strachu nie da się niczego sensownego zbudować. Dzieci sięgają po alkohol ponieważ po pierwsze takie mają wzorce w domu, a po drugie ciągnie ich nieznane, chcą spróbować jak to jest. Lepiej żeby dzieciak spróbował przy rodzicu, najlepiej jakiejś wódki gorzkiej, żeby mu nie smakowało, niż żeby z kolegami w krzakach żłopał słodkie winko. Oczywiście jeśli ma skłonności, to po alkohol sięgnie prędzej czy później, ale odpowiedzialny rodzic powinien starać się do tego nie dopuścić przez rozmowy, a nie zakazy i kary.

      Znajoma opowiadała, że jej syn wnukowi wyznaczył ramy czasowe korzystania z kompatura, ale wyjaśnił dlaczego zbyt długie gapienie się w ekran jest niezdrowe i prowadzi do uzależnienia się. Koledzy więcej czasu spędzają przed ekranem, bo właśnie są już uzależnieni. Oni muszą, ty masz jeszcze wybór. Chcesz tak jak oni być uwiązany, czy wolisz mieć swobodę, decydować o sobie? Żeby było jasne, ja nie potępiam bezradnych rodziców, zwracam jedynie uwagę, że poszli po linii najmniejszego oporu, weszli na drogę donikąd chociażby dlatego, że kontrola jest iluzoryczna. Rodzic pewny że zablokował niepożądane treści traci czujność i nie zareaguje w porę na zagrożenie. Zwłaszcza, że wpływ środowiska, rówieśników jest przemożny. Syn przyznał się, że próbował palić papierosy, bo niektórzy jego koledzy palili. Ja paliłem, papierosy w domu były, a on wiedział, że nie broniłbym mu gdyby chciał spróbować. W domu mu śmierdziało, spróbował z kolegami, ale nie zasmakował i nie wpadł w nałóg. Bo — to też wydaje mi się moja zasługa — wyjaśniałem mu wielokrotnie, że on nie musi być jak inni. Większą frajdę będzie miał gdy inni będą jak on.

      Tak czy owak poza pierwszym zdaniem odbieram Twoją polemikę jako potwierdzenie moich przemyśleń i doświadczeń.