Polska jest przedmiotem ataku

Po cichutku, po kryjomu i nie mówiąc nic nikomu niedowidzący prezydent Stanów Zjednoczonych zaatakował Polskę.  Dostrzegł to minister od Sprawiedliwości i swoim spostrzeżeniem podzielił się z opinią publiczną. Pan prezydent Biden nie widzi problemu, że mechanizmy demokratyczne, czyli polityczne w tym sensie, w Stanach Zjednoczonych mogą decydować o tym kto zasiada w Sądzie Najwyższym, a widzi problem, że tego rodzaju mechanizmy mogą mieć wpływ, choć nie decydować bezpośrednio o tym, kto będzie decydował w polskim Sądzie Najwyższym, to już jest wynik polityki. Ponieważ Biden nie widzi, to nie dziwota, że atakuje nie tego, co trzeba.. Polska jest przedmiotem ataku i opresji, agresji natury politycznej, która zmierza do tego, by wykręcić państwu polskiemu ręce i uniemożliwić wpływ i uzdrowienie sytuacji w sądownictwie, która jest chora. Z całą pewnością.

Borys Budka, który nie wie w którą stronę poprowadzić partię, nie ma pojęcia co trzeba zrobić, żeby nie tracić poparcia, ma jak zwykle mnóstwo dobrych rad dla innych. Zwłaszcza tych, którzy w sondażach biją jego ugrupowanie na głowę. Dopóki rząd nie zrozumie, że zasada praworządności łączy demokratyczne kraje, dopóty nie będzie traktowany po partnersku. Lider z prawdziwego zdarzenia skupia się na sobie i swoim ugrupowaniu wykorzystując najdrobniejszy błąd przeciwnika do osiągnięcia przewagi. Fajtłapa ma zawsze w zanadrzu mnóstwo dobrych rad dla każdego, ale sam jest bezradny jak dziecko we mgle. Dopóki Budka nie zrozumie, że nie należy wskazywać drogi innym, jeśli samemu nie wie się gdzie iść, dopóty wraz ze swoim ugrupowaniem będzie dziarsko i coraz szybciej zmierzał w kierunku śmietnika historii. Albowiem, parafrazując znane powiedzenie, eunuch i krytyk z jednej są parafii, obaj wiedzą jak, żaden nie potrafi. Jeśli rząd posłucha, zacznie rozumieć, przestanie popełniać błędy, to na czym będzie polegała budowana przez Budkę przewaga Koalicji Obywatelskiej? Przecież on nawet nie był sobie w stanie poradzić z zarzutem, że kierowane przezeń ugrupowanie „chciało pozbawić Polskę 770 miliardów z Unii”!

Na Polskę spadły dwa nieszczęścia. Pierwszemu na imię Jarosław, drugiemu Donald. Sytuacja jako żywo przypominała grę w cykora. Naprzeciw siebie stanęli dwaj charyzmatyczni przywódcy. Przez lata z kierowanych przez siebie ugrupowań wycinali wszystkich, którzy mogliby im zagrozić, przejąć po nich schedę. Ostatnim Mohikaninem w PO był Gowin, w PiS-ie proces zakończył się dużo wcześniej. Jarosław prowadził pewnie, bez wahania. Donald prężył muskuły, zapewniał, że wytrwa na stanowisku, nie zostawi swojego ukochanego ugrupowania, swojego ukochanego kraju. Od wczesnej zimy odpowiadam już po raz 153. na to pytanie. Powiedziałem, że nie wybieram się do Brukseli i to podtrzymuję — zapewnił po raz 153 w lipcu 2014 roku. We wrześniu, być może na widok prowadzącego pewnie wprost na zderzenie Jarosława stchórzył i gwałtownie skręcił. Zrezygnował ze stanowiska premiera, po czym czmychnął do Brukseli. Składająca się z samych członków partia pozbawiona lidera już szósty rok miota się od ściany do ściany, skręca na prawo, by po chwili skręcić w lewo, jak szalona pędzi do przodu, by zaraz zawrócić. Tymczasem Jarosław prowadzi swoje ugrupowanie pewnie, bez wahania podążając prosto do wyznaczonego celu.

Nie ma najmniejszego znaczenia kim dzisiaj jest Donald Tusk. Dla przywódcy, który nie zadbawszy o godnego następcę w przededniu decydującej rozgrywki porzuca swoją formację i czmycha z podkulonym ogonem, nie ma miejsca w polityce. Wiara, że powróci, obejmie przywództwo i znów poprowadzi partię do zwycięstwa, to mrzonka. Nie powróci, bo interes osobisty stawia ponad wszystko. Na dodatek wszystkie podjęte przez niego decyzje do dziś odbijają się czkawką. Wystarczy wspomnieć bezrozumny upór z jakim forsował rozbudowę elektrowni węglowej Opole kosztem ponad 11 miliardów złotych. To on zdemontował budowany przez ponad 10 lat system emerytalny nacjonalizując bez odszkodowania składki emerytalne. Stoi także za niebotycznymi rachunkami za wywóz śmieci, brakami leków i drożyzną w aptekach, zapaścią w służbie zdrowia. Do tego należy dodać ciągoty antydemokratyczne (ACTA, próby cenzurowania internetu, zniechęcanie do brania udziału w referendum itp.). Poza tym nie da się wykluczyć, że gdyby nie celował wyżej lub wygrał tak zdecydowanie jak PiS, to już od dziesięciu lat mielibyśmy coś na kształt tego, co mamy. Czy jest bowiem jakaś większa różnica między p. prof. Rzeplińskim, który pyta premiera jaki powinien być werdykt Trybunału, a mgr Przyłębską która wyroki konsultuje to z wicepremierem? Jeśli chodzi o praworządność i stosowanie się do wyroku europejskich trybunałów, to wbrew pozorom także wcale nie było różowo. Na przykład w 2012 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu wydał wyrok w sprawie Kędzior przeciwko Polsce. Wyrok wykonano już za rządów PiS-u, w roku 2017.

Oczywiście nie można kłaść znaku równości między Kaczyńskim i Tuskiem. Po pierwsze Tusk musiał liczyć się z opinią publiczną, a Kaczyński nie musi. Tusk zmiany wprowadzał w białych rękawiczkach, z uśmiechem na ustach, Kaczyński prze do przodu niczym czołg nie oglądając się na konsekwencje, nie licząc się z niczym i z nikim. Tusk czasem ustępował, cofał się, Kaczyński przeciwnie, ani nie ustępuje, ani nie cofa się. Jeśli nie może celu osiągnąć w jeden sposób, to dopina swego w inny. Przykładem jest zakaz aborcji. Nie mogąc przeprowadzić zmian w Sejmie, wykorzystał Trybunał Konstytucyjny. Nie mogąc zmonopolizować mediów wykorzystał państwową spółkę. Teraz tworzy z niej molocha-monopolistę, który dysponując gigantycznym kapitałem, wsparty unijnymi dotacjami, będzie kontynuował nacjonalizację i repolonizację wybranych sektorów gospodarki. Na wschodzie są oligarchowie, a w Polsce dotąd nie. Należało pilnie nadrobić to niedopatrzenie.

Choć wszystkie te działania prowadzą wprost do katastrofy, to dopóki ona nie nastąpi Polki i Polacy będą kłócić się i popierać szkodników. Nawet gdy Polska osiągnie poziom Korei Północnej, to bardziej skupią się na sprawiedliwym podziale kartek na mięso niż na wyprowadzaniu kraju z zapaści. Albowiem tajemnicą poliszynela jest, że rodacy już od dawna są równie głupi przed szkodą jak i po.

Dodaj komentarz