Nie trzeba pilota, żeby polecieć

Opozycja zmierza wprost ku kolejnej klęsce wyborczej, a kto wie, czy nie wyląduje na śmietniku historii. Wspierają ją w tym zbożnym dziele „wolne” — jak to zgrabnie ujmuje w swoich programach Monika Olejnik — media. Niczym tonący brzytwy chwytają się spraw drugo- lub trzeciorzędnych bezmyślnie rozdmuchując je. W ten sposób umykają lub przechodzą bez echa nawet największe błędy i potknięcia rządzących. Doskonałą ilustracją jest histeria towarzysząca wypowiedzi ministra oświaty o otyłości wśród młodzieży.

W zasadzie wszyscy są zgodni, że otyłość stanowi problem, że trzeba z nią „walczyć”, a nawet leczyć. Jednak nie każdy ma prawo o niej mówić, a już na pewno nie mini ster edukacji z PiS-u. Absolutnym skandalem i niedopuszczalnym chamstwem w czystej postaci jest to, co zasugerował  — zgodnie obowiązującą wymową Morozowskiego — ludzią, że problem dotyczy także dziewczynek i to w większym stopniu niż chłopców. Czy ja jestem otyła mamusiu? Ależ skąd córuś, jesteś tylko dobrze odżywiona. Zjedz jeszcze kotlecika, a jak ładnie zjesz obiadek z deserem dostaniesz czekoladę. Jeśli bowiem o dziewczęta chodzi, to prawda jest taka, że otyłych jest o połowę mniej niż chłopców, więc w ogóle nie tylko ma o czym mówić, nic nie trzeba robić i nie ma potrzeby wdrażać żadnych programów prozdrowotnych. Należy spokojnie poczekać aż liczba otyłych dziewcząt zrówna się z liczbą otyłych chłopców względnie ją przewyższy i dopiero wtedy podnieść larum zarzucając ministrowi oświaty z PiS-u, że „nic nie zrobił w sprawie otyłości dzieci i młodzieży”. Zanim to nastąpi trzeba zająć się przywracaniem „kompromisu aborcyjnego”, bo nic nie wprawia polityków w tak dobry nastrój jak fikcja.

Stając mężnie w obronie skrzywdzonych dziewczynek, które przecież wcale nie są grube, zwolennicy „kompromisu aborcyjnego” zapewne liczą na to, że małe toto i głupie, więc łatwo będzie mu wmówić, że to wszystko dla jego dobra. Że da się nabrać i uwierzy, że niezależnie od tuszy jutro, już jako kobieta, będzie sobie mogło przerwać patologiczną ciążę. Jeśli tylko lekarzą (ukłony wtóre dla Morozowskiego) sumienie na to pozwoli. Jeśli ktoś zauważy, że na przerost sumienia wzbraniający sprzedawać środki antykoncepcyjne w aptekach cierpią głównie kobiety, to jeśli jest z PiS-u niech tego głośno nie mówi, bo wywoła kolejny atak histerii.

Tak więc opozycję w słuszności obranego kursu na zatracenie umacniają i wspierają niezależne media. Z jednej strony punktują najdrobniejsze potknięcia, z drugiej ochoczo biją pianę nagłaśniając drobiazgi i nieistotne wpadki rządzących, grube afery kwitując jednym czy dwoma krótkimi materiałami. Kilka dni temu

portal sprawdzający fakty i prowadzący dziennikarskie śledztwa, medium społecznościowe i archiwum życia publicznego

poszedł jeszcze dalej i zamieścił propagandowy materiał, którego nie powstydziłby się najbardziej szanujący się portal prorządowy. Jego autor postanowił udowodnić, że mądrość ludowa głosząca „w jedności siła” to wierutna bzdura, a żeby wygrać nie trzeba nawet mieć lidera. Wręcz przeciwnie. Dotychczas nie sprawdziło się to nigdy i nigdzie, ale co szkodzi spróbować przekonać, że jest inaczej?

Narzekania na brak lidera i jedności to opozycyjna mantra. Analizujemy 21 ostatnich sondaży i pokazujemy, że opozycja nie musi się jednoczyć, by wygrać, a jeden lider nie jest jej do niczego potrzebny. Wręcz przeciwnie.

Rozumowaniu autora nie można by było nic zarzuć, gdyby nie to, że manipuluje tak, by udowodnić z góry założoną tezę. Aby łatwiej było zrozumieć o co chodzi posłużmy się przykładem zaczerpniętym z książki „Lîlâvatî” czyli rozrywki matematyczne, które zebrał i opracował inż. Szczepan Jeleński. Książka została zatwierdzona przez ministerstwo  W. R. i O. P. (Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego), ukazała się nakładem Drukarni Św. Wojciecha pod zarządem państwowym w Poznaniu, zaś pierwsze wydanie ujrzało światło dzienne w 1926 roku. Po wojnie bywała wznawiana przez Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne w maciupeńkich nakładach. Autor starał się obliczyć ile dni w roku pracują uczniowie.

Uczniowie, a nieraz i nauczyciele, żalą się na przeciążenie pracą młodzieży szkolnej. Czyż tak jest w istocie? Obliczmy, ile dni w roku pracują uczniowie.

Oczywiście w nocy, to znaczy w czasie snu, ani też w dzień w czasie obiadów, śniadań itp. nie pracują; można więc śmiało odliczyć na sen, pożywienie i rozrywkę dwanaście godzin na dobę. Rok, jeśli nawet weźmiemy rok przestępny, składa się z 366 dni. Odliczając z każdej doby dwanaście godzin, otrzymamy 183 pełnych dni pracy na rok. Ale wszak w ciągu roku są niedziele, święta kościelne i narodowe. „Lekko“ licząc, wyniesie to razem 60 dni. Pozostałoby więc jeszcze 123 pełnych dni pracy. Co rok jednak latem są wakacje, co najmniej tydzień wolnego jest w Boże Narodzenie i Wielkanoc, a oprócz tego dwa tygodnie ferii na przełomie stycznia i lutego. Każdy się zgodzi, że to wszystko razem da dodatkowe co najmniej 3 miesiące, czyli 90 dni. Ostatecznie więc pozostaną zaledwie 33 pełne dni pracy…

Trzydzieści trzy dni pracy na rok! Mówcie, co chcecie, ale tego, chyba, nadmiarem pracy nazwać nie można.

Wtedy nie było wolnych sobót. A przecież jest ich w roku 52. Gdy je uwzględnić w obliczeniach okaże się, że uczniowie do szkoły w ogóle nie chodzą! Podobnie rozumuje autor tezy, że opozycji nie potrzeba lidera ani nie musi się jednoczyć.

By sprawdzić, jak wygląda polityczny krajobraz na początku 2021 roku, przeanalizowaliśmy 21 ostatnich sondaży pracowni najczęściej cytowanych przez media: Estymatora, IBRiS-u, Kantara, Ipsosu oraz United Survey. Sprawdziliśmy, jak deklarowane poparcie przekłada się na mandaty sejmowe i co nam to mówi o scenie partyjnej.

Na 21 analizowanych przez OKO.press sondaży:

  • w żadnym PiS nie miałby samodzielnej większości co najmniej 231 posłów,
  • w trzech większość miałaby koalicja PiS z Konfederacją,
  • w siedemnastu większość miałby sejmowy sojusz Koalicji Obywatelskej, Polski 2050, Lewicy i PSL,
  • w dziesięciu większość miałoby porozumienie posłów i posłanek Koalicji Obywatelskiej, Polski 2050 i Lewicy,
  • w dwóch większość miałyby Koalicja Obywatelska, Polska 2050 i PSL.

Wniosek?

partie opozycyjne zachowując obecny stan posiadania, będą w stanie sformować sejmową większość, startując oddzielnie.

Doprawdy? Pomijając fakt, że sondaże zawsze są obarczone błędem, czasem wskazują jednego, a wygrywa drugi, Na przykład 8 października 2015 roku w sondażu IPSOS-a Zjednoczona Lewica uzyskiwała 8% poparcia, a Ibris dawał jej 9,3%, a opozycja w sumie zgarniała 240 mandatów. Wybory zweryfikowały te wyniki, ponieważ uwzględniły kluczowy element — ordynację z progami i premią dla zwycięzców. Zgadzało się wszystko — sondaże dawały opozycji w sumie więcej głosów i opozycja uzyskała w sumie więcej głosów — 7.294.170, a wliczając Kukiza aż 8.633.264 wobec 5.711.687 uzyskanych przez PiS. Tyle, że zdobywszy 37,58% głosów PiS otrzymało ponad 50% mandatów i rządziło samodzielnie. Rzeczywiste, a nie sondażowe wyniki prezentowały się następująco

Lp. Komitet wyborczy Mandaty Głosy % głosów % mandatów
1 Prawo i Sprawiedliwość 235 5 711 687 37,58% 51,09
2 Platforma Obywatelska RP 138 3 661 474 24,09% 30,00
3 „Kukiz’15” 42 1 339 094 8,81% 9,13
4 Nowoczesna Ryszarda Petru 28 1 155 370 7,60% 6.09
5 Zjednoczona Lewica 1 147 102 7,55%
6 Polskie Stronnictwo Ludowe 16 779 875 5,13% 3,48
7 KORWiN 722 999 4,76%
8 Partia Razem 550 349 3,62%

Podobnie było dwa lata temu. Prawo i Sprawiedliwość zdobyło 8.051.935, opozycja 8.958.824, a jeśli zaliczyć do tej kategorii także Konfederację, to 10.215.777. To nie są sondaże, to rzeczywistość, która dobitnie świadczy o tym, że jeśli ma się jednego, zjednoczonego przeciwnika, to także należy połączyć siły. Rozumieją to nawet dzieci w przedszkolu.

Paradoksalnie i najprawdopodobniej wbrew sobie autor dowiódł także i tego, że wszędzie potrzebny jest lider, który zakreśli granice i  wyznaczy kierunek zapobiegając schodzeniu na manowce. Przykład portalu, który zamiast sprawdzać fakty i prowadzić dziennikarskie śledztwa albo uprawia propagandę, albo usiłuje wykazać, że Ziemia jest płaska, jest aż nadto wymowny.

Dodaj komentarz