Na chwilę obecną

W TVN24 p. Małgorzata Szuleka z Fundacji Helsińskiej radzi jak za pomocą Sądu Najwyższego pomóc władzy wydobyć się z bagna, w które się wpakowała. Otóż Na chwilę obecną… Zatrzymajmy się na chwilę zwykłą, by wyjaśnić, że „chwila obecna” to w nowomowie urzędniczej zwrot oznaczający po prostu ‚teraz’. W ten sposób urzędnik dodaje sobie powagi, a odbiorcy odnoszą wrażenie, że to co mówi jest bardzo mądre i na pewno ma sens. Jednak podczas rozmowy należy mieć na względzie, że zwrot ‚na chwilę nieobecną’ nie oznacza ‚kiedyś’. A więc Na chwilę obecną zgodnie z obowiązującymi przepisami każdy wyborca ma prawo wnieść protest wyborczy do Sądu Najwyższego wskazując po pierwsze na nieprawidłowości w procesie organizowania głosowania i wyborów i musi wykazać w jaki sposób te nieprawidłowości przełożyły się na wynik wyborów. Jaki wynik, skoro wybory nie odbyły się? Wynik czego? Zgodnie z tymi światłymi radami kibice powinni w chwili obecnej słać skargi do PZPN-u i innych instytucji kwestionując wyniki wszystkich odwołanych meczów i zawodów, uczniowie żądać korekty oceny odwołanych klasówek i sprawdzianów, a maturzyści matur.

Po udzieleniu tych kilku rad p. Szuleka zaczęła mnożyć przeszkody i dzielić się wątpliwościami. W świetle tych przepisów tak zwanej ustawy kopertowej no, tam już bez wyborów można by wskazać na szereg czynników, które mogłyby pójść źle. Już słyszeliśmy o tym, że ta ustawa o głosowaniu korespondencyjnym jest niedoskonała, prawdopodobnie będzie zmieniana, więc pojawia się również pytanie czy ta możliwość również zaskarżenia, może wniesienia protestów nie będzie w jakiś sposób ograniczona. Nie chciałabym tego widzieć, mam nadzieję, że to jest czarny scenariusz, który się nie zrealizuje, natomiast jestem tutaj bardzo ostrożna i niestety pesymistycznie patrzę w przyszłość. To w końcu wnosić ten protest w chwili obecnej czy nie wnosić? Tym bardziej, że Każdy proces wyborczy przed którym staniemy w najbliższych miesiącach będzie obarczony poważną konstytucyjną wadą.

Szanowny Sądzie Najwyższy!
W związku z wyborami, które miały być, a ich nie było, poczułem, że moje prawa człowieka i obywatela zostały w drastyczny sposób ograniczone. W dniu dzisiejszym udałem się do lokalu wyborczego, w którym głosuję od 30 lat i pocałowałem klamkę. Składam więc stanowczy protest i żądam uznania wyników wyborów za nieważny i sprawdzenie, czy aby na pewno liczba głosów oddanych na poszczególnych kandydatów wynosiła 0 (słownie: zero). To niemożliwe, ponieważ po pierwsze postąpiłem zgodnie z instrukcją otrzymaną mailem, wydrukowałem pakiet wyborczy, wypełniłem, podpisałem, oddałem głos i wrzuciłem do skrzynki pocztowej. Oznacza to, że liczba głosów oddanych na jednego z kandydatów wynosi co najmniej 1 (słownie: jeden), a nie dosłownie zero. Swój wniosek motywuję tym, że dostrzegłem szereg nieprawidłowości podczas wyborów. Choćby to, że lokal, w którym dotychczas głosowałem był zamknięty. A przecież jest także cały szereg innych czynników, które poszły źle.  Na przykład słyszałem o tym, że ma zostać znowelizowana nowelizacja kodeksu wyborczego przyjęta na trzy dni przed wyborami. Bezspornym dowodem na nieprawidłowości podczas organizacji wyborów jest brak Korwina Mikke na liście kandydatów. Dlatego proszę o odpowiedź, czy przygotowany w ten sposób przez władzę proces wyborczy nie jest obarczony przypadkiem poważną konstytucyjną wadą, a także czy wyniki wyborów przeprowadzonych przez Super Express będą miały moc wiążącą?
Obywatel

PiS cieszy się niezmiennie gigantycznym poparciem. Z badań Pollster dla „Super Expressu” przeprowadzonych na przełomie kwietnia i maja wynika, że gdyby wybory parlamentarne odbyły się dzisiaj, to 40,21% wyborców zagłosowałoby na Prawo i Sprawiedliwość, 23,65% na Koalicję Obywatelską, 14,71 na Lewicę. Czy to oznacza, że polski lud postradał zmysły i stracił instynkt samozachowawczy? Nie, to znaczy, że opozycja jest tak marna, że nie tylko głosować na nią, ale nawet splunąć nie warto. Borys Budka na stołku przewodniczącego jest równie nieudolny jak Schetyna, jeśli — choć wydawać by się mogło, że to niemożliwe — nie bardziej. Nie potrafi wykorzystać błędów i wpadek obozu rządzącego, plecie duby smalone proponując na przykład absurdalną nowelizację przyjętej przez Sejm ustawy, którą jego koledzy z Senatu uznali za nienadającą się do poprawy i robi wiele innych głupich ruchów ciągnących partię w dół. Kandydatka na prezydenta z ramienia Schetyny zniechęca wyborców do całej formacji ilekroć otworzy usta. Zamiast skorzystać z szansy i dążyć do nowego otwarcia zgodnego z Konstytucją, wskazać nowego kandydata, chce wraz z PiS-em poprawiać niekonstytucyjne prawo i grzebać w ordynacji wyborczej w trakcie kampanii. Organizuje jedną po drugiej konferencje prasowe przekonując, że to nie dzięki nieudolności Sasina i rządu lecz za sprawą opozycji wybory zostały odwołane. Nieudolny Schetyna pewnie prowadził partię od klęski do klęski, zaś Budka najwyraźniej chce ją kompletnie wyeliminować z gry.

Przekleństwo obecnej sytuacji polega właśnie na tym, że trudno coś, co nie jest PiS-em uznać za opozycję. To oczywiste, że zamiast wykrwawiać się w bojach lepiej za pomocą intryg doprowadzić do wyboru safanduły na kluczowe stanowisko. Historia uczy, że nie jest wszystko jedno kto obejmuje stery, przejmuje dowództwo. Dobry dowódca potrafi wygrać bitwę, którą wszyscy uznali za przegraną. Gdyby królem nie został ciamajdowaty Staś, to niewykluczone, że p. Katarzyna połamała by sobie zęby przy próbie aneksji. Sprawny dowódca bowiem sprawdza się nie tylko na placu boju, ale także w zakulisowych gierkach. Potrafi rozgrywać jednych przeciw drugim, tworzyć strategiczne sojusze. Żeby móc marzyć o wygranej ze starym wygą Kaczyńskim trzeba mieć charyzmę, pazur przywódcy z prawdziwego zdarzenia. Zwłaszcza, że przeważnie gra nieuczciwie. Zadatki ma Kosiniak-Kamysz, ale jest naiwny jak dziecko, niewiele rozumie z otaczającej rzeczywistości, a także nie potrafi wznieść się ponad interesy i interesiki towarzyszy partyjnych i środowiska, z którego się wywodzi. Czarzasty owszem, poziomem kultury bije prezesa na głowę, ale nic poz tym. W negocjacjach z Gowinem wykazał się sztywnością kija od szczotki i uporem osła nie mając alternatywnej propozycji w zanadrzu. Tylko dureń nie wykorzystuje okazji osłabienia przeciwnika. O Budce już wspominaliśmy.

Wyobraźmy sobie teoretycznie taką oto sytuację. Policja aresztuje Kidawę-Błońską, Kosiniaka-Kamysza, Budkę, Czarzastego. Oczywiście nie ma takiego prawa, bo chroni ich immunitet, ale co z tego, że nie ma? Poza tym zostali aresztowani na gorącym uczynku. Na czym polegał ten „gorący uczynek” nie można ujawnić ze względu na „dobro prowadzonego śledztwa”. To nie jest niemożliwy scenariusz. Teraz, podobnie jak w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, państwo kontroluje praktycznie wszystkie instytucje. Różnica polega na tym, że wtedy zdarzali się sędziwie niepokorni, którzy orzekali niezgodnie z oczekiwaniami władzy, a dziś tacy są eliminowani na wszelkie możliwe sposoby.

Opozycja pomaga władzy kręcić pętlę na szyję całemu społeczeństwu i sobie. Wybory prezydenckie i to, co dzieje się w Sądzie Najwyższym pokazały, że proces powoli dobiega końca. Kosiniak-Kamysz bezmyślnie baja o Mikołajczyku i Bartoszewskim nie rozumiejąc o czym mówi. Gdyby Mikołajczyka w porę nie ostrzeżono prawdopodobnie zostałby skazany na śmierć. Kosiniakowi-Kamyszowi oczywiście nie grozi aresztowanie, ponieważ plotąc duby smalone jak każdy p.i. nie tylko nie zagraża władzy, lecz wręcz ją wzmacnia względnie rozśmiesza. Gdy jednak władzy zacznie palić się grunt pod nogami przestanie być śmiesznie, czego dowodem sprawność z jaką rozprawiono się z protestującymi przedsiębiorcami.

Prawo gwałcone jest na każdym kroku. Potwierdza to Konrad Piasecki dowodząc, że prawo w ogóle nie przewiduje takiej sytuacji, w której oto wybory byłyby jedne nieodbywane i zaraz po nich  rozpisywano by kolejne wybory. Mimo to wspólnym postanowieniem prawnym [?] i konsensusem politycznym można by sobie wyobrazić, że te prawa nabyte i te sto tysięcy podpisów zostaną przekazane do następnych wyborów, wniesione w wianie przez kandydatów do następnych wyborów. Jest to konstrukcja dyskusyjna, ale mam wrażenie, że też nikt by nie podniósł specjalnie wielkiego rabanu i politycy mogliby się zgodzić i mogliby sobie taką sytuację wspólnie uzgodnić i jakiś konsensus w tej sprawie zawrzeć.

Skoro można sobie wyobrazić, to sobie wyobraźmy. Spotykają się politycy. Spotyka się p. Jarosław Kaczyński z p. Jarosławem Gowinem i zawierają kompromis. Pozostałym kandydatom w to graj, bo to karierowicze. Dziwnym zrządzeniem losu wyborów nie wygrywa Duda. Natychmiast do Sądu Najwyższego wpływa wniosek marszałek Sejmu, prezesa RM, wicemarszałka Senatu oraz prezydenta o unieważnienie wyborów, ponieważ — posłużmy się słowami p. Piaseckiego — „prawo w ogóle nie przewiduje takiej sytuacji”. Jeżeli bowiem 100.000 podpisów to „prawo nabyte” to dlaczego nie mogli startować kandydaci, którzy zebrali 100.000 podpisów w roku 2015? Poza tym uprzywilejowywanie dotychczasowych kandydatów uniemożliwiło start chociażby Donaldowi Tuskowi czy Korwinowi Mikke.

Można rozegrać nową grę tymi samymi znaczonymi kartami z tymi samymi nieuczciwymi graczami? Dlaczego nawet niezależni dziennikarze uznają działania bezprawne za rzecz naturalną, normalną i dopuszczalną?

Dodaj komentarz


komentarzy 6

  1. Wydawać by się mogło, że zdobyte doświadczenie polityczne powinno procentować wiedzą i zrozumieniem. A jak jest w polskiej polityce? Beznadziejnie. Najgorszą zaś rzeczą jest brak odpowiedzialności za wypowiadane słowa, brak wyciąganych z tego powodu konsekwencji.

    Dlaczego w polityce jest tylu ludzi z wyższym wykształceniem, a z bardzo malutkimi rozumami. Jak należałoby zmienić kształcenie od podstawówki, jakie wprowadzać zajęcia, by wszechobecna głupota tak nie dominowała? A może mądrzy wolą siedzieć cicho i nie okładać się słowami z głupcami, bo głupiec i tak nie posłucha, a po swojemu zrobi.

    Jakimi kryteriami się kierować by było łatwiej robić „selekcję”chętnych do polityki? Ale to nie jest tylko problem polityki. Bylejakość jest u lekarza, u producenta żywności, u rolnika, byle jacy są także nauczyciele szkół i nauczyciele akademiccy, byle jacy dziennikarze, byle jacy twórcy filmów i seriali, byle ….. „co się z narodem porobiło”?

    I jak z tej byle jakości się wyplątać? Stałam się uczulona na słowo specjalista. Najczęściej jest to bufon, któremu wydaje się, że wie, rozumie więc poucza, wskazuje, nakazuje….

    Kiedyś (w PRL) Polacy znali się wszyscy na leczeniu. Teraz każdy zna się na wszystkim. Pasuje tu przysłowie Słowaków:

    Gdy się dwaj Polacy zejdą, to w trzy strony się rozejdą

    1. Powoli zmieniam perspektywę. Coraz bardziej biorę sobie do serca słowa Smoka (ciekawe co u niego?), że nie należy dawać wiary głupcom, ponieważ najpierw zwiodą na manowce, a potem doprowadzą do zguby. Brak odpowiedzialności za wypowiadane słowa powiadasz? A może odpowiedzialność powinni ponosić nie ci, którzy breszą, ale ci, którzy w ewidentne brednie wierzą?

      Kłamstwa powinny być piętnowane, a kłamcy karani, to nie ulega wątpliwości. Ale nie są. Jak wielkie jest przyzwolenie na kłamstwo na całym świecie najlepiej świadczy to, że choć w każdym języku jest stosowne słowo, to zaklinacze rzeczywistości wola określenia gładkie i nic nie mówiące. Dlatego nie walczy się z kłamstwami w sieci tylko fake newsami. Niby to samo, a brzmi mniej groźnie, niemal pieszczotliwie, prawda?

      1. Też czasami wspominam Smoka. Nie zawsze się zgadzaliśmy, ale lubiłam go. Mam nadzieję, że koronawirus go omija.

        Kłamstwo jest wszechobecne. Zaczynając od reklam, jakości jedzenia, religii katolickiej, polityki. Czy ten świat kłamstwa się zawali? Jeśli to w końcu nastąpi, to potem może nastąpić czas równie nieciekawy, bo będą to różne formy przemocy (jak w historii bywało).

        Jednym z tematów historycznych, które są dla mnie fascynujące, są obyczaje i zachodzące w nich zmiany. Akurat teraz czytam o zmianach w ostatnich dwustu latach. Jakże ciekawa byłaby książka popularnonaukowa, w dodatku gdyby autor/autorka miał poczucie humoru i z dystansem przedstawiał i śmieszności i straszności w zmieniających się normach. Przy okazji wspominając i cytując przepisy kulinarne ze wszystkich grup społecznych.

        W Polsce mówi się chłopi pańszczyźniani. Dla wielu nie znaczy to, że byli niewolnikami!!!!!