Korzystne dla amerykańskiego przemysłu obronnego

Ukrainie brakuje amunicji. Wydawać by się więc mogło, że produkcja amunicji to teraz priorytet, że władza zrobi wszystko, by zwiększyć jej produkcję. Okazało się, że owszem, chętnie, ale tylko pod warunkiem, że Unia tę produkcję sfinansuje. W poniedziałek na konferencji prasowej dziennikarz telewizji Republika zapytał Władysława Kosiniaka-Kamysza: Czy państwu nie jest wstyd, że nie wywalczyliście konkretnych pieniędzy w ramach unijnego wsparcia na produkcję amunicji? To jedynie 2 mln euro. Dla porównania firmy niemieckie z tej puli otrzymały 168 mln. Szef resortu o!brony odbił piłeczkę stwierdzając, że nie jest mu wstyd, ponieważ wstyd powinno być poprzednikom. Konkurs opiewał na 500 mln euro. Polskie firmy za rządów PiS-u wystosowały wniosek, żeby uzyskać 10 mln euro. Jak się wnioskuje o 10 mln, to trudno uzyskać 500 mln. Nie ma takiej możliwości — wyliczył.

Czy w tej sytuacji nowy polski rząd wsparł polskie firmy pieniędzmi polskich podatników? Nie. Nowy polski rząd pieniędzmi polskich podatników wsparł przemysł szwedzki kupując za 6,5 mld zł granatniki wraz z amunicją oraz amerykański, dorzucając do 12 mld dolarów jeszcze 2 mld kredytu na amerykańskie helikoptery i rakiety. Doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego nie krył zadowolenia podkreślając, że te zakupy pomogą Polsce bronić się przed ewentualnym atakiem za pomocą najnowszych technologii, a jednocześnie będą korzystne dla amerykańskiego przemysłu obronnego. O polskim przemyśle zbrojeniowym nie wspominał, ponieważ był to Jake Sullivan, amerykański doradca. Godna najwyższego uznania i szacunku jest władza, która działa w interesie zagranicznego przemysłu obronnego lekceważąc rodzimy. Kosiniak-Kamysz ma rację. Wstydzić się powinni ci, którzy przez nieudolność nie otrzymali dotacji, a nie ci, którzy nie wspierają rodzimego przemysłu zbrojeniowego i kontynuują politykę poprzedniego rządu zadłużania się gdzie tylko się da.

Nie ma pieniędzy na wsparcie dla polskiego przemysłu obronnego, ale na szczęście są na dotowanie rolników, którym ciągle mało, dlatego dziś także protestują.

Podczas wtorkowej [12.03.2004] konferencji prasowej minister funduszy i polityki regionalnej Małgorzata Pełczyńska-Nałęcz przedstawiała zamiany, jakie mają być wprowadzone w Krajowym Planie Odbudowy. Rewizja przewiduje korekty w 11 reformach (z 55) oraz 22 inwestycjach (z 56). Jedną z zapowiadanych zmian jest zwiększenie puli wsparcia na rolnictwo o 2,5 mld zł do 15 mld zł.

Gdy jakiś producent wyprodukuje za dużo towaru, którego nie jest w stanie sprzedać, to ma problem. Musi obniżać cenę, a w skrajnym przypadku grozi mu bankructwo. Rolnik nie musi ograniczać się. Choć magazyny i silosy pełne są zboża on dalej je uprawia i domaga się, by mu nie tylko dopłacano do hektara, kwintala, paliwa i Bóg wie czego jeszcze, ale także do ceny. Co ciekawe gdy w czasach minionych państwo gwarantowało mu stałą cenę na zakontraktowane płody narzekał, że dostaje grosze i opowiadał się za wolnym rynkiem. Gdy w końcu wolny rynek zawitał także na wieś, domaga się powrotu do kontraktacji i sztywnych, opłacalnych dla niego cen skupu.

W czasie gdy tuż za miedzą trwa wojna rolnicy paraliżują kraj generując straty.

To już pewne, że na 12 godzin rolnicy zablokują trasę S7 na odcinku Warszawa-Gdańsk. Od godziny 7 do 19 blokada zostanie ustawiona na remontowanym węźle w Kazuniu (woj. mazowieckie). – Nie będzie jak dojechać do Warszawy od północy, ponieważ sąsiednie drogi i możliwość dojazdu blokują inne grupy. Organizujemy wam dzień wolny od pracy – ostrzega Piotr, rolnik spod Płońska.

Tylko Dolnośląski Urząd Wojewódzki wycenił szkody na około 140 tysięcy złotych.

Przedstawiciele dolnośląskiego urzędu wojewódzkiego podsumowali straty poniesione w wyniku protestu rolników z 15 lutego. Budynek urzędu został wówczas obrzucony jajkami i oblany farbą, a na schodach przed wejściem zapłonęły opony. Naprawienie szkód ma kosztować ok. 140 tys. zł.

Władza przed wyborami samorządowymi nie kiwnie palcem, żeby odblokować kraj. Zwróci rolnikom za paliwo, wypłaci im dopłaty pośrednie i bezpośrednie, ale nie powetuje strat przedsiębiorcom. Gdy kilka lat temu sąd w Warszawie nie zgodził się na organizację Marszu Niepodległości, wskazując na zagrożenie epidemiologiczne, a marsz odbył się mimo to, media okrzyknęły Polskę mianem państwa z dykty. Z czego jest państwo, które nie reaguje na paraliżowanie kraju przyfrontowego i zatruwanie środowiska przez protestujących rolników?

Dodaj komentarz