Co racja, to racja

Nikt, absolutnie nikt nie może mieć wątpliwości jak wielką, ba! gigantyczna rację miał wielki, ba! gigantyczny wizjoner i mąż stanu przestrzegając przed przyjęciem euro i obstając przy złotym. W 2009 r.euro przyjęła Słowacja, w 2011 r. Estonia, trzy lata później Łotwa, a rok po niej Litwa. I co? I tragedia, jeśli nie dramat. Wystarczy jeden rzut oka na dane, żeby przekonać się o rozmiarze nieszczęścia.

Od momentu wprowadzenia euro w roku 2009 łączny realny wzrost PKB na Słowacji wyniósł 20 proc., wobec średnio 18 proc. w Polsce, Czechach i na Węgrzech – z pewnością więc wprowadzenie euro nie zubożyło Słowacji. W latach 2010–2017 kraj ten odnotował też szybsze tempo wzrostu produkcji przemysłowej (łączny wzrost o 60 proc. – wobec ok. 40 proc. w Czechach i na Węgrzech oraz 46 proc. w Polsce). Według ostatnich prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego, w najbliższych pięciu latach to właśnie Słowacja będzie się rozwijać najszybciej spośród całej Grupy Wyszehradzkiej. Z kolei od wprowadzenia euro w Estonii wzrost PKB wyniósł tam 28 proc., wobec 19 proc. w Polsce, Czechach i na Węgrzech. Litwa i Łotwa od czasu przyjęcia euro rozwijają się w tempie zbliżonym do średniego w Polsce, Czechach i na Węgrzech.

Niestety, to jest zaledwie wierzchołek góry lodowej. Prawdziwym nieszczęściem są zarobki i kredyty. Na przykład na Słowacji zarabiało się średnio 1000 euro przed inwazją na Ukrainę i po. W Polsce 23 lutego średnia płaca wynosiła nieco ponad 926,09 euro, a miesiąc później, 23 marca, 892,93 euro. W sumie niedużo, zwłaszcza dla tych, którzy nie ruszają się z kraju na krok. Poza tym kurs waha się, więc raz jest więcej, raz mniej. Tyle, że owszem, raz euro kosztuje mniej, raz więcej, ale wyraźnie widać, że zmiany oscylują wokół krzywej wznoszącej — gospodarka zaczyna robić bokami, a inflacja nabiera rozpędu. Na dodatek spadające zarobki to jedna strona medalu, drugą są stopy procentowe. W strefie euro, a więc i na Słowacji, wynoszą 0% (słownie: zero procent), a w Polsce 3,5% (referencyjna, lombardowa 4%) i rosną.

Ta garść danych dobitnie świadczy o tym, że trwanie przy narodowej walucie ma sens.

Dodaj komentarz