Systematyczny wzrost blokady podaży

W zalewie złych wieści człowiek jak kania dżdżu wypatruje dobrych. I one właśnie nadeszły. I to z najmniej oczekiwanej strony.

W czasach minionych, gdy wszystko było państwowe Polska rosła w siłę, a ludzie żyli coraz dostatniej. Wszyscy pracowali, a władza decydowała ile zarobią. Siatka płac była bardzo sprawiedliwa i wyrównywała różnice klasowe, choć Lenin mógłby kręcić nosem, ponieważ uważał, że państwo, w którym policjant zarabia więcej niż nauczyciel jest państwem policyjnym. Pewnie dlatego wtedy nie było policji jeno milicja. Milicjant mógł zarabiać więcej od nauczyciela, a ponieważ władzę sprawowała klasa robotnicza, więc robotnik zarabiał więcej od profesora. Gdy w miarę rośnięcia w siłę ludziom żyło się coraz dostatniej, prawie jak teraz, pojawiło się przekonanie, że niektóre grupy zawodowe, na przykład lekarze, powinni zarabiać tyle to a tyle, a pozostali odpowiednio mniej lub więcej. Władza w swej łaskawości wychodziła naprzeciw postulatom i płace podnosiła.

Jak wiadomo wyższość gospodarki socjalistycznej, scentralizowanej, ręcznie sterowanej polega na tym, że nic z niczym nie ma związku i nic od niczego nie zależy. Najbardziej nieopłacalna była produkcja, dlatego zakłady produkcyjne największe zyski miały w czasie przestoju, ponieważ wtedy nie przynosiły strat. Prawdziwym nieszczęściem, zwanym klęską urodzaju, były obfite plony. W tym miejscu dochodzimy do zasygnalizowanej na wstępie dobrej nowiny. Otóż po z górą trzydziestu latach budowania kapitalizmu i wolnego rynku w służbie zdrowia wszystko znowu wróciło do normy. Znowu, jak za dawnych, dobrych lat władza ustala siatkę płac. Mini ster od zdrowia na Twitterze podziękował Radzie Ministrów, że wreszcie ujęła sprawy w swoje spracowane dłonie.

Dziękuję #RadaMinistrow za przyjęcie projektu ustawy o minimalnym wynagrodzeniu w ochronie zdrowia. To przełomowa ustawa dla polskich medyków, która gwarantuje systematyczny wzrost pensji. Uwzględniamy w niej istotną rolę pielęgniarek.

Znowu, jak dawniej, zainteresowani są przekonani, że nie umiejętności, wiedza, kompetencje, doświadczenie ale przynależność do określonej grupy zawodowej powinna determinować wysokość apanaży. Według Łukasza Jankowskiego, nowego prezesa Naczelnej Izby Lekarskiej lekarz-specjalista powinien zarabiać trzy średnie krajowe, lekarz bez specjalizacji dwie średnie krajowe.

Wszystko byłoby dobrze, wszyscy byliby szczęśliwi, a zwłaszcza lekarze, którym hojny rząd nie żałuje grosza, gdyby nie to, że pozostała część gospodarki, choć coraz mniejsza, nadal działa w oparach wolnego rynku. Placówki muszą płacić rynkowe ceny za wszystko, na czele z energią elektryczną, usługami i ponosić wszelkie możliwe koszta, a praktycznie jedynym źródłem finansowania jest socjalistyczna czapa-monopolista, czyli płatnik, czyli NFZ, który wycenia procedury medyczne w oparciu o kontemplację sufitu i po uważaniu kontraktuje „świadczenia opieki zdrowotnej”. Teoretycznie nikt nie dopuści do bankructwa, a tym samym zamknięcia szpitala, praktycznie szpital sam się zamknie, bo albo nie będzie miał kto leczyć, albo nie będzie za co leczyć. W ten sposób opieka medyczna staje się fikcją, a cały system służy wyłącznie beneficjentom. Skończyłeś studia i uważasz się za lekarza? Zostajesz i należą ci się trzy średnie krajowe, chyba, że władza postanowi inaczej. Jesteś lekarzem? Wyjeżdżasz i zarabiasz tyle, ile jesteś wart. W euro lub dolarach.

Z inflacją rząd także walczy tak, jak walczono w czasach minionych. Piotr Müller, rzecznik rządu tłumaczy zawiłości ekonomii politycznej socjalizmu: Jak mamy wyższe stopy procentowe, kredyty są droższe, a to powoduje, że podaż pieniądza na rynek jest mniejsza. To jest primo. Druga rzecz. Są osoby, które mimo wszystko, mimo tego, którym trzeba pomóc. I to jest jeden kredyt hipoteczny, nie cały rynek hipoteczny, jeden kredyt hipoteczny, więc cały pozostała część kredytów nadal będzie wyżej oprocentowana, to blokuje podaż pieniądza na rynek. To jest pierwsza rzecz. Druga rzecz jeżeli chodzi o programy, które pan wymienił, trzynasta i czternasta emerytura to są programy, które były w zeszłym roku, więc tam świeżego pieniądza nie ma tak dużo, to jest tylko waloryzacja tych świadczeń, w związku z tym dobrze, że to kontynuujemy. Wykład kończy zapewnienie ja wiem, że niektórzy by chcieli tak jak  Leszek Balcerowicz, zacisnąć, powiedzieć, muszą się przemęczyć przez jakiś czas, ale to nie jest polityka, którą reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.

I dlatego będą się męczyć do końca. Swojego lub ich. Z takimi ludźmi u steru nie może być źle. Może być beznadziejnie, ale nie źle!

Dodaj komentarz