The High Resolution Remasters

Dywagacje mają zaszczyt przedstawić sztukę z życia sfer muzycznych pod przydługawym tytułem „Śpiew czy wycie, nie rozróżnicie póki nie usłyszycie”.

Występują:
mamusia wokalistki
słuchacz

słuchacz:
Ależ pani córka brzydko śpiewa!

mamusia:
Może i brzydko, ale jak głośno!

kurtyna
Usłużnie opada.

Pink Floyd to zespół legenda. Założony w połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia przez gitarzystę i wokalistę Syda Barretta, basistę Rogera Watersa,  grającego na instrumentach klawiszowych Richarda Wrighta oraz perkusisttę Nicka Masona. Grupa, której nazwa to połączenie „imion” dwóch bluesmanów — Pinka Andersona i Floyda Councila — szybko porzuciła bluesa i rhythm and bluesa dla rocka psychodelicznego. Wiosną 1967 roku ukazał się pierwszy singel zespołu z piosenkami „Arnold Layne” i „Candy and a Currant Bun”. Pierwsza została objęta zakazem emisji przez niektóre stacje, ponieważ na Zachodzie nigdy nie było cenzury. Następna piosenka wydana na singlu, See Emily Play, otworzyła amerykańskie wydanie debiutanckiej płyty zespołu. Nasilające się problemy psychiczne Syda Barretta sprawiły, że do grupy dołączył jego wieloletni przyjaciel David Gilmour. Niedługo później choroba lidera i twórcy repertuaru nasiliła się tak dalece, że był zmuszony opuścić zespół. Drugą płytę nagrano już częściowo bez niego. Tak w największym skrócie wygląda historia grupy.

Pink Floyd to zespół legenda, znany przede wszystkim z monumentalnych dzieł: „Dark Side Of The Moon”, „Animals”, „Wish You Were Here” i „The Wall”. Po drodze były oczywiście inne dokonania, chociażby poprzedzający „Ciemną stronę” album „Meddle” z zajmującą całą stronę płyty winylowej przepiękną suitą „Echoes”. Nasilające się animozje między liderami doprowadziły do odejścia głównego twórcy repertuaru Rogera Watersa. Łabędzim śpiewem czwórki była płyta „Final Cut”. Pozostała trójka kontynuowała działalność, ale rozstanie nie posłużyło ani Watersowi, ani Gilmourowi — osobno nawet nie zbliżyli się do tego, co osiągnęli razem. Z solowych produkcji zarówno jednego jak i drugiego wieje nudą, a z dwóch, a w zasadzie trzech płyt sygnowanych nazwą Pink Floyd żadna nie zbliżyła się poziomem do wcześniejszych, choć udało się utrzymać wysoki poziom. Trzecia płyta, wydana 20 lat po drugiej, to w zasadzie hołd złożony zmarłemu sześć lat wcześniej Richardowi Wrightowi. Do nagranych wcześniej przymiarek pochodzących z różnych sesji Gilmour dopisał muzykę lub rozwinął motywy grane przez klawiszowca. Wynik końcowy jednak nie poraża. Nie pierwszy raz zdarza się, że zespół wykorzystuje markę, sławę i zmarłego członka by jeszcze coś sprzedać. Jimi Hendrix ostatnią płytę „Both Sides of the Sky” z „premierowym” materiałem wydał ledwie dwa lata temu, a Rory Gallagher koncert „Check Shirt Wizard — Live ’77” w tym roku. Elvis Presley nie tylko wydaje regularnie płyty, ale nawet w Polsce koncertuje!

Na legendzie doskonale się zarabia. Przeszukuje się się studia nagraniowe od strychu po piwnice, domy artystów i zbiory fanów. Bootleg to nielegalnie nagrana płyta, czyli zgodnie ze współczesną nomenklaturą kradzież własności intelektualnej. Fani takimi nagraniami wymieniają się za darmo, a ich jakość przeważnie pozostawia wiele do życzenia, choć zdarza się, że nie odbiega od wydawnictw oficjalnych. Hołdując leninowskiej zasadzie „grab zagrabione” wytwórnie płytowe przywłaszczają sobie niekiedy te skradzione dzieła i wydają pod własnym szyldem. O takie „rarytasy” zostały poszerzone na przykład ekskluzywne wydania płyt zespołu Black Sabbath.

Dotąd wznowienia wcześniejszych płyt Pink Floydów, których wysyp przypada na XXI wiek — „Oh, by the Way” (2007, dyskografia, 14 płyt), „Discovery” (2011, dyskografia, 14 płyt), „The Early Years 1965–1972” (2016, 33 płyty CD, DVD i BD), „The Later Years” (2019, 16 płyt CD, DVD i BD + 2 single winylowe) — koncentrowały się na poprawie jakości dźwięku nie ingerując weń zbytnio. Wyjątkiem jest ostatnie wydawnictwo, „The Later Years”, które zawiera materiał ponownie zmiksowany, rozszerzony, z nagranymi na nowo partiami perkusji i dodanymi pominiętymi wcześniej partiami klawiszy. W tym samym czasie pojawiła się ładnie wydana seria bootlegów zatytułowana „The High Resolution Remasters”. Poszczególne pozycje można (było) spotkać na przykład na Allegro, choć fani wymieniają się nimi w sieci za darmo. Jakość dźwięku nie budzi zastrzeżeń poza jednym — nagrania zostały poddane kompresji dynamiki. Dla nieco przygłuchawej młodzieży być może jest to zaleta — wszystko dudni i ryczy równie głośno jak Metallica i nadaje się do słuchania nawet, a może raczej wyłącznie w samochodzie lub tartaku.

Kompresja dynamiki najogólniej rzecz ujmując polega na zgłośnieniu cichych fragmentów i pozostawieniu głośnych (teoretycznie) bez zmian. Powoduje to spłaszczenie sceny dźwiękowej i sprawia, że zaciera się różnica między piano i forte. Nikt dotąd nie wpadł na to, by w ten sposób potraktować zdjęcia lub filmy — przenieść wszystko z dalszych planów, przeskalować i umieścić na pierwszym. To, że przy okazji straci się masę szczegółów, że mysz może osiągnąć rozmiary katedry dla marketingowców nie ma znaczenia. Problem doskonale ilustruje krótki filmik. Jest po angielsku, ale to, co widać i słychać doskonale pozwala zrozumieć o co chodzi. Ten niezrozumiały i szalony wyścig w podgłośnianiu wszystkiego nosi miano loudness war, wojny głośności i przybiera czasem absurdalne rozmiary. Płyta Metallicy została skompresowana tak bardzo, że stała się niesłuchalna na odtwarzaczach wyższej klasy ponieważ zniekształcony dźwięk nieprzyjemnie trzeszczał. Rozwijana w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych technologia Hi Fi w przypadku skompresowanych cyfrowych nagrań straciła kompletnie sens. Po co wydawać krocie na sprzęt, skoro dynamika płyty kompaktowej wynosi zero? Tak spreparowana płyta dużo lepiej brzmi na kiepskim sprzęcie za grosze niż dobrym, z wyższej półki. To dążenie do nagrywania jak najgłośniej z jednej strony i zabezpieczanie przed „złodziejami”, skutkujące tym, że złodzieje „piracili” bez problemu, a kłopoty z odtwarzaniem mieli legalni nabywcy z drugiej sprawiło, że do łask wróciły poczciwe płyty winylowe. Nie tylko nie pozwalają zgłośniać nagrań ponad miarę, ale także nie da się ich zabezpieczyć.

Poddanie muzyki Pink Floydów kompresji dynamiki odarło ją z aury tajemniczości, przekształciło w jednostajny łomot — utwory od początku do końca brzmią głośno i płasko, brak niuansów, smaczków. Budowany z mozołem przez muzyków nastrój grozy, zadumy, refleksji został zniweczony. Ktoś, kto tak potraktował utwory Pink Floydów powinien zostać skazany na rok słuchania swojego działa po co najmniej osiem godzin dziennie. Nie za to, że ukradł własność intelektualną lecz za to, że zamordował muzykę. Dobrze nie znaczy głośno.

 

PS.
Pink Floydzi udostępnili do 17 maja swój koncert nagrany dla telewizji kablowej KQED z San Francisco w kwietniu 1970 roku. Koncert otwiera suita „Atom Heart Mother” z wydanej wtedy płyty o tym samym tytule, a kończy „Set The Controls For The Heart Of The Sun” z drugiej płyty. Koncert wchodzi w skład zestawu „The Early Years 1965–1972”.

Dodaj komentarz


komentarzy 6

  1. Tak napisać mógł tylko ktoś, kto ceni muzyków, ich twórczość. A słuchane utwory są „chlebem powszednim”. Głęboki ukłon za wiedzę.

    p.s. Młodzi, czyli 40.latkowie także słuchają z podobnym zachwytem Pink Floydów.

    1. Bo to muzyka uniwersalna, ponadczasowa. Kompresowanie jej to tak jakby na przykład Wenus z Milo wyposażyć w plastikowe protezy. Jedni byliby zachwyceni, inni uznali by to za dewastację dzieła sztuki. Kompresja dynamiki ma swoje zalety. Na przykład w samochodzie czy w słuchaweczkach z supermarketu brzmi dobrze, bo wszystko słychać. Czy ktoś jednak byłby w stanie słuchać V Symfonii Beethovena wyrównanej, od początku do końca jednakowo głośnej, bez piano i forte? Niektóre reklamy i audiobooki są tak spreparowane. Tego się słuchać nie da, gdy wszystkieE końcówkiI sąĄ uwypukloneE.

      W dobrym nagraniu stereofonicznym na słuchawkach da się zlokalizować poszczególne instrumenty nie tylko prawo-lewo, ale także przód tył. Po skompresowaniu wszystko brzmi płasko i nawet efekty stereofoniczne są ubogie.