Tera znowu my!

Piotr Jacoń, który bez żadnego problemu dokonał czystki w TVN-ie doprowadzając do odejścia trzech satyryków, znowu pokazał twarz wkurwienia. Tym razem narazili mu się liderzy Trzeciej Drogi — Hołownia i Kosiniak-Kamysz. Powodem zdenerwowania okazał się słuch i pamięć.

Gdy słyszę polityków (tak się składa, że to głównie panowie), którzy mówią coś o „kwestiach światopoglądowych” i w ten sposób próbują uciąć rozmowę o prawach człowieka, przypomina mi się inny pan. On też życie i potencjalne szczęście konkretnych ludzi próbował sprowadzić do ogólnego zaklęcia.

„To nie ludzie, to ideologia” teraz zastąpiono „światopoglądem”. I znów magicznie zniknął człowiek. Została abstrakcyjna idea, o którą bezkarnie i bez końca (jak się niektórym wydaje) można sobie toczyć spór.

Otóż nie. Życie moich córek, życie mojego kolegi, który ze swoim mężem wychowuje syna, życie mojej znajomej, która z narzeczoną od lat tworzy nieformalny związek (bo innego w swoim kraju nie może) nie jest niczyim światopoglądem. To ich życie. To ludzie. To ich godność. I ich prawa.

Tutaj pojawia się deklaracja co sobie politycy mogą i wyjaśnienie dlaczego nie po to Jacoń w sumie stał, żeby teraz pisać.

Możecie się panowie politycy w zgodzie ze swoim światopoglądem spierać o podatki czy kształt polskiej edukacji.

Na moje życie ja od was zgody nie potrzebuję. Moje córki, kolega i znajoma też nie.

I w sumie nie po to stałem godzinę do mojej komisji, by trzy dni po wyborach pisać takiego posta. No, serio nie.

W sumie trudno się z Jaconiem nie zgodzić, ale z zupełnie innych powodów. Wiele osób nie po to stało w wielogodzinnych kolejkach, żeby teraz przekonać się, że buńczuczne zapewnienia jak to sprawnie i szybko opozycja stworzy rząd i przystąpi do naprawy kraju to bajki z mchu i paproci. Oczywiście nie może to być zaskoczeniem dla tych, który samodzielnie analizują to, co widzą i słyszą, a tym samym nie dają się złapać na lep okrągłych słówek i zapewnień.

Pakt senacki partie opozycyjne dogadywały przez ponad rok. O wspólnej liście deliberowali niewiele krócej, po czym dwóch durniów opuściło główny dukt i skręciwszy w bok udało się w podróż trzecią drogą. Mimo to Hołownia zapewniał: Zapewniam, dogadamy się. Jestem tego pewien. Dogadamy się, poukładamy się, nie zmarnujemy tej szansy. Dogadamy się po partnersku bez hegemonów, bez podbojów, z szacunkiem dla naszych różnych tożsamości. Każdy z nas po tej demokratycznej stronie, wnosi coś innego, inny sposób myślenia, inne pomysły, horyzont. Nie przekonujcie mnie proszę, że różnorodność jest zła. Popatrzcie na drugą stronę, na betonową jednolitość Prawa i Sprawiedliwości. To naprawdę czyimś zdaniem służy dobru Polek i Polaków? My nie idziemy dziś podbić Polski, idziemy ją uwolnić, by żyła tak, jak chce.

Przed wyborami mimo strzelistych deklaracji i zapewnień nie dogadali się, niczego nie ustalili, więc teraz te rozmowy dopiero się zaczęły, yyy fyyy w ciągu myślę najbliższych dni powinniśmy mieć jakieś wstępne ustalenia i kierunki, natomiast rzeczywiście jest tak, że stanowisko marszałka Sejmu w tej puli jest tak, jak parę resortów na przykład, na których nam zależy, w puli zainteresowania Trzeciej Drogi, którą zgłosiliśmy naszym partnerom. Natomiast oni też oczywiście zgłosili swoje pomysły w tej sprawie, będziemy o tym rozmawiać. Na pewno, i to państwa zapewniam, unikniemy publicznej, gorszącej walki o stołki i dogadamy się. Czyli gorsząca walka buldogów o stołki po prostu przeniesie się pod dywan.

Swoją drogą nikt nie jest tak niebywale wiarygodny jak Hołownia. W sierpniu zarzekał się: Jeżeli w jakimś sojuszu będzie Michał Kołodziejczak, to mnie w tym sojuszu nie będzie; po prostu nas nie będzie tam. Nagle i niespodziewanie, mniej więcej w połowie października, obecność w sojuszu Michała Kołodziejczaka przestała Hołowni przeszkadzać. Dlatego należy równie poważnie traktować zapewnienie: Po moim trupie! Nie będzie żadnej koalicji z PiS-em i tych sześć słów jest wyrytych na naszych czołach i w naszych sercach. Deklarację powtórzył: Koalicja z PiS-em — po moim trupie. I proszę mnie bardzo dobrze zapamiętać i jasno cytować.

Donald Tusk naiwnie zapewniał, że nie będzie miał żadnego problemu z dogadaniem się z głupim, głupszym i Czarzastym. Nie będę miał żadnego problemu, żeby dzień po wyborach dogadać się na budowę sensownego, uczciwego i aktywnego rządu z Szymonem Hołownią, Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, czy z liderami Lewicy. W ogóle nie będą interesowały mnie różnice i tak między nami mówiąc, my jesteśmy dogadani. Jak są dogadani ujawnił właśnie Hołownia. Wypada żywić nadzieję, że rządu nie będą tworzyć tak sprawnie jak tworzyli pakt senacki i wspólną listę.

Premier Morawiecki, prezes Kaczyński, ministrowie rządu PiS-u bardzo często lekceważyli dziennikarzy, nie odpowiadali na pytania, uciekali przed nimi. I oto nareszcie nadeszło nowe w postaci premiera Donalda Tuska. Po południu w Warszawie zebrał się zarząd krajowy Platformy Obywatelskiej. Po spotkaniu dziennikarka zaczęła zadawać pytanie: Czy dostaliście oficjalne zaproszenie od prezydenta w sprawie…? — Milczenie jest złotem, kochani!odparł Donald Tusk, czmychał do limuzyny i zatrzasnął drzwiczki. A jeszcze niedawno nie był w stanie powstrzymać słowotoku. Różnica między tym, co było, a tym, co jest, między plecami Terleckiego, a plecami Tuska jest porażająca i napawa otuchą. Chociaż…

Może Jacoń ma rację, że nie miało większego sensu wystawanie po kilka godzin w chłodzie pod lokalami wyborczymi, skoro ledwie kilka godzin po ogłoszeniu wyników wybrańcom woda sodowa tak uderzyła do łba, że błyskawicznie pozapominali co naobiecywali?

Dodaj komentarz