Rodzic nie jest epidemiologiem

Człowiek mądry uczy się na cudzych błędach. Człowiek rozsądny uczy się na swoich błędach. Dureń nie uczy się ani na swoich ani na cudzych. Na przykład szkoły. Nie, w szkołach nie będzie tak, tak i tak, nie będą działały na takich to a takich, ścisłe określonych zasadach. Wręcz przeciwnie, Chcemy, aby podstawowym modelem pracy w nowym roku szkolnym był ten tradycyjny model, w którym dzieci spotykają się z nauczycielami, kiedy zajęcia odbywają się w szkołach i stąd planujemy, że 1 września rok szkolny rozpoczyna się tradycyjnie w szkołach. Kto chcą? Mini ster od oświaty chcą. Narodowej. Przy okazji rodzice dowiedzieli się, że nie są epidemiologami, więc nie mają prawa kwestionować decyzji władzy i muszą posłać dzieci do szkoły. Rodzic nie jest epidemiologiem, to dlatego wyraźnie w procesie decyzyjnym dotyczącym sposobu funkcjonowania szkół włączyliśmy inspekcję sanitarną, bo tam znajdują się fachowcy, którzy będą określali w jakich sytuacjach pobyt w szkole jest bezpieczny, w jakich nie. Dziś wyraźnie Główny Inspektor Sanitarny mówi, że sytuacja epidemiczna nie zmusza nas do tego, abyśmy ograniczali funkcjonowanie wszystkich szkół w Polsce, szkoły powinny wrócić do tradycyjnego sposobu nauczania, a rodzice są zobowiązani do tego, aby ich dzieci spełniały obowiązek szkolny bądź obowiązek nauki.

Wytyczne z sierpnia

Jak widać prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie z przekonaniami jest niebywale wybiórcze. Na dodatek nie wiadomo do końca czy mini ster od edukacji żartuje czy kpi. „Dziś” Główny Inspektor Sanitarny „mówi”, a na jego stronie znajdują się takie „aktualne dane” (noszące sierpniową datę!), jak »Wytyczne Ministra Zdrowia i Głównego Inspektora Sanitarnego  z 25.06.2020« czy »Bezpieczny wypoczynek – wytyczne MEN, GIS i MZ dla organizatorów wypoczynku dzieci i młodzieży w 2020 roku z 29.05.2020«. Czy w takim razie nadal aktualna jest propozycja trzymania lodu w majtkach? A maseczki? W dalszym ciągu przeznaczone są wyłącznie dla chorych? Co powinien zrobić rodzic, który ma inny pogląd na sprawę niż Główny Inspektor Sanitarny? Owszem, nie jest epidemiologiem. Ale mini ster oświaty (mgr historii) i Główny Inspektor Sanitarny (specjalista chirurgii ogólnej i medycyny rodzinnej) też nie są.

Na stronie ministerstwa rozwoju wisi sobie (jeszcze) wyciąg z rozporządzenia w sprawie imprez masowych. Specjaliści, którzy są i wirusologami i epidemiologami, nie mieli żadnych wątpliwości, ostrzegali, że wesela staną się rozsadnikiem zakażeń. Co wtedy mówił Główny Inspektor Sanitarny? Nic nie musiał mówić, bo te wytyczne powstały w oparciu o jego rekomendacje. Dopiero gdy okazało się, że specjaliści mieli rację i weselnicy rozwlekli zarazę po okolicy przyznał, że wydawało mu się. Wydawało nam się, że będzie bezpiecznie. Skoro sytuacja doprowadziła do tego, że wiemy, że wesela są prawdziwym rozsadnikiem, że są zbyt duże, bo tu już nie chodzi o liczbę, o której mówiliśmy, one są czasem trzykrotnie większe niż nasze rekomendacje, są tam starsi ludzie, jest naprawdę kompletny brak dystansowania, są misie z wujkami, prawda, no to wszystko jest naprawdę niebezpieczne.

W tej sytuacji trudno nie zapytać co będzie, gdy okaże się, że Inspektorowi w kwestii szkół także coś się wydawało? Z danych wynika, że to nie dzieci ryzykują, lecz osoby starsze, czyli nauczyciele, rodzice, ale głównie dziadkowie. I tutaj właśnie dochodzimy do spostrzeżeń, od których zaczęliśmy, czyli do mądrości i rozsądku. Gdyby żaden kraj nie przećwiczył otwarcia szkół można by od biedy tłumaczyć się, że wydawało nam się, kto mógł przypuszczać, nie wiedzieliśmy. Niestety krajanie Jezusa, pod którego pomnikiem Duda składał wczoraj kwiaty, na własnej skórze przećwiczyli puszczenie dzieci do szkół. Może więc Inspektor winien wyjąć sobie lód z majtek i udać się po rozum do głowy, zanim będzie za późno? Tym bardziej, że liczba zakażeń sukcesywnie rośnie, a to co działo się na szlakach turystycznych i plażach nie pozostawia złudzeń, że najlepsze dopiero przed nami.

Johns Hopkins University
Izrael

Izrael podobnie jak Polska wprowadził surowe restrykcje w marcu. W ich ramach pod koniec marca ci, którzy chcieli wyjść na spacer lub pobiegać nie mogli oddalać się od domu dalej niż 100 metrów. Walkę z epidemią wygrano i odtrąbiono sukces. W połowie maja liczba zakażeń spadła do grubo poniżej stu. Wtedy postanowiono otworzyć szkoły. Co się stało później widać na wykresie. Już dwa tygodnie później u kilkuset uczniów i nauczycieli wykryto koronawirusa. Z końcem czerwca liczba nowych przypadków przekroczyła tysiąc i utrzymuje się na tym poziomie do dziś mimo, że są wakacje i dzieci do szkół nie chodzą. Spoglądając na diagram trudno nie zauważyć, że jednym nieprzemyślanym ruchem zmarnowano cały wiosenny wysiłek. Co prawda z badań wynika, że dzieci nie zarażają się od siebie wzajemnie, lecz od dorosłych i dorosłych, ale dotąd nie było potwierdzenia na większą skalę. Wygląda na to, że weryfikacji podjęły się polskie władze od razu w skali całego kraju. Ile osób przepłaci życiem ten eksperyment?

Johns Hopkins University
Polska

Dla porównania zobrazowanie liczby zakażeń w Polsce (bez dzisiejszych 726). Bez trudu można wskazać kiedy miały odbyć się i kiedy odbyły się wybory. Widać także, że nie może być mowy o żadnej drugiej fali, bo na dobre rozkręca się dopiero pierwsza. Chyba, że za niebywały sukces uznać krótkotrwałą, przedwyborczą redukcję liczby zakażeń (pochodną liczby przeprowadzanych testów) z przełomu czerwca i lipca do poziomu z końca marca.

Powiadają, że nie należy dawać małpie brzytwy. No nie należy, bo jeszcze sobie krzywdę zrobi. Ale władzę można, bo jest duże prawdopodobieństwo, że będzie ją sprawować z korzyścią dla siebie.

Dodaj komentarz


komentarzy 7

  1. Koronawirus w Polsce. Ponad 800 nowych przypadków. Prof. Simon: „Realnie zakażeń jest więcej”
    Ministerstwo Zdrowia poinformowało w piątek o 809 nowych przypadkach koronawirusa w Polsce. Zdaniem prof. Krzysztofa Simona, aby zrozumieć skalę zakażeń, liczbę dziennych przypadków należałoby pomnożyć razy pięć. – Bo 20 proc. osób przechodzi koronawirusa objawowo. A aż 80 proc. objawów nie ma – mówi prof. Simon.

    Dziś 080.08.2020  jest 843 nowych chorych. Mnożąc x 5 = 4215. Przypuszczam, że niedługo za takie „ujawnianie” danych będą wyciągane konsekwencje. Zgodnie z komuszą zasadą „dajcie człowieka, paragraf się znajdzie. Tylko że to wszystko już było za życia starszych wiekiem obywateli. Czym to się skończy? Tym, co też już było i to masowo. Donosami!! Nie dlatego że zgłaszać władzy należy. Po to by się zasłużyć, by władza spojrzała łaskawym okiem.

    Mam dwójkę wnuków. Siedmiolatek z utęsknieniem czeka na szkołę. Największą jego tęsknotą jest (m)tematyka jak przedmiot nazywa. Synowa jest nauczycielką, anglistką. Na rzeczywistość patrzę z wielkimi obawami. Fagas w randzie mini stra od nauczania już zapowiedział, że może nie być pieniędzy na obiecane nauczycielom niewielkie podwyżki. Rozdawnictwo i „Jarek jest dobry, Jarek da” może skończyć się wielką katastrofą. I moje domniemywanie o chodzeniu z garnkiem po zupkę (jak w czasach Wielkiego Kryzysu) może się ziścić.

    Przypomniała mi się dawna lektura.Albert Camus „Dżuma”

    Streszczenie krótkie
    W algierskim mieście Oran wybucha epidemia dżumy. Na dziewięć miesięcy miasto staje się areną walki o przetrwanie. Wobec dżumy, która staje się symbolem śmierci, zła, ludzie zajmują różne postawy. Główny bohater powieści, doktor Bernard Rieux, z oddaniem walczy o życie swoich pacjentów. Robi to w imię zwykłej ludzkiej solidarności, chce nieść ulgę w cierpieniu. Pomagają mu: Grand – urzędnik merostwa i dziennikarzRajmond Rambert. Są jednak tacy, którzy uważają, że dżuma jest słuszną karą za występki mieszkańców Oranu. Płomienne kazania na ten temat wygłasza ksiądz Panneloux. Jest agresywny, skostniały w swoich poglądach fanatyka religijnego. Przy łóżku cierpiącego dziecka przeżywa wielką przemianę i podejmuje walkę z chorobą. Pomaga w walce z dżumą. Sam na nią umiera.

    Narrator, którym okazuje się być doktor Rieux, pokazuje, jak dżuma wpływa na życie mieszkańców miasta. Początkowo rzucają się, jakby na przekór zagrożeniu, w wir zabaw. Starają się udawać, że nic się nie dzieje, chodzą do kawiarni, teatrów. Z czasem choroba coraz bardziej ich terroryzuje, zaczyna dominować nad ich życiem. Miasto jest więzieniem, pułapką. Ludzie ulegają zmianom. Jedni popadają w obłędną rozpacz, a inni stają do walki ze złem, jak doktor, Tarrou, czy dziennikarz Rambert.Po zwycięstwie nad epidemią mieszkańcy Oranu to już zupełnie inni ludzie. Z jednej strony skażeni złem, bo otarli się o śmierć, z drugiej strony umocnieni do walki ze złem, które może się pojawić wszędzie i w każdej chwili.

    Jacy będziemy po zarazie? Jeśli ją przeżyjemy?

    1. Rozdawnictwo i „Jarek jest dobry, Jarek da” może skończyć się wielką katastrofą. I moje domniemywanie o chodzeniu z garnkiem po zupkę (jak w czasach Wielkiego Kryzysu) może się ziścić.

      Tak z ciekawości — skąd się ta zupka weźmie?

    2. Dostałam wiadomość sms: Prezydent Słowenii Barut Pahor przeczytał w internecie, że Słoweńcy nie mogą zapisać się do lekarza przez telefon i muszą osobiście jechać do przychodni i stać kilka godzin w kolejce.

      Pahor postanowił zadzwonić do jednej przychodni, aby się zapisać. Nie udało się. następnego dnia zwolnił ministra zdrowia.

      No cóż, słoweński minister nie miał zasług z wyrzuceniem(czyżby?) w błoto 300 mln zł, a potem jeszcze 50 mln zł, a potem…. może kiedyś będzie wiadomo…..