Prima sort

Gdy PiS obiecało, że po zdobyciu władzy zacznie rozdawać pieniądze, późniejsza opozycja łapała się za głowę i przekonywała, że nie wytrzymają tego finanse państwa. Okazało się, że wystarczy przejąć bank centralny i instytucje finansowe, żeby to, co wydawało się niemożliwe stało się możliwe. Gdy rząd pokazał, że „da się”, zmieniła front i sama zaczęła domagać się zwiększenia rozdawnictwa — 500 zł na pierwsze dziecko, 13 emerytura to pierwsze z brzegu przykłady jej populistycznych pomysłów. Wyborcy widząc, że program opozycji to rozdawnictwo PiS-u razy dwa, postawili niczego nie zmieniać na scenie politycznej. Gdy teraz epidemia wymusiła sięgnięcie do rezerw w celu uniknięcia zapaści gospodarczej okazało się, że rezerw nie ma. Opozycja jednak nie przyjmuje tego do wiadomości wierząc w zapewnienia rządu i prezesa banku centralnego, że środki budżetowe są nieograniczone. Może sobie na to pozwolić, ponieważ nie odpowiada za finanse publiczne, a w populizmie nie ma sobie równych.

Z uwagi na kryzys potrzebna jest „tarcza antykryzysowa”, czyli zbiór przepisów umożliwiających przetrwanie wyłączonych z gry firm i przedsiębiorstw. Wszyscy są co do tego zgodni i wszyscy zgodnie podkreślają, że potrzebna jest zgoda narodowa, że „nie można dzielić Polaków”. W ramach tej zgody PiS przygotowało i przeforsowało swoją wersję tarczy i nie chciało słyszeć o żadnych poprawkach. I słusznie, ponieważ doświadczenia z początku marca pokazały, że opozycja to de facto zbieranina niepoważnych, naiwnych durniów. Durniów, którzy od ponad dekady robią pod siebie na samą myśl o tym, co „PiS powie” gdy się sprzeciwią. Dlatego gdy władza uznała nagle, że musi mieć pełnię władzy i przyznała sobie praktycznie nieograniczone prerogatywy z obejściem Konstytucji włącznie, opozycja poparła ją bez szemrania. Nawet Senat udowodnił, że pod wodzą Grodzkiego potrafi przyklepywać wszystko równie sprawnie i bezmyślnie jak pod wodzą Kuchcińskiego.

Rozsądek, kompetencje, doświadczenie, wiedza dziś są na cenzurowanym zastąpione demagogią i populizmem. Ulegają temu nawet dziennikarze, czego doskonałą ilustracją jest „Rozmowa Piaseckiego”, w której Borys Budka przekonywał, że należy koniecznie testować personel medyczny, a Piasecki dawał mu odpór próbując dociec ilu jest pracowników służb medycznych w Polsce? Budka jak na populistę z prawdziwego zdarzenia przystało nie poradził sobie z tym — bądźmy delikatni — niezbyt mądrym pytaniem, więc Piasecki wyprowadził cios nokautujący. No tak! Ale jeśli jest to kilkanaście tysięcy osób, to by oznaczało podwojenie liczby testów, którą przeprowadzamy [Piasecki przeprowadzają liczbę w wyciągniętym z lamusa czynie społecznym] w ciągu tygodnia czy każdego dnia! — zakrzyknął triumfalnie — Dzisiaj jak rozumiem — możemy dyskutować o tym na ile państwo powinno być do tego przygotowane — ale dzisiaj jak rozumiem po prostu nie ma takiej technicznej możliwości! Wielu publicystów, a niewykluczone, że i sam Piasecki, porównywało personel medyczny do żołnierzy walczących na pierwszej linii frontu. Ale „nie ma technicznych możliwości” żeby ich zaopatrzyć w amunicję, więc niech sobie walczą procami z czołgami. PiS wyszło naprzeciw postulatom redaktora wyrzucając wymóg badania personelu medycznego z „tarczy antykryzysowej”.

Puśćmy na chwilę wodze fantazji. Wyobraźmy sobie, że z powodów jak wyżej zbadano Piaseckiego. Test wyszedł pozytywnie. I wtedy okazało się, że w okolicy nie ma żadnego czynnego szpitala, ponieważ personel przebywa albo na kwarantannie, albo… w szpitalu. Po prostu z powodu braku „technicznej możliwości” nie został  przebadany, a „miał kontakt”. Rodzi się pytanie dlaczego nawet od redaktora nie można oczekiwać odrobiny rozsądku?

Nie trzeba mieć dużej wyobraźni, ani być prorokiem żeby przewidzieć jakie będą konsekwencje niebadania personelu medycznego zarówno dla pacjentów jak i dla całej służby zdrowia. Jeśli „mocy przerobowych” jest zbyt mało, to w pierwszym rzędzie trzeba je skierować tam, gdzie są najbardziej potrzebne. Niestety, Piasecki nie jest odosobniony w usprawiedliwianiu niekompetencji, zaniechań i zwykłej bezmyślności. Gdy osoby prywatne przeznaczają czas i pieniądze na „walkę” z koronawirusem, władza często nie potrafi wznieść się poza małostkowość i rzuca im kłody pod nogi. Na początku nie chciała słyszeć o maseczkach szytych pokątnie, bo „nie mają atestu”. Dopiero gdy Orlen rozpoczął produkcję płynu odkażającego z komponentu nie posiadającego certyfikatu, a maseczek zaczęło dramatycznie brakować, spuścił z tonu i sam zakupił nieatestowany towar. Poruszając niebo i ziemię w ramach natowskiego limitu SALIS fundacja Owsiaka zakupiła artykuły medyczne w Chinach. Władza stwierdziła ustami Dworczyka, że „jak se ten pan to kupił, to niech se to tera sam przywiezie”. Dlaczego? Bo Owsiak nie zgodził się, by rząd na zakupionym sprzęcie położył łapę. Z kolei Unia w lutym rozpisała przetarg na dostawę masek, rękawiczek, gogli, osłon twarzy i kombinezonów. Tymczasem rząd był tak pochłoniety przygotowaniami do „walki” z koronawirusem, które ruszyły już na początku stycznia, że nie wziął w nim udziału. Morawiecki: Przygotowania do zwiększonej liczby przypadków koronawirusa przebiegają codziennie. Rozpoczęliśmy te przygotowania parę miesięcy temu, kiedy usłyszeliśmy po raz pierwszy, bodaj 9 stycznia, o przypadkach koronawirusa.

Z dnia na dzień władza, a ściślej jeden z ministrów, za pomocą rozporządzeń pozbawiła ludzi pracy i źródła dochodów. Jednocześnie wprowadza ograniczenia i restrykcje, które były powszechnie akceptowane, ponieważ były zasadne i miały sens. Niestety, ewidentnie zamiast skupić się na koordynowaniu działań i reagowaniu tam, gdzie coś nie działa lub szwankuje postanowiła pokazać, że jest i czuwa i wymyśla coraz to nowe i bardziej absurdalne nakazy i zakazy. Chociażby zakaz wychodzenia z domu przez dzieci i młodzież do 18 roku życia czy nakaz utrzymania dwumetrowego odstępu między idącymi razem małżonkami, którzy dopiero co wstali z łóżka. W tej sytuacji wilk zdechnie z głodu daremnie wypatrując Czerwonego Kapturka spieszącego do babci z zakupami. W mojej okolicy do sporego sklepu osiedlowego ostatnimi czasy czekało na wejście kilka, góra kilkanaście osób. Dziś, gdy kontemplacja sufitu nasunęła komuś myśl, że od dziesiątej do dwunastej to doskonała pora dla seniora, przed sklepem było ponad 30 osób. Nie wszyscy stali w przepisowej, dwumetrowej odległości od siebie, a niektórzy, wzorem dobrze ułożonego polityka z Żoliborza, kichali i prychali nie kłopocząc się zasłanianiem ust. Trudno nie dostrzec, że rząd nie ma pojęcia co robić i wciela w czyn coraz to nowe pomysły wyłącznie po to, by pokazać, że czuwa i działa. Jednocześnie tam, gdzie naprawdę powinien czuwać i działać, tam go nie ma albo nie wie co robić.

Po ilu podobnych eksperymentach wyborcy zorientują się wreszcie, że powierzyli władzę nieudolnym głupcom?

Kto przed urną w maju stanie,
Niech odpowie na pytanie:
Czy nie sprawią aby durnie,
Że sam też się znajdę w urnie?

 

PS.
We Francji w ciągu doby zdiagnozowano 7.500 zakażonych. Pytanie: Ile trzeba wykonać testów żeby uzyskać taki wynik? Dla ułatwienia: w Polsce wykonuje się poniżej 5.000 testów na dobę, co pozwala wykryć niecałe 200 zakażonych.

Dodaj komentarz