My wdowi grosz szanujemy

Jak można się było spodziewać wystarczyło przed nosem tak zwanej opozycji pomachać zwitkiem banknotów, żeby zainicjować kolejny cud nad Wisłą. Kolorowe papierki z wizerunkami władców sprawiły, że nagle zniknęły podziały, w kąt poszły różnice zdań i animozje. Opozycja ręka w rękę z władzą, z gracją dwóch takich co ukradli księżyc, działając wspólnie i w porozumieniu, dokonała skoku na kasę. Pluszowy tygrys Kosiniak-Kamysz już nie opowiada o przyzwoitości. Towarzysz Czarzasty przestał pochylać się z troską nad losem biednych i wykluczonych wychodząc ze słusznego skądinąd założenia, że wdowi grosz także non olet, a jemu przyda się bardziej niż wdowie. Budka przestał przekonywać, że to kolejny przykład zachłanności „wszelkiej maści” Misiewiczów i Pisiewiczów.

Co jakiś czas wyborcy słyszą, że posłowie w pracy parlamentarnej kierują się sumieniem. Jak to wygląda od kulis zdradziła Anna Maria Żukowska. Zapytana co zrobi podczas głosowania podwyżki uposażeń z rozbrajającą szczerością oznajmiła, że będzie kierować się swoim zdaniem, a Moje zdanie będzie takie, jak zdanie klubu. Nie ma pani własnego? — zdziwił się dziennikarz. Mam własne zdanie, ale będzie takie jak stanowisko klubu w tej sprawie. Oczywiście można argumentować, że to posłanka lewicy, a lewica wiadomo, ani własnego zdania, ani nawet sumienia nie ma, ale to zbyt daleko idące uproszczenie. Trzeba nie mieć za grosz przyzwoitości, by w sytuacji, gdy rozwija się epidemia zbierając codziennie śmiertelne żniwo, gdy ludzie tracą pracę, obniżane są pensje, ceny idą ostro w górę, przyznawać sobie gigantyczne podwyżki. Eks kandydatka na prezydenta dostrzega problem, ale jak nie terasz, to kiedy? Rzeczywiście ten moment jest trudny, bo jesteśmy w przededniu kryzysu, ludzie tracą pracę, borykają się z wieloma problemami, nigdy nie ma na to dobrego czasu… Skoro nie ma nigdy, to nie ma na co czekać. I dlatego p. Kidawa-Błońska jest całym sercem za. Podobnie jak Kierwiński, który jest tak niedoinwestowany, że niedługo p. Kalisz będzie przy nim wyglądał jak anorektyk.

Poseł opozycji anonimowo tłumaczy portalowi oko.press, że rosną koszta utrzymania się przy korycie. Posłowie dokładają do polityki. Wyjazdy do okręgu, ubrania – a jak jesteś politykiem, kupujesz więcej ubrań. Posłowie należący do partii oddają po kilka procent swojej pensji na składkę partyjną. o kilkaset złotych. Jeśli nie płacisz, masz problem. Możesz dostać kiepskie miejsce w następnych wyborach albo wcale nie znaleźć się na liście. Kiedy nadchodzą wybory, wydajesz jednorazowo 50 tysięcy złotych. Temu rozumowaniu przyświeca myśl, że oni, wyborcy, nie będą mieli wyjścia i będą musieli na nas, polityków opozycji głosować, ponieważ w przeciwnym razie musieliby głosować na PiS. Dlatego nie ma żadnego znaczenia pogarszająca się sytuacja gospodarcza, 100 miliardów deficytu, przyspieszająca inflacja czy ośmioprocentowy spadek PKB. Im, wybrańcom narodu, pomazańcom bożym należy się i kropka.

Opozycja, która nie szczędziła słów krytyki pod adresem rządzących za tempo prac parlamentarnych, brak konsultacji, błyskawiczne procedowanie ustaw, tym razem nie protestowała. A tempo było iście błyskawiczne. Projekt pojawił się we czwartek wieczorem i po 7 (słownie: siedmiu) minutach został zaopiniowany pozytywnie przez komisję regulaminową, spraw poselskich i immunitetowych. Pierwsze czytanie trwało aż 16 (słownie: szesnaście) minut. Z drugim uwinięto się w 5 minut, a z trzecim w 14. Jednego dnia, w kilka godzin, bez żadnych konsultacji, bez informowania kogokolwiek, bez uprzedzenia, znienacka przyznano sobie gigantyczne podwyżki.

Trudno w tej sytuacji nie zapytać czym różni się opozycja od Misiewiczów i Pisiewiczów, których z takim zapałem krytykuje, skoro równie gorliwie jak oni korzysta z każdej nadarzającej się okazji by coś uszczknąć dla siebie? Jest jednak kolosalna różnica między Misiewiczem zgarniającym kilka tysięcy czy milionów ekstra, a Budką, Czarzastym, Kosiniakiem-Kamyszem. Misiewicza można rozliczyć i osądzić i skazać. Miał podpisaną umowę, zakres obowiązków. Posłowie są bezkarni, bo chronieni immunitetem. Dlatego nie muszą zastanawiać się się czy to, co robią ma sens i służy komukolwiek poza nimi. Stąd pisane na kolanie i poprawiane na każdym posiedzeniu Sejmu liczne ustawy z covidem w tytule bezkrytycznie popierane przez opozycję. choćby wczoraj. Głosowanie nr 52. Jednomyślność niczym w starych, dobrych czasach PRL-u. Głosowanie nr 53. To samo. Głosowanie nr 54. Wszyscy za.

Maciej Gdula, który mało oka marszałkowi Sejmu nie wydłubał tak bardzo był za podwyżką dla siebie i towarzyszy, niedawno postanowił dorobić sobie do głodowej diety poselskiej i wytłumaczyć maluczkim dlaczego opozycja przegrywa w ogóle, a lewica w szczególności. Dla przypomnienia Gdula to ten poseł, który stwierdził publicznie, że osobiście i punktualnie musi stawiać się tylko po odbiór diety, ponieważ „PiS i tak postawiłby na swoim”. Skoro tak, skoro od Gduli nic nie zależy, to czemu miałby nie poprzeć podwyżki uposażenia? Przecież gdyby zagłosował przeciw ustawa mogłaby przypadkiem nie przejść i… trzeba by powtórzyć głosowanie. Pisze Gdula, że

Problemem szeroko pojętej opozycji jest dziś brak wiarygodności. Nie można być jednocześnie lwem i lisem.

Święte słowa, towarzyszu! Tak jest! Dramatycznie brak wam wiarygodności. Mimo to nie próbujecie nawet stwarzać pozorów. Jakim mianem określić kogoś, kto mając świadomość, że PiS i tak postawi na swoim i zrobi co zechce, głosować ‚za’ w tak kontrowersyjnej sprawie w przededniu gigantycznego kryzysu, z wiszącą nad głową niczym miecz Damoklesa groźbą obcięcia unijnych dotacji? Przecież — co wiemy od samego Gduli — PiS i tak przegłosowałoby podwyżki, a opozycja głosując przeciw, lub nawet tchórzliwie wstrzymując się od głosu jak Schetyna, zachowałaby przynajmniej twarz.

Wyjaśnienie tego fenomenu jest prostsze niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Tak jak Salomon z pustego nie naleje, tak nie da się zachować czegoś, czego się nie ma…

Dodaj komentarz