Mąż ci on stanu

Mąż stanu to przywódca, który dostrzega zagrożenia zanim na poważnie zaczną zagrażać i stara się im przeciwdziałać. Na przykład widząc zmiany klimatyczne i wiążąc je z emisją dwutlenku węgla stawia na alternatywne źródła energii, jak energetyka atomowa czy źródła odnawialne. Nasz mąż jednak nie idzie z prądem. Dlatego tych, którzy dociekają na przykład po co pakować miliardy w elektrownie węglowe skoro nie wiadomo jak wysokie będą stawki za emisję CO2, zastępuje tymi, którzy nie mają oporów przed wydawaniem publicznych pieniędzy. Tak więc prezesa PGE, który dociekał, czy jeśli priorytet ma energia z subsydiowanych źródeł odnawialnych, to czy energię wytwarzaną przez oparte na węglu bloki elektrowni Opole II da się sprzedać z zyskiem, zastąpił prezes, który nie docieka. Z tego też względu bezpieczniej nie pytać czego spodziewać się można po państwie, w którym widzimisię polityka, a nie fachowość, wiedza i kompetencje, decyduje o wydawaniu miliardów publicznych środków?

Zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego. Nasz wielki wizjoner dostrzega zagrożenia: Stawką wyborów do Parlamentu Europejskiego jest rozstrzygnięcie, czy Europa będzie bardziej zintegrowana, czy zacznie się rozpadać. Jeśli górę będą brali ci, którzy chcą rozpadu UE, może to oznaczać w perspektywie zagrożenie dla całego regionu. Nie można, po prostu nie można nie zapytać: „Ach, kimże są ci ci, którzy chcą rozpadu Unii i skąd się wzięli? Putin ich nasłał pod osłoną nocy?” Skoro posłowie w Parlamencie Europejskim reprezentują kraje, to dlaczego Polska nie wystawia jednej, wspólnej, krajowej listy? Dlaczego polskie swary, kłótnie i podziały politycy eksportują na forum Parlamentu Europejskiego? Dlaczego Donald Tusk, premier, ostrzega przed niebezpieczeństwem, a nic nie robi, żeby do niego nie dopuścić? I kogo ostrzega, skoro to nie my, lecz on i jego odpowiednicy w innych partiach układają listy wyborcze?

Puśćmy na chwile wodze fantazji. Zamknijmy oczy i wyobraźmy sobie, że na przykład Otylia Jędrzejczak nie startuje z listy PO do PE, ale z innej. Już? No to teraz wyobraźmy sobie tytuły w mediach głównego nurtu oraz spot wyborczy PO. A w nich oraz w nim, że ci od rozpadu umieścili na swojej liście osobę prawomocnie skazaną na dziewięć miesięcy ograniczenia wolności za śmierć brata. Cóż za obciach, prawda? Pomijając jednak wszytko inne, czy nadreprezentacja sportowców na listach wyborczych od PO po PiS i SLD będzie godnie reprezentować Polskę? I czy sportowiec umieszczony na liście PO daje gwarancję integracji i solidarności, a z listy PiS-u czy SLD nie daje?

Te wybory europejskie być może są o tym, czy w Polsce dzieci 1 września w ogóle pójdą do szkoły — kontynuuje czarne wizje p. premier. — Te wybory są o tym, czy Europa — zintegrowana i zjednoczona, NATO świadome powagi sytuacji będą zdolne do realizacji tej fundamentalnej idei, jaka legła u podstaw i NATO, i UE, czyli solidarności w chwilach najcięższych. Więc jak? Solidarni bądźcie z nami, ale my sami nie zamierzamy? Solidarny z Polakiem ma być Francuz, Niemiec, Litwin, ale członek PO z członkiem PiS-u już nie musi? Zapytajmy jeszcze raz — skoro te wybory są tak ważne dla Polski to dlaczego kandydatów nie wystawia Polska, tylko polskie partyjki liczące góra po kilkadziesiąt tysięcy członków? Czyje interesy one reprezentują? Polskie!? Dlaczego rząd przez siedem lat nie zaproponował zmian w ordynacji tak, by do parlamentu europejskiego wszystkie partie wystawiały wspólnych kandydatów? Dlaczego nawet zgłosić kandydatów nie może nikt, poza partiami?

Gdy narzeka, biadoli obywatel, wyborca, to można to zrozumieć. Gdy jednak narzekać i „ostrzegać przed zagrożeniami” zaczyna ktoś, kto ma realną władzę, to to już przestaje być śmieszne. A straszenie, że polskie dzieci mógłby znowu nie pójść do szkoły… A niby dlaczego miałyby nie pójść? Bo nie uda się przygotować na czas jedynie słusznego podręcznika zaordynowanego przez wodza?

Trudno jakoś wyprzeć z pamięci polskich polityków z PO, partii która ma według premiera zbawić Polskę, którzy  popisywali się na niemieckich lotniskach, podczas wyborów na szefa regionu czy podczas głosowania w sprawie ACTA. Warto pamiętać, że ACTA poparły tak wybitne postaci jak Danuta Hübner, Jacek Saryusz-Wolski, Jarosław Wałęsa, Tadeusz Zwiefka, Michał Kamiński, Ryszard Legutko, Marek Migalski, Jacek Kurski, Tomasz Poręba, Zbigniew Ziobro, Jarosław Kalinowski.

Tylko Lidia Geringer de Oedenberg, Bogusław Liberadzki, Wojciech Olejniczak, Joanna Senyszyn, Marek Siwiec, Janusz Zemke, Adam Gierek byli przeciw. 7 z 50, czyli 14%…

Jakoś trudno uwierzyć, że ci ludzie jadą do Brukseli reprezentować Polskę, a nie w nagrodę za popieranie liderów partyjnych…

Dodaj komentarz