W pogoni za mężem

Mąż stanu nie ma odpowiednika żeńskiego. Jedyna jak dotąd p. premier… Jeśli ministra to premiera. No więc jedyna dotąd premiera w polskim rządzie, Hanna Suchocka, nie zasługuje nawet w oczach feministek na miano żony stanu, bo po podpisaniu konkordatu w nagrodę została mianowana ambasadorką RP przy Stolicy Apostolskiej. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie to, że Polska nie ma ambasad w wielu krajach, między innymi w Gabonie, a polska ambasada przy Stolicy Apostolskiej jest oddalona o kilka przecznic od polskiej ambasady przy Stolicy Włoch.

No więc skoro nie ma żeńskiego odpowiednika męża stanu musimy się zadowolić tym, co jest. Słownik języka polskiego jest bardzo lakoniczny. Według niego mąż stanu to „wybitny polityk lub dyplomata” (nawet tu nie ma opcji żeńskiej). Problem może nastręczyć słowo ‚wybitny’. Ponieważ wybitny to według tegoż słownika „wybijający się ponad przeciętność”, więc mężem stanu ani chybi bez dwóch zdań niezaprzeczalnie jest Adam Małysz.

Skoro analiza słownika niewiele daje spróbujmy zastanowić się kogo bezdyskusyjnie można określić mianem męża stanu. Dobrym, jeśli nie jedynym kandydatem jest urzędujący premier. Lista jego zasług jest długa, a i wizji nie można mu odmówić. Już za samo cofnięcie systemu emerytalnego do stanu sprzed reformy Buzka zasługuje na pomnik, lub choćby tylko monument. A przecież to nie jedyne osiągnięcie. Nie można, ba, nie wolno zapominać, że Tusk jest pierwszym i jedynym dotąd polskim politykiem, który dług publiczny wywindował do magicznej oraz okrągłej sumy biliona euro. Coś takiego nie udało się nawet Gierkowi! Choć miał łatwiej, bo zadłużał w dolarach.

Zostawmy mamonę. Zwłaszcza, że dżentelmeni i dżentelwomenki o pieniądzach nie rozprawiają. Chociaż… Ostatnio pan premier szerokim gestem nakreślił dla Unii zadania do wykonania. Jednym z nich jest oparcie polityki energetycznej na zrehabilitowanym węglu kamiennym. Dlaczego na węglu? A dlaczego nie? Przecież pieniądze na usuwanie skutków zmian klimatycznych idą z innej kupki. Zaś węgiel też sprowadzamy z Rosji. Więc rehabilitacja węgla to priorytet dla Unii na dziś. Bo przedwczoraj, w roku 2012, p. premier Donald Tusk tłumaczył, że Dla polskiego rządu energetyka jądrowa i inwestycje w gaz łupkowy są priorytetowe. Wczoraj, czyli rok później premier Donald Tusk stwierdził, że energia jądrowa będzie w Polsce potrzebna później niż planowano, głównie z powodu spodziewanego wzrostu znaczenia gazu jako źródła energii. Pewnie dlatego prace nad nowelizacją Ustawy Prawo Geologiczne i Górnicze trwają już ładnych kilka lat, a premier, licząc widocznie na zbiorowego Alzheimera w społeczeństwie, z poważną miną po raz kolejny ogłasza, że ustawa wkrótce będzie gotowa.

Bądźmy jednak sprawiedliwi. Prawdziwy mąż stanu nigdzie się nie spieszy i powoli, acz uparcie zmierza do wytyczonego celu. Wynika to z faktu, iż pośpiech potrzebny jest tylko podczas łapania pcheł i reformowania OFE. Dlatego choć według przyjętego w 2009 r. harmonogramu Program Polskiej Energetyki Jądrowej miał zostać zatwierdzony do 31 grudnia 2010 r., to został przyjęty już 28 stycznia 2014 roku. Co prawda spółkę, na której czele stoi właściwy człowiek powołano już dawno i od razu ustalono siatkę płac (Aleksander Grad twierdzi, że nie zarabia 110 tys. zł miesięcznie), ale tego wymagała polska racja stanu. A ponieważ żadnej elektrowni w Polsce jeszcze się nie buduje, więc spółka postanowiła zbudować coś na własną rękę — 11 milionów złotych zainwestowała w — jak to określono w dokumentach finansowych — ,,budowanie i propagowanie pozytywnych emocji związanych z planowanymi strategicznymi inwestycjami na obszarze Pomorza, w szczególności związanymi z energetyką jądrową”.

Tak. Pan premier to dobry kandydat na męża stanu. A przecież to co powyżej to dopiero wierzchołek góry lodowej. Więc żeby nas nie przytłoczył natłok osiągnięć na razie na tym poprzestańmy.

Dodaj komentarz