Krótki kurs męczeństwa

Jak wiadomo prawicowi, bogoojczyźniani publicyści mają przechlapane. Z każdej strony są atakowani, sekowani, usuwani, cenzurowani. Dlatego muszą publikować w podziemiu. Mimo, iż czasem mają coś sensownego do powiedzenia, a niektórzy nawet przemyślenia i poglądy. I choć to wręcz niewiarygodne – niekiedy swoje.

Jest też druga grupa, przeważnie równie, a nawet bardziej bogobojna, która wzorem smoków zionie. Ci ludzie nie potrafią przejść obojętnie koło nikogo, żeby go nie otaksować krytycznym okiem, prześwietlić wzrokiem i wytknąć a to brak napletka, a to niewłaściwe towarzystwo, a to wygląd, a to pogląd, a to popęd, a to przodka. Ci ludzie jak kania dżdżu łakną poklasku, afirmacji swoich urojeń i uprzedzeń.

Co należy zrobić mając poczucie wyższości i misji danej wprost z zaświatów, żeby zostać bohaterem, męczennikiem i człowiekiem prześladowanym przez reżim? Należy zarejestrować się na jakimś portalu (byle nie prawicowym), po czym kogoś opluć, komuś naubliżać, nawymyślać, nazmyślać, nałgać lub zrobić coś równie ohydnego. Resztę wykona administracja.

Należy jednak przypilnować, by o swoje męczeństwo walczyć tam, gdzie administracja pozostawia ślady wpisów. W przeciwnym razie nie będzie jak pochwalić się swoją walką o prawdę najprawdziwszą. Bo po prostu smrodu po niej nie zostanie. Dlatego nie nadają się portale prawicowe, które albo wcale nie pozwalają na nieskrępowaną twórczość, albo wycinają wpisy bez śladu.

Gdy już spełnimy powyższe, w sumie proste do spełnienia warunki, będziemy mogli wśród znajomych chwalić się swoją niezłomnością w walce o pryncypia wskazując wpisy zablokowane. Bowiem skoro wpis został zablokowany, to przecież nie wiadomo, czy dlatego, że zawierał inwektywy lub bzdury, czy dlatego, że zawierał „niewygodną prawdę” odważnie wygarniętą „prosto w oczy”.

Tak się zostaje męczennikiem.

Dodaj komentarz