Każda małpa musi być wyposażona w brzytwę

Niektórzy twórcy, z reguły trzecioligowi, z entuzjazmem przyjmują każdy pomysł, dzięki któremu teoretycznie będą więcej zarabiać. Przy czym chyba tylko w Polsce przepisy regulujące prawa do kopiowania, rozpowszechniania i zwielokrotniania noszą nazwę praw „autorskich”. Z kolei artyści wielkiego formatu, o światowej renomie, są bardzo powściągliwi w popieraniu rozwiązań, które owszem, są bardzo korzystne dla wydawców, ale już niekoniecznie dla twórców. Ile trzeba wyżłopać gorzały i nawąchać się kleju, żeby uwierzyć, że rozwiązania, za którymi lobbują globalni giganci przemysłu rozrywkowego, zwiększą zyski lokalnych gwiazdek?

Google News to zbiór linków do artykułów, spis tytułów prasowych na określony temat. Za co Google ma płacić portalom, których materiały linkuje? Za to, że zadaje sobie trud wyszukiwania, gromadzenia i udostępniania informacji o publikacjach? Apologeci dyrektywy zaklinają się, że o żadnym podatku od linków nie ma mowy. Ciekawe czy sami wierzą w to, co mówią. Jak najbardziej chodzi o linki tyle, że Google to niewinna ofiara rąbania drew, podczas którego wióry lecą. Prawdziwym celem są serwisy torrentowe, których dotąd nie udało się ugryźć, bowiem batalia prawna jest skomplikowana, droga, a wynik niepewny. Tym bardziej, że sam Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej uznał, że linkowanie, nawet do materiałów nielegalnych, nie narusza prawa*. Nadeszła więc pora, by sprawę sobie ułatwić i rękami polityków skroić prawo tak, by można było w prosty sposób wykończyć finansowo każdy serwis. A że rykoszetem oberwie usługa świadczona przez Google? Dla giganta to żadna strata, a wręcz zysk, bo gromadzenie informacji kosztuje.

To jedna strona medalu. Jest też i druga. Trudno uwierzyć, że do płacenia za linkowanie będą zobligowani tylko duzi gracze i serwisy torrentowe, a pozostali użytkownicy będą z tego obowiązku zwolnieni. Zapewnianie, że uregulowania nie uderzą w małe podmioty i zwykłych użytkowników przypomina zaklinanie rzeczywistości przez polskie władze po uchwaleniu ustawy o IPN. Wtedy też zapewniano, że obowiązującej ustawy nikt nie będzie wykorzystywał do ścigania naruszeń poglądu, że zarówno Żydów jak i żydów mordowali wyłącznie hitlerowcy. Na dodatek interpretacja prawa spoczywa zawsze w rękach prawników, a ich inwencja nie zna granic, czego najlepszym dowodem jest Polska i spór prawny magistrów z profesorami. Owszem, każdy będzie mógł zacytować jakiś fragment artykułu, ale już podanie linku to przecież „kradzież własności intelektualnej” w czystej postaci, ponieważ pod linkiem kryje się całość materiału. Na dodatek także za wyniki wyszukiwania właściciele wyszukiwarek mogą być zmuszani do wnoszenia opłat, bo czymże różnią się odnośniki z Google News czy Wykopu od odnośników w Google Search i dowolnej innej wyszukiwarce?

Dyrektywa nosi dumny tytuł Dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady Europy w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym. Jak widać jedynie cyfrowy rynek jest jednolity, prawo każde państwo będzie sobie tworzyć zgodnie z własnym widzimisię. Najwidoczniej chodzi o to, by właściwi ze względu na lokalizację przedstawiciele branży rozrywkowej przypilnowali krajowych prawodawców. Dzięki temu branża zyska pewność, że przyjęte uregulowania będą dla niej najkorzystniejsze, ponieważ uwzględnią specyfikę rynku i mentalność mieszkańców. Niestety, wizja automatu pilnującego przestrzeganie praw autorskich mogła zrodzić się wyłącznie w głowie kompletnego szaleńca. Mimo to trzeba przyznać rację tym, którzy protestują przeciw nazywaniu usuwania treści cenzurą. Automatyczne, prewencyjne usuwanie treści to żadna cenzura, bo za cenzurą bądź co bądź stoi jakaś instytucja państwowa, działająca według określonych kryteriów, w oparciu o określone zasady i — teoretycznie — obowiązujące prawo. Oddanie kontroli algorytmowi przygotowanemu przez prywatną firmę, której te uregulowania również dotyczą, działającego według niejasnych zasad i będącego poza wszelką instytucjonalną kontrolą, to postawienie całej branży całkowicie ponad prawem. Prywatne firmy mają dogadywać się ze sobą we własnym gronie i we własnym interesie, a państwo będzie bezradnie stać z boku. Warto zwrócić uwagę, że Polska znalazła się pod pręgierzem z uwagi na oddanie wymiaru sprawiedliwości w pacht politykom. Wyjęcie całej gałęzi przemysłu spod kontroli państwa i oddanie jej w pacht globalnym molochom nie wzbudza żadnych kontrowersji.

Jesteśmy świadkami gigantycznej afery o zasięgu światowym. Oto służby jednego państwa są oskarżane o próby wpływania na wyniki wyborów w wielu krajach i doprowadzenie do opuszczenia Unii przez jeden z głównych krajów członkowskich. Teraz poszczególne kraje będą sobie pod czujnym okiem tych samych służb implementować rozwiązania na „jednolitym rynku” i obligować wielkie, przeważnie amerykańskie firmy do inwigilacji i ingerencji w publikowane treści. I to w sytuacji gdy nawet programy antywirusowe używane są w celach szpiegowskich. Jakież to wyzwanie i pole do popisu dla służb! Zamiast walczyć na wielu frontach wystarczy zapewnić sobie dostęp do algorytmu by decydować o tym, jakie treści ujrzą światło dzienne i kontrolować wyniki wyszukiwania. Przykład Chin dowodzi, że da się to zrobić. Zresztą już dziś wyszukiwarki często podają informację o zablokowaniu tego czy innego wyniku w oparciu o jakiś przepis europejski czy amerykański. Jeśli to nie jest cenzura, i to prewencyjna, to trzeba poprawić definicję** w słowniku. Dobrze przygotowany algorytm wyszuka w 0,004 s milion wyników typu „zablokowane przez KGB w oparciu o dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady Europy” i skieruje na stronę Parlamentu Europejskiego każdego, kto zechce „dowiedzieć się więcej”.

Pod pretekstem ochrony twórców następuje erozja i prywatyzacja prawa. Lektura dyrektywy i zaproponowanych rozwiązań nie pozwala oprzeć się wrażeniu, że postanowiono oddać w prywatne ręce możliwości, przy których bledną wyczyny Rosjan podczas referendum w sprawie brexitu czy wyborów w Stanach Zjednoczonych. To jak próba zaprowadzenia pokoju światowego przez zobligowanie każdego kraju członkowskiego do obowiązkowego wdrożenia technologii umożliwiającej budowę bomb atomowych i detonowania ich wedle uznania.


* Wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE z 13.02.2014 r. w sprawie Nils Svensson, Sten Sjoren, Madelaine Sahlman, Pia Gadd v. Retriever Sverige AB, C-466/12 oraz Opinia Rzecznika Generalnego TSUE z 7.04.2016 r. w sprawie GS Media BV przeciwko Sanoma Media Netherlands BV, Playboy Enterprises International Inc., Britt Geertruida Dekker, C-160/15. Więcej szczegółów w artykule p. Magdaleny Kupczyk-Czerniawskiej na portalu Temidium.
** cenzura «urzędowa kontrola publikacji, widowisk teatralnych, audycji radiowych itp., oceniająca je pod względem politycznym lub obyczajowym». Obecnie także wyników wyszukiwania i treści w internecie.

Dodaj komentarz