Co nas różni od Pawłowicz? Język!

Pewien pan udzielił wywiadu. W wywiadzie pan redaktor, któremu pewien pan udzielił wywiadu, owemu panu co i rusz zarzuca kłamstwo. Na co pewien pan, który udzielił wywiadu, nie reaguje. Uznaje taki odbiór jego gadaniny za coś tak zwykłego i oczywistego, że nawet nie zaprzecza. Bo on tak uważa, a że poglądy buduje w oparciu o fikcję, półprawdy i nieprawdę? No to co? To wolny kraj. Każdy ma prawo mówić nieprawdę i uważać co chce. Tylko po co zaraz takiego kogoś robić wicepremierem?

Tematem tej części wywiadu (wywiad podzielono na dwie części) są związki partnerskie. Pan wicepremier z ramienia i po linii PSL (P w tym skrócie oznacza wbrew powszechnemu mniemaniu polskie, primo voto Z, czyli zjednoczone) na pytanie Czym się będziecie jako „centrum” różnić od Krystyny Pawłowicz? odpowiada ze swadą znamionującą chłopski rozum: Nie będziemy używać języka, który kogokolwiek obraża. Macie inne zdanie, ale to nie znaczy, że mamy prawo użyć wobec was określeń w rodzaju „ludzie nieużyteczni” albo wręcz „dewianci”. Jesteście osobami samotnymi, które wybrały inny styl życia. Czyli będzie kulturnie, choć równie bzdurnie.

Jak rozumie p. wicepremier związki partnerskie? Jak na człowieka bywałego przystało rozumie doskonale: … kiedy wybierze pan komunikację publiczną, może pan jechać autobusem prawym pasem. Kiedy jednak woli pan komunikację indywidualną, własny samochód, niech się pan nie dziwi, że prawy pas nie jest dla pana dozwolony. Prawda, że urocze i nie pozbawione gracji rozumowanie? Bo Jeśli ktoś świadomie mówi: „mógłbym, ale nie chcę być małżeństwem”, to nie może liczyć na pełnię praw wypracowanych dla małżeństwa i rodziny przez setki lat trwania naszej cywilizacji. Setki lat trwało uwalnianie chłopów spod jarzma pańszczyzny i wypracowywanie swobód obywatelskich. Pewnie minie kolejne setki lat, zanim niektórzy chłopi pojmą, że źle jest jak się jest uciskanym, ale równie niedobrze jest jak się mając władzę samemu uciska. Gdy pan decydował o tym co chłop ma robić, z kim i kiedy, to to było złe. Gdy teraz chłop rości sobie prawo do meblowania życia rodakom, bo takie ma widzimisię, to to jest jeszcze gorsze.

Jak na prawdziwego chłopa przystało p. wicepremier jest nieprzekonywalny, czyli impregnowany na argumenty. On ich zresztą nawet słuchać nie chce, bo nawet jak kłamie, to mówi prawdę. Bo tak uważa: Nie przekona mnie pan do tego, żeby testem na moje „ucywilizowanie” była gotowość wyboru pani Grodzkiej na wicemarszałka Sejmu. Nie przekona mnie pan, że kryterium mojej nowoczesności ma być to, że dwie kobiety i dwóch facetów mają te same prawa jak ci, którzy mają bardzo silnie zdefiniowane obowiązki wzajemne. Tu ich, bo nie tylko p. wicepremiera, boli i uwiera. Małżeństwo to dla nich ciężka harówa. Trzeba oporządzić dobytek i jeszcze musi sił wystarczyć, żeby się schlać i babę zlać. Wiadomo przecież powszechnie, że jak się baby nie bije to jej wątroba gnije. To co zwykłych ludzi spełnia, dodaje sił, sprawia, że kochanej osobie chcieliby nieba przychylić, a potem spaja związek, który opiera się na zaufaniu i wzajemnym wsparciu, dla chłopów jest jednym wielkim pasmem wyrzeczeń i „obowiązków wzajemnych”. Oni bowiem budują związek w oparciu o zasuwanie. Na czym to polega jak zwykle genialnie i celnie opisał były prezydent Lech Wałęsa: Przez 50 lat miałem spokój, byłem ważniejszy! Teraz ważniejsza jest żona. Przychodzę do domu, lodówka pusta, bo ona akurat pojechała na spotkanie autorskie. (…) Odzwyczaiłem się robić sobie herbatę, kroić chleb. A teraz nie mam wyboru. To mi się nie podoba.

Pan wicepremier nie zdradził czy mu się nie podoba to, co Wałęsie, czy coś innego. Ale można się domyślić, że zrobi wszystko, by inni nie żyli tak, jak im się podoba. Bo To jest jednak zawsze próba poszerzenia wolności jednostki, bez odpowiedzialności — powtarza wicepremier jak mantrę. I — niestety — ma władzę. Stoi na czele ruchu ludowego, który najpierw odpowiedzialnie stał na straży wartości w sojuszu z PZPR, a potem z każdą kolejną partią, czy to prawicową, czy lewicową. Bo do koryta jest jednakowo blisko w obu kierunkach.

W miarę trwania wywiadu pan wicepremier coraz bardziej odpływał, jakby narkotyki już w Polsce były legalne, a on coś łyknął na zwalczenie tremy przed występem. Nie wchodźmy w to, jak się ktoś kocha, ale ważne jest to, żeby każde wpisanie jakiejś instytucji w ramy cywilno-prawne zmierzało do pogłębiania koncepcji odpowiedzialności. Tymczasem tutaj będziemy mieli zrzucenie odpowiedzialności na innych, na zasadzie łatwo przyszło, łatwo poszło. I dalej w podobnym stylu: Uważamy (…), że prawa nie należą się nam wyłącznie dlatego, że jesteśmy reprezentantem tego, co nazwiemy jakąś mniejszością. Na prawa się pracuje. I właśnie dlatego my nie będziemy się opowiadać za przekazywaniem uprawnień rodziny związkom, które nie są i nie mogą być rodzinami.

Co to znaczy „na prawa się pracuje”? To znaczy, że prędzej krowa przejdzie przez ucho igielne, niż pan wicepremier zrozumie o co chodzi. Pod takim kierownictwem także i o gospodarkę możemy być spokojni.

 

PS.
Warto zwrócić uwagę na tę perełkę w dwóch częściach (część pierwsza i część druga).

Dodaj komentarz