Wyciskarka państwowa

Kręcę się wokół podatków jak pies koło jeża i nie wiem z której strony problem ugryźć. Spróbuję zgrabnie dojść doń zwracając uwagę na pewien istotny szczegół, który umyka uwadze opinii publicznej. Otóż partie dostają z budżetu subwencje wysokości kilku milionów złotych. Na przykład PO (Platforma Obywatelska) zgarnęła w roku 2013 ponad 17 i pół miliona złotych. Przyjmując, że posiada członków równe 50.000 żeby zebrać taką kwotę ze składek każdy członek musiałby płacić 30 zł miesięcznie. Czy to dużo? Nie. Ale towarzysze partyjni doszli do wniosku, że sprawiedliwiej będzie, jeśli na partie będą łożyć nie ci, co do nich należą, ale wszyscy podatnicy. I to rozwiązanie uczynili obowiązującym prawem. W końcu mogą, bośmy ich wybrali. Oczywiście od siebie nie wymagają tyle, co od podatników. Żadne tam 23%, nawet nie 19% poborów. Raptem… 5 złotych od łebka, a od studentów dwa pięćdziesiąt. No ale po co członkowie mają się składać na partie, skoro mogą to czynić podatnicy? PiS z kolei w ogóle nie lubi jak mu zaglądać do kieszeni.

I w ten oto zawiły sposób doszliśmy wreszcie do podatków.

Podatki to podstawa egzystencji i funkcjonowania każdego organizmu społecznego, od gminy po państwo. I nie ma znaczenia, czy państwo jest totalitarne, kościelne czy demokratyczne. Państwa totalitarne mogą się rozwijać, czego dowodem Chiny czy… Polska, którą Kazimierz Wielki zastał drewnianą a zostawił murowaną. Ponieważ od tego kto rządzi istotniejsze jest jak rządzi i na co przeznacza zebrane od podatników pieniądze. Przy czym dobry gospodarz stara się wydawać tyle, ile ma w kasie, zły zaś zapożycza się na prawo i lewo. 35 lat temu Polacy na własnej skórze poczuli co znaczy zły gospodarz. Na nieszczęście odkryta już w XVI wieku przez Jana Kochanowskiego herbu Korwin cecha Polaków wyróżniająca ich na tle innych nacji, że nie uczą się na własnych błędach i są równie głupi przed jak i po szkodzie sprawiła, że manewr powtórzono i dziś zadłużenie sięga astronomicznej kwoty biliona euro.

System podatkowy to podstawa, ale i sposób na kształtowanie polityki gospodarczej państwa. Podatki w Polsce są relatywnie bardzo wysokie dla najuboższych i stosunkowo niskie dla bogatych. Z kolei rozbudowany system ulg i zwolnień sprawia, że bogaci płacą skandalicznie mało albo wcale. Uczynienie z systemu podatkowego elementu polityki  socjalnej ma głęboki sens i uzasadnienie. Ustalając wysokość należnych świadczeń państwo zobowiązuje się je wypłacać w zadeklarowanej wysokości. Ulga podatkowa zaś pozwala tanim kosztem zrzucić z siebie odpowiedzialność. Zarabiający minimalną pensję wynoszącą dziś 1680 zł (brutto) płaci raptem niecały 1.000 zł podatku dochodowego (dokładnie 984 zł). Jeśli więc należałaby mu się skromna zapomoga wysokości 100 zł miesięcznie, państwo musiałoby wysupłać 1.200 zł. Stosując ulgę podatkową „daje” niecały tysiąc. Perfidia tego rozwiązania polega na tym, że premiuje bogatszych. Bowiem dopiero zarabiający niecałe 1.900 zł brutto będzie sobie mógł odliczyć całe 100 zł miesięcznie.

Patrząc na te liczby można odnieść wrażenie, że podatki w Polsce faktycznie do wysokich nie należą. Problem w tym, że podatki to ułamek tego, co pobiera państwo. Pracownik zarabiający płacę minimalną — wspomniane 1.680 zł brutto miesięcznie — czyli 20.160 zł rocznie płaci co prawda niecały 1.000 zł podatku rocznie, ale już 2.763,96 składki chorobowej, rentowej i emerytalnej oraz 1.565,64 zł ubezpieczenia zdrowotnego. Dodatkowo pracodawca dopłaca jeszcze ponad 4.150 zł na ZUS, Fundusz Pracy i Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Czyli 984 zł podatku, 8479 zł do kasy państwowych instytucji i 14846,40 „na rękę”, czyli do kieszeni. Niecałe 15 tysięcy dla pracownika i całe 9,5 tysiąca dla państwa to mało?

Gdyby jeszcze państwo grało z podatnikami uczciwie. Niestety nie gra uczciwie. Na przykład ordynacja podatkowa w art. 14i nakłada na ministra finansów obowiązek publikowania w Biuletynie Informacji Publicznej nie tylko wydanych interpretacji ogólnych, ale także indywidualnych wraz z wnioskiem o ich wydanie – po usunięciu danych identyfikujących wnioskodawcę — czytamy w Rzeczpospolitej. Ten obowiązek jest realizowany poprzez zamieszczenie interpretacji na stronie internetowej Ministerstwa Finansów. Jednak z bazy internetowej usuwane są interpretacje indywidualne korzystne dla podatników.

Innym nieuczciwym zagraniem jest interpretacja niejasnych i zawikłanych przepisów. Ministerstwo finansów z aprobatą sądów przyznało sobie prawo zmieniania z urzędu interpretacji podatkowej. Nie byłoby może nawet w tym niczego nagannego, bo przecież każdy może się pomylić. Problem w tym, że myli się ministerstwo, a karany jest obywatel lub przedsiębiorca. Ostatnio w ten sposób traktowane są bary mleczne. Ich właściciele muszą zwracać dotacje wraz z odsetkami za kilka lata wstecz, ponieważ w tym roku ministerstwo doszło do wniosku, że dotacja się nie należy jeśli w potrawie znajduje się choć jedna skwarka czy pasterek kiełbasy. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że rozporządzenie bardzo precyzyjnie reguluje warunki przyznania dotacji, a wyliczenia przedsiębiorcy są dokładnie sprawdzane przez urząd zanim nastąpi wypłata. Zerknijmy z ciekawości:

§ 7. 1. Przedsiębiorca składa do izby skarbowej, za pośrednictwem urzędu skarbowego, wniosek o wypłatę dotacji za poprzedni miesiąc, zwany dalej „wnioskiem”, w terminie do 20 dnia każdego miesiąca następującego po miesiącu, za który przedsiębiorca ubiega się o dotację.
2. Wniosek zawiera:
(…)
4) obliczenie kwoty dotacji, wraz z podaniem sposobu jej obliczenia, na formularzu, którego wzór stanowi załącznik nr 2 do rozporządzenia;
(…)
§ 8. 1. Dyrektor izby skarbowej lub naczelnik urzędu skarbowego może wystąpić do przedsiębiorcy o udzielenie informacji niezbędnych do rozpatrzenia wniosku.
2. Naczelnik urzędu skarbowego, po sprawdzeniu prawidłowości obliczenia przez przedsiębiorcę kwoty dotacji, przekazuje wniosek do dyrektora izby skarbowej w terminie 7 dni od dnia złożenia wniosku.
3. Dyrektor izby skarbowej podejmuje decyzję w sprawie udzielenia dotacji w terminie do 20 dnia miesiąca następującego po miesiącu, w którym złożony został wniosek, i informuje przedsiębiorcę o wyniku rozpatrzenia wniosku.
4. W przypadku przyznania dotacji dyrektor izby skarbowej przekazuje kwotę należnej dotacji na rachunek przedsiębiorcy niezwłocznie, nie później jednak niż ostatniego dnia miesiąca następującego po miesiącu, w którym złożony został wniosek.

Nierzadko zdarza się tak, że jeden i ten sam przepis różne urzędy różnie interpretują. Ale czy można się dziwić, skoro prawo związane z podatkami zmienia się jak w kalejdoskopie? Nie panuje nad tym ministerstwo, gubią się w gąszczu przepisów i nowelizacji prawnicy, doradcy podatkowi. A poszkodowanym zawsze jest podatnik. Poseł Szmit zgrabnie to ujął w interpelacji pisząc, że

… stale mamy do czynienia ze stosowaniem nowych, niekorzystnych dla podatników interpretacji istniejących przepisów prawa podatkowego przez urzędników podległych ministrowi finansów. Innymi słowy, pewne sfery działalności, które dotychczas nie podlegały opodatkowaniu, nagle, i to bez zmiany obowiązujących norm, w opinii pracowników resortu zaczęły rodzić zobowiązania podatkowe. Wiąże się to nie tylko z dolegliwościami czy wręcz szkodami dla wielu polskich podmiotów gospodarczych, lecz również z poważnymi stratami dla budżetu państwa.

Odpowiedź ministerstwa jest godna prezesa największej partii opozycyjnej, którego nic nie przekona, że czarne jest czarne. Obrazu całości dopełnia zalecenie, by w 2015 r. skuteczność kontroli podatkowych wzrosła do 80%. Taki odsetek postępowań ma kończyć się domiarami. Ministerstwo chciałoby też, żeby kontrolerzy wydawali znacznie więcej decyzji ustalających zobowiązanie podatkowe powyżej 1.000 zł.

W tej sytuacji trudno się dziwić, że zaufanie do organów państwa, które poszybowało w górę po transformacji gwałtownie pikuje. Trudno do stosującego mafijne metody państwa mieć zaufanie i wiązać z nim jakieś plany na przyszłość. Ponieważ żeby coś zaplanować trzeba z góry znać zasady gry. A te zmieniają się jak w kalejdoskopie. Jak władza nie mająca ani legitymacji społecznej, ani nie ciesząca się zaufaniem, zachowująca się jak zarząd kolonii, chce zmusić Polaków, by traktowali ją jak swoją i nie sabotowali nie wiadomo. Gigantyczna liczba podsłuchów, radarów, kamer sugeruje, że jak w dawnych czasach obywatele po prostu będą zmuszeni swej władzy ufać i kochać jej przedstawicieli.

Dodaj komentarz


komentarze 3

  1. Zapomniałeś o podatku wszechobecnym. O cudzie zwanym VAT.

    Kupujesz mięsko dzięki łaskawości „państwa” z niższym VATem?. Niby masz korzyść. Bo mięsko jest naszprycowane chemią, dzięki której utrzymuje dużo wody. Następuje wyrównanie zniżki w „wacie” zapłaconym od wody. Lubisz wędzony boczek? Połóż go w lodowce. Następnego dnia zobaczysz ile wypłynęło z niego wody. I tak jest ze wszystkimi rodzajami mięsa.

    Kurczaki są tanie, więc by hodowca nie miał strat, to faszeruje je lekami. Tak na wszelki wypadek. A Ty rodaku ciesz się, że „państwo” w trosce o Twoją kieszeń nie skontroluje producenta. Bo zabrakłoby „kurzeciny” taniej. Wzrosłyby koszty produkcji.

    O Ruskich co nie chcieli jabłek napisano sporo. Bo mieli zastrzeżenia. Do czego były te zastrzeżenia to już nie napisano, bo po co. Wiadomo Ruski wredny jest. Jabłka staniały. Ruszył popyt. Dlaczego ten Rusek nie chciał naszych jabłek, szkalując je w dodatku.

    Kupujesz jabłuszko, które producent w trosce o własne dochody, niechęć do jabłkowych robali obficie spryskał środkiem przeciwko robalom. Aby wystarczyło jednokrotne spryskanie, żaden deszczyk chemii nie zmyje. Ty też nie. A myjesz jabłuszka dla higieny? Po co? To nic nie da. Za radą internetową myłam w wodzie z dodatkiem octu, potem w wodzie z dodatkiem sody. Potem samą wodą. I co? Rusek miał rację. Paskudztwa nie da rady zmyć. Ale płacisz niższy WAT więc nie narzekaj!!!!

    Tak jest ze wszystkim. Lubisz pomidorki? Ich smak, zapach jakże charakterystyczny? Nic z tego. To nie jest towar konsumpcyjny. To towar do handlu. Produkcja opiera się na dodatku sztucznego nawozu, który powoduje wieczystą twardość warzywa. Dodatek zabija i smak i zapach. Ale warzywa są z niższym VATem.

    VAT jest w prądzie, co znowu podrożał. VAT jest w lekarstwach. VAT jest w środkach do utrzymania higieny, myć się tak często nie musisz. Nadmierne mycie  powoduje różne choroby skóry. W środkach czystości też sporo różnych cudów chemicznych, dla zdrowia niekorzystnych.

    Gdzie nie ma „watu”? W ofiarach na kościół. Jak nie ma tam „watu”, to nie będziesz chyba żądał od kościelnych płacenia podatków od czynności nawet z religią nie mających nic wspólnego. Nie bądź taki antyklerykał.

    Na wybory w niedzielę nie idę. To mój protest. Nie wybiorę jednego, by gorsze nie doszło do władzy. Nawet chętnie wybrałabym tego gorszego, by wszystkiego nie podpisywał jak leci. Tylko… tylko czemu on taki głupi? Więc nie idę.

    1. VAT to jest to. Na rok podnosimy na 23% zapowiedział rudy Kieł, czyli Tusk. Zapomniał dodać, że chodzi o ruski rok, czyli на всегда. Ale nie możemy narzekać. Jest deflacja, zmora rządzących. Weźmy takie mleko. 2,30. I cena nie zmienia się ani ani. Co prawda kiedyś za 2,30 w worku był litr, a teraz 0,9 litra, ale nie bądźmy drobiazgowi. Tak jak nie będziemy kruszyć kopii o to, że było 3,2% tłuszczu, a jest 3%. Ważne, że cena ta sama od dawna.

      Niech żyje sojusz kumoterski.

      A tak na marginesie, to ja jabłek nie kupuję. Po tym jak cała rodzina dostała — mówiąc delikatnie — rozstroju żołądka po zjedzeniu. Kupujemy cytrusy z jak najgrubszą skórką…

      1. Jestem amatorką wszystkich owoców. Najwięcej w czasie zimnym zjadam jabłek i grapefruitów czerwonych. Latem to truskawki, jagody, agrest (jeśli znajdę) amerykańską borówkę, śliwki węgierki!! wiśnie!! czereśnie. Nie istnieję bez owoców i warzyw.

        Za grzeczność sąsiadka przyniosła mi koszyk złotej renety. Co to były za jabłka! Niby drzewo gdzieś i jej drzewo to ten sam gatunek, ale jaka różnica w smaku jabłek!!!