U nas ktoś popełnia

Doskonałym uzupełnieniem wczorajszych rozważań o niebywałym sukcesie Donalda Tuska w rzucaniu sobie kłód pod nogi w przededniu wyborów jest sondaż CBOS, z którego wynika, że 43% badanych zamierza 15 października wziąć udział w referendum, 26% nie zamierza, a 31% nie wie jeszcze co zrobi. Zbiorczy wynik niewiele mówi o randze sukcesu, dlatego warto zagłębić się w szczegóły. Jak nietrudno domyślić się największe poparcie idea bojkotu zyskała wśród zwolenników KO i Lewicy (odpowiednio 53% i 43%), a najmniejsze wśród wyborców PiS-u i Konfederacji (3% i 20%). Jednak docenić niebywałe osiągnięcie można dopiero zerkając na odsetek tych, którzy deklarują udział w referendum lub jeszcze nie wiedzą co zrobią. Zdecydowanych jest 22% zwolenników KO i 20% zwolenników Lewicy, odpowiednio 25% i aż 37% jeszcze nie zdecydowało jak się zachowa. Jeśli chodzi o Trzecią Drogę, to 35% zamierza bojkotować, 35% jeszcze nie wie, a 30% na pewno weźmie udział. Tuskowi nie udało się namówić do utworzenia jednej listy, ale udało się jeszcze bardziej podzielić pełen podziałów elektorat. Chapeau bas!

Jak bardzo niezborna, nieogarnięta i nieodpowiedzialna jest opozycja świadczy tak zwany Pakt Senacki. Co prawda Senat to izba bez żadnego znaczenia, przechowalnia kolesi, ale jest papierkiem lakmusowym sprawności opozycji. Pakt Senacki powstawał w bólach przez bez mała rok i na przykład w okręgu ostrołęckim startuje kandydat Paktu z Polski2050 Grzegorz Nowosielski i kandydat PSL-u Mirosław Augustyniak. W okręgu podczęstochowskim obok Krzysztofa Smeli z Trzeciej Drogi startuje Jarosław Lasecki, były senator PO. Rozmnożyła się szczególnie Polska2050 — w Dzierżoniowie i Rybniku starują Mariusz Sebastian Grzyb i Paweł Piotr Masłowski z Polski 2050 oraz Paweł Jarosław Gancarz  i Piotr Wojciech Piecha z Trzeciej Drogi. Jak widać w Polsce można zarejestrować komitet z nazwą łudząco podobną do innej. Jest więc Pakt Obywatelski, Pakt Senat dla Obywateli czy Tak dla Senatu. Dlaczego nikt nie zarejestrował komitetu pod nazwą Prawnie i Sprawiedliwie lub podobną?

Innego rodzaju żarty trzymają się Jarosława Kaczyńskiego. Stojąc obok Janusza Cieszyńskiego, który popełnił nadużycie płacąc handlarzowi bronią za nieistniejące respiratory, zażartował: Jak u nas ktoś popełnia nadużycie to traci stanowisko i zajmuje się nim prokurator. A oni co robiom? Broniom tych ludzi! Jak niepodległości! Tutaj cytuję pana Neumanna. Doktryna Neumanna; „jak będziesz u nas to będziesz broniony jak niepodległoś, a sądy są nasze”.  A my chcemy sądów — chwila głębokiego namysłu — czyichś? Ich czy nawet naszych? Nie, proszę państwa, my chcemy sądów obiektywnych, takie, takich, które będom przestrzegały prawa.

Ilustrację tych jakże szlachetnych chęci mieliśmy całkiem niedawno. Oto sąd przestrzegający prawa, wydał wyrok w oparciu o przepisy, a mini ster od sprawiedliwości, dostał histerii i przekonywał, że wyrok wydany w oparciu o zaostrzone na jego wniosek prawo jest bezprawny, skandaliczny i niedopuszczalny.

W przededniu wyborów portal forsal.pl zastanawia się dlaczego Rafał Trzaskowski przegrał wybory prezydenckie. Według autora, Macieja Miłosza,

Były trzy powody […] Chodziło o zamienienie mediów publicznych w tuby obozu rządzącego, co wydaje się obecnie „oczywistą oczywistością”. Do tego doszedł jeszcze słynny alert wysłany przez Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, który mobilizował wyborców starszych, częściej głosujących na Dudę i „bitwa o wozy”, czyli mobilizacja frekwencyjna w mniejszych gminach, gdzie również kandydat PiS cieszył się większym poparciem.

Niestety, najważniejszy jest czwarty powód — opozycja przegrała, ponieważ zgodziła się na niekonstytucyjny termin wyborów. Gdyby odbyły się w konstytucyjnym terminie poparcie dla Dudy zmalałoby wystarczająco, by dać zwycięstwo Trzaskowskiemu. PiS zdawało sobie z tego sprawę i rozpaczliwie parło do wyborów jak najszybciej, a opozycja w bezrozumnym pędzie do koryta szła mu na rękę. Mało brakowało, a Duda wygrałby w wyborach „kopertowych”. Jeden z kandydatów tak się zapamiętał, tak był tak pewny siebie, że zadeklarował, iż wygra nawet z oszustem. W sumie to łatwe — obwieścił — wystarczy mieć jaja. Rychło okazało się, że jednak nie jest w nie wyposażony.

Mateusz Morawiecki, który jest premierem zaapelował do swoich rodaków, żeby zadali sobie pytanie czy żyje wam się lepiej dzisiaj, czy przed ośmiu laty? Mimo potknięć, błędów każdy niech zada sobie właśnie takie pytanie. To nie jedyny apel. Drodzy rodacy! Porównajcie tamtą normę, 4, 5 czy 7 zł za godzinę  i 27 zł za godzinę. A od 1 lipca 28 zł z małym haczykiem 10 gr, to jest ta stawka, którą proponujemy. I minimalne wynagrodzenie miesięczne, które od 1 stycznia będzie wynosiło 4242 zł i podniesione do 4300 od 1 lipca w przyszłym roku. Żyć nie umierać! Tak szczodrych panów Polki i Polacy nie pamiętają od czasów minionych. Och jakże nędznymi groszami jawią się jednak te 4300 zł w porównaniu z najniższym wynagrodzeniem z 1989 roku!

Na podstawie § 1 ust. 2 uchwały nr 16 Rady Ministrów z dnia 16 lutego 1987 r. w sprawie zasad podwyższania najniższego wynagrodzenia […] ogłasza się, że od dnia 1 stycznia 1989 r. najniższe wynagrodzenie pracowników zatrudnionych w uspołecznionych zakładach pracy za obowiązujący pracownika pełny miesięczny wymiar czasu pracy wynosi 17.800 złotych.

Ktoś powie, że wtedy złoty miał inną wartość i będzie miał rację. Ale podnoszenie stawek o 350% (z 6 zł na 27 zł) w ciągu ośmiu lat oznacza, że wkrótce osiągniemy poziom z roku 1989. Bo przecież nie jest ważne ile banknot ma zer, ważne co można za niego kupić. Nie jest ważne jaka jest kwota wypłaty, ważne na ile wystarczy.

Skoro już sobie żartujemy, to odnotujmy także żart samego Andrzeja Dudy, który jest p.rezydentem. Zapytany od kiedy wie o procederze handlowania polskimi wizami odparł, że nic nie może powiedzieć, bo to tajemnica państwowa. Nie mogę ujawnić szczegółów dotyczących mojej wiedzy na temat podejrzeń takiego procederu. Mogę tylko powiedzieć tyle, że moje decyzje, które były podejmowane, o których informowały media nie tak dawno, dotyczące obsady polskich placówek dyplomatycznych i decyzji, które w tym zakresie mogły by być podejmowane, nie były uwarunkowane absolutnie żadnymi moimi jakimiś osobistymi ambicjami, tylko po prostu interesami państwowymi, obiektywną wiedzą państwową, którą na etapie artykułowania moich decyzji w tym zakresie posiadałem, natomiast bardzo państwa proszę, by uniknąć spekulacji i bezpodstawnych oskarżeń. Od spekulacji i bezpodstawnych oskarżeń w tym kraju są przedstawiciele władzy.

I ostatni już dzisiaj żart. W rezydencji Jarosława Kaczyńskiego zadzwonił telefon. Kaczyński osobiście odebrał i powiedział:
— Halo.
Okazało się, że dzwonił Guten Tag z ambasady Niemiec i chciałby połączyć Tuska z kanclerzem Niemiec w sprawie Rentenalter, czyli wieku emerytalnego w Polsce. Zdziwiony Kaczyński poinformował dzwoniącego, że Tuska nie ma i rozłączył się.

Dodaj komentarz