Pójść i wygrać z oszustem

Mianem „pożytecznych idiotów” określił Lenin zachodnich dziennikarzy, którzy wychwalali bolszewicką Rosję pomijając wszystko, co psuło wyidealizowany obraz ich rządów. TVN24bis we wczorajszych wiadomościach i TVN24 dzisiaj rano wyemitowało fragmenty programów telewizji polskiej, zwanej publiczną względnie narodową. Ten materiał pozwala na smutną konstatację, że daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia, bo opozycji żaden cud nie umożliwi rządzenia. Dlaczego? Z wielu powodów.

Dla kogoś, kto nie ogląda telewizji publicznej zestawienie przygotowane przez redakcję TVN może być szokujące. I być może nawet jest. Tyle, że jest proste, jasne, spójne i klarowne.  Nie ma w nim miejsca na niuanse, wahania. Jest tak, a z tego, że tak jest wynika jednoznacznie to, to i to. Po drugiej stronie barykady znajdują się tak zwane wolne media i tak zwana opozycja pełniąc bardziej lub mniej intencjonalnie rolę pożytecznych idiotów. Podczas gdy w telewizji publicznej przekaz jest czarno-biały, w mediach „niezależnych” panuje kompletna kakofonia. Gdyby ograniczyły się wyłącznie do informowania, sprawy by nie było. Niestety, w pogoni za zyskiem gonią za sensacją, a gdy nie ma żadnej na podorędziu tworzą ją z niczego.

Z zaprezentowanego wyboru audycji telewizji publicznej wynika jednoznacznie, że polska opozycja działa w interesie Niemiec, a głównym szkodnikiem jest Donald Tusk. Rozmowa Konrada Piaseckiego z prezydentem Warszawy Rafałem Trzaskowskim, która bynajmniej nie miała miejsca na antenie TVP miała dzięki prowadzącemu bardzo podobny wydźwięk. Przedstawiciele władzy i media publiczne uważają, że żaden Frontex na granicy nie jest nam do niczego potrzebny i Piasecki też tak uważa, dlatego pyta: Ale naprawdę uważa pan, że tych kilkudziesięciu funkcjonariuszy Fronteksu to byłaby taka ee yy kropla, która by przechyliła czy przepełniła czarę zabezpieczenia granicznego? PiS i sprzyjające mu media przekonują, że istnieje realne olbrzymie zagrożenie ze strony Łukaszenki i migrantów, więc Piasecki stawia pytanie z tezą: Naprawdę pan uważa, że nie ma tego zagrożenia? Przecież zagrożenie to oczywista oczywistość w sytuacji gdy słyszymy o tysiącach ludzi przylatujących na Białoruś.

W połowie września kierownictwo PiS-u oskarżane o powolne acz konsekwentne wyprowadzanie Polski z Unii Europejskiej podjęło uchwałę „W sprawie przynależności Polski do Unii Europejskiej oraz suwerenności RP”. Uchwała jest tak tajna, że nie można jej znaleźć nawet na stronie partii. W przeprowadzonym mniej więcej w tym samym czasie wywiadzie Jarosław Kaczyński przekonywał, iż Nie będzie żadnego Polexitu. To wymysł propagandowy, który po wielokroć był stosowany wobec nas. Jednoznacznie widzimy przyszłość Polski w Unii Europejskiej. Ponieważ deklaracje coraz bardziej rozmijają się z czynami Donald Tusk postanowił zapobiec przypadkowemu przegłosowaniu opuszczenia Unii w Sejmie, bowiem teraz może o tym zdecydować zwykła większość. Niebezpieczeństwo jest realne, w końcu posłowie opozycji znani są z tego, że podczas kluczowych głosowań albo się mylą, albo nie są w stanie zdążyć na czas. Stąd propozycja Tuska zmiany Konstytucji tak, by uchwała o wyjściu Polski z Unii Europejskiej wymagała większości kwalifikowanej.

Politycy obozu rządzącego z rezerwą podeszli do tego pomysłu. Politycy opozycji też byli sceptyczni, zaś „niezależni” dziennikarze na wyprzódki zaczęli przekonywać, że wcześniej Platforma nie chciała słyszeć o zmienianiu Konstytucji we współpracy z PiS-em. W ten oto sposób jedni i drudzy przyłączyli się do mediów prorządowych w charakterze pożytecznych idiotów. Platforma Obywatelska przez lata, także pan,  mówiła „nie, z PiS-em nie będziemy zmieniali Konstytucji, to są ludzie, którzy Konstytucję  psują wobec czego z nimi Konstytucji zmieniać nie będziemy” — naświetlił problem Konrad Piasecki.

Hołownia poszedł znacznie dalej. Puścił tak dalece wodze fantazji, że kompletnie odpłynął. W „Kropce nad i” Moniki Olejnik przekonywał, że nie wymienia się zamków z włamywaczem. Co to znaczy? To znaczy, że jeżeli otworzy się proces zmiany Konstytucji razem z PiS-em, to może się okazać, że oni oczywiście zdecydują się przegłosować coś, na co się umówią, ale z drugiej strony na przykład wyciągną z szuflady swój projekt, o ile dobrze pamiętam z dziewiątego roku, który utknął w Sejmie, zmiany Konstytucji tak, żeby Julia Przyłębska miała zwierzchność nad prawem Unii Europejskiej, mimo że to będzie w sprzeczności z traktatami i zawsze sobie kogoś kupią, zawsze sobie jakiegoś Kukiza przekonają i będzie z tego jeszcze więcej nieszczęścia. Głupota tego rozumowania wprost poraża. I to nie dlatego, że to właśnie Hołownia przekonywał, że choć dotąd nikomu nie udało się wygrać z oszustem, to on tego dokona i zostanie prezydentem — Trzeba teraz mieć jaja, żeby pójść i wygrać z oszustem, a później pokazać oszustowi, jak powinno robić się politykę, demokrację w Polsce. Przecież gdyby dało się „kupić sobie kogoś” i „jakiegoś Kukiza sobie przekonać”, to Konstytucja zostałaby zmieniona już dawno. Niestety, żeby to zrobić, o czym kandydat na prezydenta powinien wiedzieć, trzeba dysponować nie tylko stosunkowo wysoką liczbą głosów w Sejmie, ale także większością w Senacie. Dlatego nawet gdyby jakimś cudem udało się przepchnąć przez Sejm Przyłębską w Konstytucji, to sprawie ukręciłby łeb Senat.

Podobne, choć nie aż takie banialuki wygadują przedstawiciele lewicy. Gabriela Morawska-Stanecka, wicemarszałek Senatu uważa na przykład, że sam fakt, że o tym się zaczyna mówić — o wystąpieniu z Unii Europejskiej — i zaczyna się zastanawiać nad tym, jakby zmienić Konstytucję w tym zakresie, to znaczy, że sytuacja jest groźna. I właśnie dlatego, że jest groźna Żadnych zmian w Konstytucji z Prawem i Sprawiedliwością! To oczywiste. Nie po to lewica zapewniła PiS-owi finansowanie programów socjalnych i kampanii wyborczej, żeby teraz rzucać mu kłody pod nogi i utrudniać wyjście z Unii..

Sytuacja wygląda więc następująco. Z jednej strony są ugrupowania rządzące, które bywa, że skaczą sobie do oczu, ale gdy przychodzi co do czego działają jak monolit i nie pozwalają, by komuś spadł włos z głowy. Z drugiej jest tak zwana opozycja, w postaci kilku ugrupowań, z których każde ciągnie w swoją stronę i ani myśli jednoczyć  się w obliczu wspólnego przeciwnika. Im mniejszym poparciem cieszy się dane ugrupowanie, tym groźniej potrząsa grzywą, tym jest radykalniejsze, tym skwapliwiej rzuca się nie na wspólnego wroga, ale na sojuszników. Choć Polskę, ojczyznę, polski interes i inne slogany odmieniają przez wszystkie przypadki, to zabiegają wyłącznie o siebie i swoje interesy. Ambicje liderów kończą się tuż nad progiem wyborczym.

Trzecią stroną, która ma największy wpływ na opinie publiczną są media. Uznawszy się za „czwartą władzę” dawno już zrezygnowały z relacjonowania rzeczywistości na rzecz jej kształtowania. Skoro czytelnicy, słuchacze, widzowie przywykli do nieprawidłowości po stronie władzy, to sensacji dziennikarze poszukują po stronie opozycji. A ponieważ nie bardzo jest o czym pisać, więc kreuje się problemy wyolbrzymiając drobiazgi, robiąc z igły widły, a z pchły słonia. Skoro przedstawiciele opozycji pilnują się, więc nie pozostaje nic innego jak pilnie śledzić wypowiedzi. Gdy i tu posucha, wtedy bierze się dowolną, odpowiednio ubarwia i twórczo rozwija by można było zatrząść się z oburzenia i nie szczędzić słów potępienia. Sztuka czytania między wierszami i twórczej interpretacji święci triumfy.

Gdy z jednej strony jest zdeterminowany, żądny władzy przeciwnik, dysponujący realną władzą i kontrolujący wszystkie kluczowe instytucje państwowe, a w szranki z nim stają  pożyteczni idioci kopiący się wzajemnie po kostkach i podkładający sobie nogi, to wynik starcia jest oczywisty.

Dodaj komentarz