Swoi nam to robią

Rosyjskie trolle znane są z tego, że manipulują i wypuszczają w świat fałszywe wieści. Oczywiście nie czynią tego samodzielnie, lecz posługują się amerykańskimi wynalazkami jak Facebook czy Twitter oraz fora różnorakie.

Jak potężnym narzędziem manipulacji jest Facebook dowodzi eksperyment przeprowadzony na bez mała 700.000 profili, o którym pisze Chris Kavanagh, a który po polsku publikuje portal gazeta.pl. Eksperyment polegał na podziale użytkowników na grupy i takiej zmianie sposobu wyświetlania im postów znajomych, by w pierwszej grupie przeważały wpisy o pozytywnym zabarwieniu, a w drugiej negatywnym. Okazało się, że emocjonalne zabarwienie przekazu wpływa na reakcję. Przy czym znacznie łatwiej jest zbudować przekaz negatywny niż pozytywny — w odpowiedziach pierwszej grupy na sto słów pojawiało się o 0,05 słowa o pozytywnym wydźwięku więcej, a w drugiej aż o jedno o negatywnym. To pozwala zrozumieć, dlaczego zbudowana na negatywnych emocjach kampania wyborcza PiS-u okazała się tak skuteczna.

Tak wysokie zwycięstwo nie byłoby oczywiście możliwe bez starań ówczesnej koalicji rządzącej, której przekaz był niebywale infantylny, niespójny i nieprzekonywający. Nawet obietnicy rozdawania po pięćset złotych na — z początku — każde dziecko Platforma nie była w stanie zneutralizować twierdząc, że braknie pieniędzy w budżecie, chociaż sama zadłużała kraj na potęgę i wolała sięgnąć po pieniądze przyszłych emerytów niż powściągnąć rozbuchane wydatki. Swoją cegiełkę dołożyły także media ogłaszając objawieniem i zwycięzcą debaty przedwyborczej nieznanego nikomu przywódcę kanapowej partyjeczki, plotącego androny na równi z pozostałymi liderami partyjnymi. Prym wiodła „Wyborcza”, która odnotowała skwapliwie, że „Internet oszalał na punkcie polityka partii Razem”. Nie sprawdziła jednak, czy przypadkiem to nie był rosyjski internet.

Już Joseph Goebbels dostrzegł, że Im większe kłamstwo, tym ludzie łatwiej w nie uwierzą. Stąd sukces ruchu antyszczepionkowego, stąd spora popularność tezy o płaskości Ziemi, stąd wbrew temu co widać za oknem pozytywny odbiór zapewnień, że Polska jest w ruinie, a „oni kradnom”. Także oburzeniem się steruje i jest odpowiednio ukierunkowywane. Gdy polskie władze usuwają i rozbierają pomniki, to jest to ze wszech miar zasadne i pożądane. Gdy czynią to obcy, to jest to skandal, a w sprawę angażuje się nawet marszałek senatu.

Nie da się uchronić przed manipulacją, ale należy podejmować starania, by się przed nią ustrzec. W dobie internetu można stosunkowo łatwo i nie tracąc wiele czasu zweryfikować praktycznie każdą informację. Niektóre kłamstwa można zdemaskować samodzielnie rozglądając się wokół. Jeśli na przykład prawdą jest, iż to my „dopłacamy” do Unii, to warto sobie postawić pytanie dlaczego praktycznie na każdym kroku można spotkać się z informacją, że to czy tamto zostało sfinansowane ze środków unijnych? Istnieje nawet specjalny rządowy portal poświęcony funduszom europejskim.dofinansowanie Na zdjęciu po prawej widać dokładnie ile do Unii „dopłacamy”. A przecież wystarczy posłuchać chociażby ministra inwestycji i rozwoju Jerzego Kwiecińskiego, który mówi, że Polska będzie starała się o uzyskanie unijnego wsparcia przy budowie części kolejowej i drogowej Centralnego Portu Komunikacyjnego (CPK). Abstrahując od tego, że potrzebny nam ten narodowy kolos, jeden z największych przesiadkowych portów lotniczych w Europie, jak dziura w moście, bo nawet dziecko wie, że centrum przesiadkowe ma sens na skrzyżowaniu szlaków komunikacyjnych, to wyraźnie mowa o wsparciu!

Jeśli chodzi o rosyjskie trolle i fake newsy, to Polacy są w czepku urodzeni, ponieważ mają specjalny portal, na który zawsze mogą zajrzeć, sprawdzający fakty i prowadzący dziennikarskie śledztwa. Wczoraj pojawiła się na nim na przykład analiza p. Anny Mierzyńskiej nosząca wielce wymowny tytuł »Fake newsy i dezinformacje? Nie potrzeba rosyjskich trolli. Sami to sobie robimy«. Tytuł jest swoistym coming-outem, czyli przyznaniem, że portal zamiast sprawdzać fakty zajmuje się propagandą. Tyle, że jego założyciele i współpracownicy nie robią tego sobie, tylko nam. Autorka podaje trzy przykładowe fake newsy. Pierwszy to rzekome milczenie Schetyny na pytanie o sukcesy rządu PO-PSL, drugi „fejkowa petycja w obronie Macierewicza”, a trzeci, najbardziej znany, to informacja o rzekomym tajnym spotkaniu sędziów z politykami PO. Pomijając fakt, że dobór przykładów jest, oględnie mówiąc, infantylny, to tylko jednemu z nich portal sprawdzający fakty poświecił uwagę. Ledwie 33%. Co w takim razie portal sprawdza? A może nie sprawdzał, bo temat jest jeszcze bardziej banalny niż te, którymi się zajmuje?

10 sekund podczas których Schetyna nie plótł dubów smalonych to nie fake news, lecz news of the day. Z kolei petycję w obronie Macierewicza można rozpatrywać w kategoriach ciekawostki lub żartu, a nie wiadomości, bez znaczenia czy prawdziwej czy fałszywej. Amber Gold to także nie był fake news tylko pospolity przekręt. Wreszcie ostatni przykład, tajna narada sędziów z posłami PO, jako jedyny został omówiony wcześniej. Biorąc pod uwagę poziom publikacji trudno oprzeć się wrażeniu, że portal jest nie tyle źródłem informacji dla użytkowników, ile źródłem dochodów dla twórców i współpracowników. Fundamentem, podstawą rzetelnego dziennikarstwa jest wyraźne rozdzielenie komentarzy i opinii od informacji. W omówieniu książki Ryszarda Kapuścińskiego „To nie jest zawód dla cyników” czytamy:

Media stały się kolejną władzą cywilizowanego świata. Media mogą zrobić wszystko — wykreować miernotę i zniszczyć kogoś wartościowego. Media starają się wpływać na naszą opinię, a nawet kształtować ją. Z tego więc względu ważne jest to, jacy ludzie przygotowują dla nas codzienną porcję informacji i czym się kierują w doborze tych informacji. […] Współczesne dziennikarstwo zdaje się podążać za trendem, w którym dominuje brak szacunku dla czytelnika, zasypywanie odbiorcę papką informacyjną, bez względu na ich prawdziwość oraz bez względu na konsekwencje jakie niesie za sobą słowo drukowane.

W tej sytuacji trzeba się w pełni zgodzić z p. Anną Mierzyńską, że nie trzeba rosyjskich trolli, ponieważ wystarczą rodzimi publicyści (nazywanie ich dziennikarzami byłoby grubym nadużyciem).

 

Na podobny temat:
Ja mam rację, a ty jesteś idiotą (Polityka nr 14 (3105), 5-11 kwietnia 2017 r.; dostęp płatny)
Nie masz racji, boś głupi (blog)

Dodaj komentarz


komentarze 4

  1. > „To pozwala zrozumieć, dlaczego zbudowana na negatywnych emocjach kampania wyborcza PiS-u okazała się tak skuteczna.”

    Słowo skuteczna należałoby ująć w cudzysłów. Goebbels jednak nie miał racji i wykażę to na przykładzie ruchów antyszczepionkowych – jak twierdzą jedni, bądź proepidemiologicznych – jak wolą inni. Poniżej linki do dwóch badań CBOS z lat 2013 i 2017:

    https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2013/K_172_13.PDF

    https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2017/K_100_17.PDF

    Zwracam uwagę na tabelę umieszczoną na stronie nr 4 pod drugim linkiem. Tylko 5 % badanych wyraźnie zgodziło się z tezą, że szczepionki mogą wywoływać u dzieci „poważne zaburzenia rozwojowe”. Odsetek osób uważających, że szczepionki są promowane głównie w interesie koncernów farmaceutycznych, względem poprzedniego badania spadł o 9 %. Ogólnie poziom pozytywnych postaw wobec szczepionek wzrósł w ciągu tych czterech lat. Na przykład ze zdaniem „Ogólnie rzecz biorąc, szczepienie dzieci powoduje więcej dobrego niż złego” w 2013 r. zgodziło się 79 % ankietowanych, w ubiegłym roku – 85 %. O 6 % zmniejszyła się liczba twierdzących, że „W pierwszych latach życia dzieci otrzymują zbyt dużo szczepionek”. Zarazem jednak liczba dzieci nieszczepionych w Polsce wzrosła i dalej rośnie, zatem musi być inna przyczyna tego zjawiska niż medialne manipulacje. Szukałbym jej raczej w specyfice ludzkiej psychologii.

    Ryzyko „choroby” – w postaci utraty zdrowia, ale i problemów gospodarczych w kraju – jest raczej odległe, mało znane, nierozumiane i przez to bagatelizowane. Zwłaszcza w porównaniu z perspektywą usłyszenia płaczu dziecka w trakcie wbijanej w jego ciało sterylnej igły. Dopiero kiedy „choroba” spada znienacka i staje się czym realnie obecnym, dopiero wtedy ludzka psychika przestawia się na inne tory, na których pewien „ból” i „dyskomfort” stają się w sumie mało znaczącą „krzywdą”. Działaniem, które w swej istocie staje się prozdrowotne.

    1. Mimo powszechnej wiedzy i przekonania badanych sam przyznajesz, że liczba nieszczepionych dzieci rośnie. U nas zdarzają się pojedyncze przypadki zachorowań i śmierci nieszczepionych dzieci, ale są kraje, gdzie mówi się już o epidemii chorób, o istnieniu których przypominamy sobie w momencie, gdy dostajemy wezwanie do zaszczepienia dziecka.

      Nie trzeba daleko szukać (i wcale nie są to przypadki odosobnione) reakcji na negatywny przekaz. Największe wzięcie ma kłótnia. Nienawistny wpis lub komentarz, najlepiej adresowany personalnie praktycznie zawsze ktoś zareaguje. Stąd 20-krotna różnica (0.05 : 1) — pozytywny przekaz rzadziej jest komentowany. Na dokładkę łatwiej jest zmieszać z błotem rozmówcę niż odnieść się do tego, co mówi.

      1. Tak. Napisałem, że liczba nieszczepionych dzieci w Polsce rośnie, ale też dodałem, że wyjaśnienie tego może być inne i – w moim przekonaniu – lepsze.

        Z Tobą też się zgadzam w tym miejscu, kiedy piszesz, że największe wzięcie w internecie mają kłótnie i nienawistne komentarze. Tylko zawsze się zastanawiam na ile to rzeczywiście istniejący użytkownicy w tym uczestniczą, a na ile jest to ruch wywoływany sztucznie w celu zwiększenia „klikalności”, a co za tym idzie wpływów finansowych. Tym niemniej nie oznacza to, że tego typu kloaka ma znaczący wpływ na ogół społeczeństwa. Może tak być tylko w jednostkowych przypadkach.

        Już dawno się na tym złapałem, że gdyby propaganda i manipulacja były tak skuteczne, jak się o tym często myśli, to wciąż powinniśmy żyć w PRL.

        1. Może znaczenie szczepień doceniają głównie ci, których to nie dotyczy, bo albo już mają dzieci odchowane, albo jeszcze nie mają?

          Co do kłótni, to nie trzeba daleko szukać, żeby się przekonać, że często jak najbardziej istniejący użytkownicy wodzą się za łby. Rosyjskie trolle są jak czarna wołga doskonałą wymówką. Tyle, że gdyby nawet, to żywi ludzie dają się tak łatwo prowokować. Daleko nie trzeba szukać, wystarczy poczytać niektóre głosy podobne do siebie jak dwie krople wody, monotematyczne, bez względu na to o czym mowa.

          Uważam, że należy rozmawiać, bo jak się dogadamy jak nie porozmawiamy? Problem w tym, że niektórzy ludzie przypominają beton, a rozmowa z nimi walenie głową w mur. Nic do nich nie dociera. Maja trzy podstawowe sposoby prowadzenia rozmowy — wyśmiewanie, negowanie źródeł, inwektywy, względnie rejteradę. Nie ma najmniejszego problemu z durniem, który swoją głupotą najwyżej wyrządzi krzywdę sobie. Gorzej jeśli durniem jest ktoś, od kogo zależy los innych — kierowca pędzący jak szaleniec, sędzia nie rozumiejący co się do niego mówi, urzędnik, polityk.