Obowiązek każdego obywatela

Każdy miewa coś, co chciałby ukryć, co nie powinno ujrzeć światła dziennego. Najwięcej do ukrycia mają oczywiście ci, którzy mają coś na sumieniu. Na przykład ostatnio władza ukryła wzmianki o Edgarze K., współpracowniku Piotra Wawrzyka. Nie ma w tym nic dziwnego, albowiem tak postępuje każdy, kto ma coś na sumieniu. Musi jednak dziwić ukrywanie czegoś przez portale, które żyją z ujawniania. Czyni tak chociażby portal prowadzący dziennikarskie śledztwa, sprawdzający fakty, monitorujący rzeczywistość. Na pierwszej stronie znajdują się trzy „kafelki” i fragmencik czwartej, skrytej pod marginesem. Nie ma żadnych strzałek, paska, elementów nawigacyjnych.

Na każdego, kto wyjaśni jaka myśl przyświeca ukrywaniu informacji na portalu informacyjnym czeka nagroda — koń z rzędem. Zwłaszcza, że na jednych przeglądarkach pasek da się od biedy przesunąć myszką, na innych nie. Teoretycznie portal służy użytkownikom, w praktyce skutecznie ukrywa być może ciekawe informacje. Na pewno znajdzie się ktoś, kto lubi kopać się z koniem i nic go nie zniechęci, ale nie wszyscy tak mają. Wielu może uznać, że skoro z jakiegoś powodu portal postanowił coś ukryć, to znaczy, że nie jest to godne uwagi.

Okruchy planetoidy

Peregrynując po portalach trudno oprzeć się wrażeniu, że ich twórcy mają użytkowników za idiotów. Zamiast umieścić jedną informację pod drugą, każdą opatrują obrazkiem. Bywają jednak takie informacje, których nie da się zobrazować. Co w takich sytuacjach począć? Portal Dziennika Gazety Prawnej poradził sobie w bardzo przemyślny sposób. Informację o szczątkach planetoidy, które spadły na Ziemię, zilustrował zdjęciem kapsuły kosmicznej na spadochronie. Cha, cha, cha! Sprawa przestaje być śmieszna, albo wręcz przeciwnie, staje się jeszcze śmieszniejsza, gdy okazuje się, że zdjęcie nawiązuje do tekstu, a tytuł nadał ktoś, kto go nie czytał. Okruchy bowiem nie spadły, lecz zostały na Ziemię przez NASA sprowadzone. W kapsule. Na spadochronie.

A może jest to sposób na tych, którzy poprzestają na lekturze tytułów? Swego rodzaju ostrzeżenie — nie klikniesz, to nie dowiesz się o co naprawdę chodzi, ale możesz być pewny, że na pewno nie o to, co jest w tytule. Na zarzut, że przyganiał kocioł garnkowi odpowiem, że trudno wymyślić sensowny tytuł nawet najsensowniejszym dywagacjom.

Wróćmy do polityki. Władysław Kosiniak-Kamysz, któremu sumienie nie pozwala pomóc skrzywdzonemu dziecku, czyni umizgi do partii rządzącej, z którą najprawdopodobniej, dla dobra Polski oczywiście, po wyborach utworzy rząd. Co prawda PSL jest równie przewidywalne jak Solidarna, a teraz Suwerenna Polska, ale dla Kaczyńskiego nie mającego większości każdy, kto pozwoli mu utrzymać się przy władzy będzie na wagę złota. Z kolei przykład Jarosława Gowina wskazuje, że najbardziej wierzgający koalicjant Tuska współpracując z Kaczyńskim pokornieje, szybko znajduje swoje swoje miejsce w szeregu i posłusznie robi co mu każą. Dlatego Kosiniak-Kamysz, jak na przyszłego gorliwego koalicjanta przystało, paszkwilu Agnieszki Holland nie oglądał, ale do rządowego chóru krytyków dołączył. Na Twitterze, to znaczy na X, podzielił się przemyśleniami prezesa, by udowodnić, że nadaje się na współpracownika, bo swoich nie posiada.

Kryzys migracyjny przy granicy z Białorusią został wywołany przez Łukaszenkę, by zdestabilizować nasz region i UE. Ochrona granic jest obowiązkiem każdego funkcjonariusza i obywatela. Jakikolwiek obraz tworzący wrażenie agresji ze strony Polski jest po prostu nieprawdziwy.

Ponieważ ostatnimi czasy obrodziło krytykami filmowymi może chociaż lider ludowców powinien skoncentrować się na tym, na czym zna się najlepiej, czyli na dojeniu świń?

Donald Tusk powrócił do swojej ulubionej strategii polegającej na tym, że zamiast informować o tym, co zrobił, informuje o tym co zrobi. Hołduje najwidoczniej przekonaniu, że „co masz zrobić dzisiaj zrób jutro, będziesz miał dzień wolnego”. Ewentualnie liczy na to, że wszyscy zapomną co zapowiedział. Wiecie, że oni w ogóle nie zaprzestali tych zleceń dla firm zewnętrznych na sprzedawanie polskich wiz, że nadal nas okłamują? Jutro czy pojutrze zobaczycie państwo dokumenty, które pokazują, że oni nadal ten proceder prowadzą — zapowiedział w Mińsku Mazowieckim. Tymczasem portal Wyborczej stawia śmiałą tezę, że

Motorem działań funkcjonariuszy PiS, którzy zmontowali aferę wizową, była nieposkromiona chciwość. To pewne. Jednak za dramatyczną w skutkach operacją prawdopodobnie kryje się również plan polityczny. Celem było rozbicie jedności UE, wzmocnienie prorosyjskich partii w Europie, a jednocześnie osłabienie wsparcia Zachodu dla Ukrainy.

Stare porzekadło mówi: uderz w stół, a nożyce się odezwą. Podczas debaty generalnej Zgromadzenia Ogólnego ONZ w ubiegły piątek, 22 września, Wołodimir Zełenski powiedział, że Rosja próbuje wykorzystać braki żywności na rynku światowym jako broń w zamian za uznanie części – jeśli nie wszystkich – zdobytych terytoriów. Rosja używa cen żywności jako broni. Zwrócił także uwagę, że pracujemy nad ochroną szlaków lądowych. Niepokojące jest to, jak w tej chwili niektórzy w Europie podważają solidarność i organizują teatr polityczny, robiąc thriller ze zboża. Może się wydawać, że odgrywają swoją własną rolę, ale zamiast tego pomagają przygotować scenę dla moskiewskiego aktora. Kto wziął określenie „niektórzy w Europie” do siebie? Oczywiście polski rząd i polskie media. Z wolnymi włącznie. Uderz w stół…

Z punktu widzenia zwykłego śmiertelnika nie ma znaczenia, czy władza szkodzi ojczyźnie intencjonalnie, czy z głupoty, ponieważ skutek jest ten sam. Wydaje się jednak, że suweren zazdrości Rosjanom praw, swobód, taniej ropy, gazu, słowem jakości życia.

Dodaj komentarz