Nie wiem, ale rozumiem

Nie ma badań, niestety, a szkoda. Dlatego nie dowiemy się, dlaczego dziennikarze w wolnych mediach, niewolne pal diabli, rozmawiając z zaproszonymi gośćmi skupiają się nie na rozmowie, nie na temacie, lecz na ocenie wypowiedzi i zachowań. Piotr Marciniak zastąpił Konrada Piaseckiego w „Kawie na ławę”. Piasecki nie przepuszczał żadnej okazji, żeby dać odpór przedstawicielowi opozycji, przerywał mu, ale gdy gość reprezentujący władzę opowiadał kocopoły, plótł jak Piekarski na mękach mijając się z prawdą, nabierał wody w usta i słuchał bajania z nabożną czcią. Marciniak poszedł nieco dalej i praktycznie nikomu nie pozwalał dokończyć.

Na samym początku niedzielnego programu oddał głos Michałowi Kamińskiemu. Ten nawiązując do procederu nielegalnego składowania odpadów i pożaru jednego z wysypisk powiedział, że jeżeli dzisiaj dostajemy informacje, że także państwowe zakłady, i to przemysłu zbrojeniowego, uczestniczyły w tym, no to znaczy… Czujny Marciniak nie dał mu dokończyć. Choć to jego macierzysta stacja pokazała naklejkę na jednym z pojemników na nielegalnym składowisku, poczuł się w obowiązku bełkotliwie sprostować: Nie wiemy czy uczestniczyły, to że ich odpady, oni podpisują, rozumiem, jakieś umowy z kontrahentami, którzy mają to zutylizować, ale nie utylizują. Wygląda na to, że według Marciniaka niewiedza usprawiedliwia każde nielegalne działanie. Jego redakcyjny kolega Piotr Krasko na przykład nie miał zielonego pojęcia, że nie można jeździć samochodem bez ważnego prawa jazdy, więc nie można mu nic zarzucić. Ta zasada potwierdziła się zresztą później w przypadku Artura Zawiszy, co oznacza, że Kraśko został ukarany niesłusznie.

Asekuranctwo jest zrozumiałe w amerykańskiej stacji, ponieważ widz ma prawo wiedzieć. Już dawno niektórzy publicyści i urzędnicy zauważyli, ze słowo ‚krytyka’ pochodzi od ‚być krytym’. Dlatego teraz nikt nikogo nie krytykuje, bo to nie jest naganne ani karalne, ale hejtuje, bo to lepiej brzmi i można pod to podciągnąć dosłownie wszystko, od pomówienia po znieważenie i zniesławienie. Mimo to Marciniak mógłby sobie darować deklarację, że rozumie o czym mówi. Chyba, że chciał przypodobać się przedstawicielom władzy.

W ciągu trzech lat z Nitro-Chemu, największego producenta trotylu w NATO, wyjechało w niewiadomym kierunku 4-5 tys. ton toksycznych odpadów. Choć odbiorcy nie mieli pozwoleń na ich utylizację, powiązany z PiS prezes Krzysztof K. podpisywał z nimi umowy na coraz wyższe kwoty, a dyrektor finansowa firmy zatwierdzała niektóre faktury „na gębę”.

Wczoraj Agata Adamek zaprosiła do studia p. prof. Ewę Łętowską i także pozwoliła sobie na ocenę jej słów. Omawiając sprawę p. Joanny, w majtkach której policja spodziewała się znaleźć osobnika pomagającego w dokonaniu aborcji lub nakłaniającego do niej, prof. Łętowska stwierdziła, iż to jest stała metoda działania w swoim czasie milicji, w tej chwili, widzę, policji. Charakterystyczna zresztą dla przejawów państwa policyjnego. Przed państwem policyjnym nas ostrzegał Karol Modzelewski, niedawno zmarły wielki historyk i działacz społeczny… Wiercąca się niespokojnie Agata Adamek nie mogła powstrzymać się przed przerwaniem p. prof. w celu podzielenia się z widzami błyskotliwą myślą, że to jest bardzo surowa diagnoza, że teraz mamy policję 35 lat po…

Dla łebskiego redaktora nie ma znaczenia czy to, co rozmówca mówi jest prawdą, czy odzwierciedla rzeczywistość, co w ogóle oznacza. Musi, po prostu musi dać odpór, zademonstrować dystans, odciąć się, ocenić, a jak trzeba to i nawet złajać. Choć nie odróżnia rozmowy od dyskusji, to mniej lub bardziej wprost daje do zrozumienia że jedynym rozgarniętym, kumatym w studio jest właśnie on, a goście nie po to zostali zaproszeni, żeby mówić to, co uważają, tylko uważać na to, co mówią. A ponieważ ci, którzy siedzą przed ekranami są według niego jeszcze głupsi, więc trzeba im tłumaczyć, zapewniać, że nawet jeśli czegoś nie wie, to zawsze wszystko rozumie. Dlatego bez trudu zrozumiał, że nazywanie policyjnym państwa, w którym demonstranci, w tym kobiety, okładane są przez policjantów po cywilnemu pałkami teleskopowymi, a posłanki pryskane gazem pieprzowym po oczach, jest „bardzo surową diagnozą”.

Prowadzący wiercą się niecierpliwie i całym sobą dają do zrozumienia, że kompletnie nie interesuje ich co rozmówcy mają do powiedzenia. Przerywają, mówią jednocześnie z innymi, pouczają, pokrzykują, wygłaszają opinie, komentują. Co ciekawe gdy tak zachowuje się ktoś w tak zwanych mediach publicznych, to wolne nie szczędzą słów krytyki. Belki w swoim oku dostrzec jednak nie są w stanie.

Niewykluczone, że u podłoża takiego zachowania leży strach przed konsekwencjami. Obawa, że gość powie coś, co nie spodoba się jakiemuś organowi, radzie, prokuratorowi. Lepiej zapobiegać przerywając, nie dając dojść do słowa, a jak już padnie coś kontrowersyjnego, obrazoburczego to od razu zdystansować się. Ta władza bowiem odcisnęła piętno na wszystkich umysłach do tego stopnia, że rozmówcy bardziej skupiają się na tym, czego nie powiedzieć, niż na tym, co powiedzieć. Nawet eksperci, medioznawcy dali się przekonać, że podczas rozmowy w studio jednym z podstawowych obowiązków dziennikarza jest ocena wypowiedzi, tłumaczenie co rozmówca miał na myśli i dlaczego nie powinien mówić tego, co powiedział, bo tak przecież nie wolno mówić, słowem dystansowanie się.

Prof. Łętowska wyjaśniła red. Adamek, że państwo policyjne charakteryzuje się tym, że policja, egzekutywa, resorty siłowe, mają znacznie więcej nie tyle nawet uprawnień, ile w zachowaniach, w konkretnym standardzie są poza kontrolą. Tu znowu wkroczyła p. red. by poinformować profesor prawa, że uprawnienia mają te same, prawo obowiązuje takie, które mówi o tym, że tylko lekarz może zadecydować o ewentualnym włączeniu się policji w jakieś działanie wtedy, kiedy ktoś już jest w gabinecie lekarskim. P. prof bardzo delikatnie wyjaśniła niezbyt rozgarniętej p. red., dlaczego ja mam wrażenie déjà vu? Dlatego, że policja mówi, i to jest nie tylko tu… Przy covidzie, jak mieliśmy działania policji, ciągle słyszałam w kółko, przepraszam, do znudzenia, ludzie mówili, znawcy prawa, policja działa… Działa! Nie mówię o kompetencjach! — podkreśliła p. prof. upewniając się, że dotarło — nieproporcjonalnie, stosuje środki za szerokie, wobec tego oddziałuje, niszczy zaufanie społeczne i działa nadmiarowo. Ja słyszałam odpowiedź: „ależ jest rozporządzenie, a od konstytucji to jest Trybunał Konstytucyjny, przecież on jeszcze nie orzekł.” Co w gruncie rzeczy policja robiła, milicja w swoim czasie i co teraz robi pan Szymczyk? Pan Szymczyk mówi w ten sposób: „my mamy kompetencje, kompetencje wyznaczył nam legislator, a my się mieścimy w granicach kompetencji.” Tak, tylko współcześnie prawo, po tych 35 latach, które upłynęły od czasów transformacji, zmiany ustroju, my wiemy już na pewno, bo tak działa Unia Europejska i tak działa Rada Europy, ten cały system ochrony praw człowieka, my wiemy już na pewno, że nie wystarczy mieścić się w legalnym zakresie kompetencji tylko jeszcze sytuacyjnie musi to być proporcjonalne. Czyli… Tu niezwykle czujna red, Adamek przerwała i przywołując p. prof. do porządku zadała błyskotliwe pytanie: No i wracając do sprawy pani Joanny, czy tutaj to było proporcjonalne? Nie było — rozwiała wątpliwości p. redaktor pani profesor  i dodała, że to powiedział już sąd.

Co jakiś czas to ci, to tamci rozdzierają szaty ubolewając, że społeczeństwo jest podzielone. Wyciągnięty oskarżycielsko palec wskazuje na nich, przeciwników politycznych. Tymczasem prawdziwym winowajcą jest tak zwana czwarta władza, która nie informuje, lecz z jednej strony manipuluje informacją tak, by słuchacz wyciągnął właściwe wnioski, a z drugiej interpretuje wypowiedzi, zdarzenia po to, by słuchacza, widza, czytelnika zwolnić z obowiązku analizowania i wyrabiania sobie opinii. Dziennikarze tak już się rozbestwili, że zaczęli rozbierać na czynniki pierwsze nawet żarty i skecze kabaretowe.

Dodaj komentarz